Apple zaprezentowało nowe komputery iMac oraz MacBook Pro z układami M3. Do komputerów stacjonarnych dodaje myszki i klawiatury ze złączem... Lightning.
Październikowa "konferencja" Apple za nami. Firma zaprezentowała nowe procesory z serii M3 - podstawowy, M3 Pro oraz M3 Max, które zasilą 24-calowe komputery iMac oraz laptopy MacBook Pro w wersjach 14 i 16 cali. Choć plotki mówiły, że na konferencji pojawi się także nowy iPad - a konkretnie jego wersja mini, Apple skupiło się wyłącznie na komputerach, ich specyfikacji oraz samych układach M3, które z laptopów MacBook Pro mają wycisnąć jeszcze więcej - z zachowaniem długiego działania na baterii - nawet do 22 godzin.
Ważnym elementem prezentacji był odświeżony iMac - choć rewolucji w nim nie ma i zabrakło większego modelu, moją uwagę przykuło coś innego. Przez ostatnie tygodnie wiele mówiło się o akcesoriach Apple, które wciąż sprzedawane są ze złączem Lightning. Jesienna konferencja Apple, na której firma pokazała iPhone'a 15 z USB-C oraz słuchawki AirPods Pro z USB-C dawały nadzieję, że wkrótce dostaniemy cały szereg nowych modeli akcesoriów. A jako, że iMac w zestawie posiada klawiaturę Magic Keyboard i myszkę Magic Mouse, naturalnym wydawało się, że wraz z nową odsłoną komputera, pojawią się nowe odsłony tych sprzętów. Nic bardziej mylnego.
W ofercie Apple pojawiły się trzy podstawowe wersje nowego, 24-calowego iMaca:
- 8-rdzeniowe CPU, 8-rdzeniowe GPU, 256 GB pamięci masowej, 8 GB zunifikowanej pamięci RAM (z możliwością rozszerzenia)
- 8-rdzeniowe CPU, 10-rdzeniowe GPU, 256 GB pamięci masowej, 8 GB zunifikowanej pamięci RAM (z możliwością rozszerzenia)
- 8-rdzeniowe CPU, 10-rdzeniowe GPU, 512 GB pamięci masowej, 8 GB zunifikowanej pamięci RAM (z możliwością rozszerzenia)
I do wszystkich dodawane są klawiatury i myszki. Sęk w tym, że mamy tu do czynienia z tymi samymi akcesoriami, które dostępne były wcześniej - ze złączem Lightning. Choć w zestawie znajdziemy przewód z USB-C na Lightning, tak taki ruch zaskakuje i dziwi, tym bardziej, że ostatnimi decyzjami Apple dawało do zrozumienia, że nie ma problemu z przeskoczeniem na inny standard.
Kabelkowy zawrót głowy. Apple i tak będzie musiało zrezygnować ze złącza Lightning
No cóż, jeśli Apple nie zrobi to z własnej woli, już w przyszłym roku będzie musiało to zrobić ze względu na wchodzące w życie przepisy - przynajmniej w Unii Europejskiej. Przypomnijmy: W październiku ubiegłego roku Rada Unii Europejskiej oficjalnie zatwierdziła dyrektywę o uniwersalnej ładowarce, która wchodzi w życie w październiku 2024 r. Nowe przepisy związane z obowiązkowym wykorzystywaniem złącza USB-C do ładowania dotyczą licznych urządzeń przenośnych:
- telefonów komórkowych
- tabletów i czytników
- cyfrowych aparatów fotograficznych i konsol do gier wideo
- słuchawek (w tym dousznych) i głośników
- myszek i klawiatur bezprzewodowych
- nawigacji
40 miesięcy po wejściu w życie dyrektywy nowymi przepisami zostaną objęte też wszystkie laptopy. Co więcej, nowe przepisy nie będą wyłącznie wpływały na standard ładowania - a raczej port, jaki będzie do tego wykorzystywany. Zmiana ma pozwolić konsumentom zdecydować czy kupić nowe urządzenie z ładowarką, czy bez. Pomoże to nie tylko zaoszczędzić pieniądze, lecz także zmniejszyć ilość elektroodpadów związanych z produkcją, transportem i utylizacją ładowarek. Cztery lata po wejściu w życie dyrektywy Komisja oceni, czy taka oddzielna sprzedaż powinna być obowiązkowa.
Nawet jeśli Apple będzie kurczowo trzymało się złącza i przewodów Lightning, będzie zmuszone to zrobić w Unii Europejskiej. Patrząc jednak na sytuację z iPhonem 15, gdzie USB-C trafiło do wszystkich modeli na całym świecie, przyjdzie moment, w którym pozostałe sprzęty i akcesoria z logo nadgryzionego jabłka przejdą na ten standard.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu