Ósmy odcinek AntyNiedzieli zaczniemy od kolejnego patentu Apple, który pokazuje, że i Apple nie chce pozostać w tyle z pomysłem bezprzewodowego łado...
Ósmy odcinek AntyNiedzieli zaczniemy od kolejnego patentu Apple, który pokazuje, że i Apple nie chce pozostać w tyle z pomysłem bezprzewodowego ładowania. Wtorek przywitał nas pierwszą częścią kosmicznej odysei na Antywebie, cieszy nas, że ten pomysł przypadł Wam do gustu, będą kolejne:). W środę dowiedzieliśmy się, co możemy zrobić ze starymi telefonami, które z pewnością wielu z nas jeszcze kolekcjonuje. Na czwartek wybraliśmy rewolucyjną, mobilną klawiaturę SwiftKey, dzięki której możemy wprowadzać całe zdania bez odrywania palca od ekranu. Tydzień zakończymy recenzją Halo 4 - musimy przyznać, że wzbudziła, jak zwykle zresztą, wiele emocji, którym daliście wyraz w swoich komentarzach.
I. Poniedziałek – Autor Konrad Kozłowski.
Apple ma dosyć kabli? Najnowszy patent na to wskazuje. Z technologii bezprzewodowych korzystamy każdego dnia – używamy słuchawek Bluetooth czy sieci Wi-Fi, jednak aż w takiej skali „bezprzewodowa rewolucja” nie dosięgnęła funkcji ładowania baterii w naszych urządzeniach, jeszcze. Nowo zgłoszony patent przez firmę Apple przedstawia projekt pozwalający na bezprzewodowe ładowanie naszych urządzeń w sposób o jakim moglibyśmy jedynie pomarzyć.
Telefon zawsze gotowy do użycia z pełni naładowaną baterią – oto marzenie dzisiejszych posiadaczy „prawdziwych” telefonów komórkowych, czyli smartfonów. Niestety warunek jest jeden – na stałe podłączona do gniazdka stacja dokująca w której umieścimy telefon lub pamięć o podłączeniu kabla do telefonu jak tylko wejdziemy do domu, biura.
Jest to oczywiście nadal ładowanie indukcyjne, lecz niesamowicie będę kibicował tej inicjatywie. Jak widać na powyższej grafice zamysł Apple jest prosty aż do bólu – zakłada on wbudowanie zasilania typu NFMR (near-field magnetic resolution) wprost do iMaca, dzięki czemu znajdujące się w jego pobliżu urządzenia jak klawiatura, mysz czy tablet będą nieprzerwanie „podłączone” do źródła zasilania. Oczywiście nie jest to rozwiązanie idealne, bo tej „ładowarki” nie zabieralibyśmy ze sobą. Z drugiej zaś strony wystarczyłoby właśnie mieć ze sobą pojedyncze akcesorium, wyposażone jedynie w tą technologię, by naładować dwa, trzy a być może i więcej urządzeń jednocześnie.
Ostatnimi czasy Apple nie zaskakiwało nas zbyt często, dlatego cała ta karuzela „innowacyjności” zaczęła nieco zwalniać. Taki projekt mógłby okazać się strzałem w dziesiątkę, o ile w ogóle zostanie on opracowany i wprowadzony na rynek. A może konkurencja okaże się szybsza? Tym lepiej.
Nie ładowanie indukcyjne, ale rezonansowe.
Coś takiego Intel pokazywał już ładnych parę lat temu, nawet planował laptopy ładujące telefony znajdujące się w pobliżu. Więc jak zwykle Apple ukradło pomysł i teraz twierdzi, że sami na to wpadli.
Chyba jedyna innowacja tutaj, to możliwość ładowania nie tylko telefonu, ale też klawiatury i myszki. Zapewne na coś tak innowacyjnego Intel nie wpadł.
W przyszłości jeśli ktoś będzie chciał produkował komputery ładujące telefon, zwróci się do Intela o licencję, jeśli dodatkowo ładujące klawiaturę i myszkę, to do Apple.
Pokazać a opatentować to dwie różne rzeczy.
"Pokazać" mogę Ci brzydki palec ale czy to znaczy, że mam tylko ja do niego prawo? Gdyby to wo "wymyślili" -> (patrz pokazali) było niezawodne i chcieli by na tym zarobić to pewnie opatentowaliby to. Jeśli nie to ich strata. To jest biznes.
To dlaczego Intel tego nie zgłosił do patnetu? Tam pracują idioci? Poza tym jeżeli sąd uzna, że patnet Apple się nie należy to patentu Apple nie dostanie. Pragnę zauważyć, że to nie firmy same sobie przyznają patenty tylko, podobno obiektywne, instytucje powołane specjalnie do takich celów.
Mariusz Włodarczyk Ale Apple nie ma nawet jednego urządzenia opartego na tej technologii, a już składają wniosek o patent na rozwiązanie którego nie zastoswali jako pierwsi. I to na podstawie ryciny, a nie działającego prototypu. Kpina i tyle.
Poza pytaniem o zdrowie osoby, która korzysta z komputera 8 godzin dziennie, jest drugie. Jakie straty energii będą przy takim sposobie ładowania, już poza tym że duże lub raczej gigantyczne. Ile kWh zużyje aby naładować smartfona który leży obok ładującej się na odległość klawiatury, w porównaniu z kabelkiem z ładowarki? Jedyny plus to chyba to że jeśli masz metalowy kubek z kawą to cały czas będzie ciepły :)
Reklama
Po pierwsze - ładowanie indukcyjne to pomysł Palma, i jeśli Apple dostanie na nie patent to będzie skandal i szczyt patologii amerykańskiego prawa patentowego.
Druga sprawa - wielu fanów Apple twierdzi, że Apple patentuje tylko pomysły których samo uzywa (i to niby jest argument, ze Apple wcale nie jest trollem patentowym). Jak widać owy wniosek, jak i poprzednie, o opatentowanie pada do gier czy rysika, jasno pokazują, że Apple jednak jest największym obecnie trollem patentowym.
II. Wtorek – Autor Krzysztof Kanawka
Kosmiczna hossa. No to jesteśmy – w kosmosie. Wczoraj zapowiadałem początek nowej kosmicznej serii na Antyweb, dzisiaj swoją obietnicę dotrzymuję. Przed Wami pierwszy artykuł z dłużej serii opowiadającej o kosmosie, zarówno w kontekście eksploracji, jak i jego podglądania (z fotografowaniem włącznie).
Długo zastanawiałem się, o czym powinien być pierwszy, otwierający serię artykuł. W tym miejscu doszedłem do wniosku, że przez wzgląd na niewyobrażalną wręcz obszerność tematu, trzeba zrobić to mądrze. Nie ma na to lepszego rozwiązania, niż zaprosić autorów, którzy w danych kategoriach są po prostu najlepsi. Zaczynamy od eksploracji kosmosu ujętego w kontekście boomu w jego prywatnym sektorze. Nie musiałem myśleć, kto powinien o tym Wam opowiedzieć.
Scenariusz – co może się stać do 2020 roku?
Co będzie możliwe dzięki „New Space” do końca tej dekady? W ciągu zaledwie siedmiu lat możemy być świadkami dramatycznych zmian nie tylko w sektorze kosmicznym – także w dziedzinach technologicznych korzystających z „kosmicznych” danych.
Najbardziej widoczne dokonania „New Space” nastąpią w załogowych lotach kosmicznych. Do 2020 roku do służby wejdzie kilka komercyjnych systemów suborbitalnych, oferujących krótkie loty w kosmos z różnych miejsc na świecie. Prawdopodobnie do 2020 roku przynajmniej kilka tysięcy ludzi rocznie będzie korzystać z takich lotów.
Także przed 2020 rokiem powinno dojść do wprowadzenia pierwszych orbitalnych komercyjnych systemów załogowych. Prawdopodobnie około 2016-2017 roku zostaną przeprowadzone pierwsze testowe loty załogowe – m.in. na kapsule Dragon lub mini-wahadłowcu Dream Chaser. Dostęp do tych lotów będzie komercyjny – jeśli znajdzie się zainteresowany (i dysponujący kwotą kilkunastu milionów dolarów) klient – będzie mógł wziąć udział w locie, nawet jeśli rząd danego państwa nie będzie prowadzić żadnego programu kosmicznego. Oczywiście, pierwszymi klientami tych pojazdów będą agencje kosmiczne, które w ten sposób obniżą koszty dostarczania swoich astronautów na orbitę, ale w dalszej kolejności może dojść do wysyłania „komercyjnych astronautów”, np. wykonujących badania na potrzeby firm medycznych. Do 2020 roku może także dojść do częstszych orbitalnych lotów turystycznych (dziś wykonywane bardzo rzadko, gdy jest wolne miejsce na rosyjskim Sojuzie). Wiele jednak zależy od celu wyprawy turystycznej – autor tego artykułu nie uważa, by były możliwe „masowe” wyprawy turystyczne na ISS a przed końcem dekady raczej nie powstanie prywatna stacja kosmiczna.
Inne kwestie, które z dużym prawdopodobieństwem doświadczymy przed końcem dekady to coraz powszechniejsze wykorzystanie danych satelitarnych dla nawigacji, telekomunikacji, zdalnego dostępu, bezpieczeństwa czy obserwacji Ziemi. Te działy sektora kosmicznego już dziś przynoszą największe zyski, w przyszłości, w miarę rozwoju naziemnych technologii mobilnych, będą generować jeszcze większe przychody. Jednym z takich przykładów połączenia tych technologii jest geocaching czy gier wieloosobowych na otwartym terenie.
Warto w tym miejscu – jako kontrargument – przedstawić rosnący problem śmieci kosmicznych. Od kilkunastu lat obserwujemy rosnącą ilość mniejszych i większych odłamków, jakie znajdują się na różnych orbitach. Wiele z nich nie jest już zupełnie kontrolowanych – np. satelita przestał działać albo doznał rozpadu. Już w tej chwili jest to poważny problem – 10 lutego 2009 roku doszło do kolizji dwóch satelitów (działający Iridium 33 i nie działający Kosmos 2251), co wygenerowało „chmurę” odłamków zagrażających innym satelitom czy górnym stopniom rakiet. Miejsce kolizji było na dość wysokiej orbicie (około 790 km nad Ziemią), gdzie wpływ szczątkowej atmosfery ziemskiej jest już znikomy – odłamki mogą pozostać przez dekady w kosmosie, stwarzając ryzyko dla kolejnych satelitów. W perspektywie kilkunastu lat będzie musiało dojść do bardziej poważnych „akcji sprzątania” orbit, przy użyciu rozwijanych lub nawet nie istniejących jeszcze technologii – co samo w sobie jest kolejną niszą sektora kosmicznego.
Wspaniały cykl. Przestańmy pełzać, zacznijmy latać :) Mam nadzieje, że w Polsce powstanie środowisko wsparcia dla "kosmicznych" projektów. Nie wiem, czy wiecie ale reżyser i dokumentalista Michał Marczak (Grzegorz to rodzina? :) który zrealizował dokument Fuck for forest, szykuje kolejny film dotyczący ekip które startują w projekcie Xprize. Podobno młodzi Rumuni mają bardzo ciekawe osiągnięcia. Czy w Polsce są ludzie na politechnikach, którzy spróbowali by pociągnąć udział w tym konkursie? Ile kosztowałoby uruchomienie takiej kosmicznej drużyny? Pytam serio. Możemy się na to zrzucić :) ja bym za Polaków w kosmosie zapłacił bardzo chętnie. Deklaruję 100 zł. Powołajmy spółkę Kosmiczna Polska S.A. albo Twardowski Projekt S.A. :)
Chętni by się znaleźli na pewno. Zasadnicze problemy to źródło finansowania, na uczelnie ciężko liczyć. Przynajmniej na początku. Potem, z jakimiś postępami i szumem medialnym, pewnie nagle pojawiłaby się wola do współpracy.
Kolejna kwestia to odpowiednia koordynacja takiego projektu. Nawet w ramach jednej uczelni, mielibyśmy specjalistów z różnych dziedzin, którzy niekoniecznie się bezproblemowo rozumieją.. I tu wielką rolę pełni właśnie dobry koordynator/koordynatorzy.
Sam bardzo chętnie bym się na coś takiego pisał, ale raczej na następną edycję, o ile takowa będzie. ; )
Niestety bez takiego sponsora jak Red Bull Polska nie ma szans w tym wyścigu. Co prawda kilka lat temu studenci z Politechniki Warszawskiej pracowali nad łazikiem marsjańskim (w ramach konkursu międzyuczelnianego), ale od skonstruowania pojazdu do umieszczenia go na orbicie jest jeszcze długa droga. Prędzej liczyłbym na to, że nasi konstruktorzy przyczynią się do stworzenia jakiegoś istotnego urządzenia nawigującego, wszak mamy już w tym doświadczenie.
Kasa rządzi wszystkim, na pierwszym locie nie mogłoby się skończyć. O ile dałoby radę uzbierać na polski program "Wyślij pierwszego prywatnego łazika na księżyc", to nie wyobrażam sobie, co byłoby dalej. Naukowców podkupiłaby jakaś zagraniczna firma, a nasze spółki zostałyby z gigantycznymi długami.
To już lepiej niech ktoś da rakietę, a my zbudujemy łazika. Co prawda chwała rozkłada się na dwa państwa, ale co tam ;)
Według mnie Twardowski Projekt powinien mieć 2 cele. 1 stworzenie rakiety która potrafi umieszczać satelity i 2 wygranie Xprize :) Mamy firmy które mogą dać na to więcej niż redbull. Pytania są 2. Czy jest zespół który może się w takie przedsięwzięcie zaangażować i ile to kosztuje?
Ile kosztuje zbudowanie rakiety(?) Innego pojazdu, który może umieścić satelitę. Czy ktoś potrafi odpowiedzieć na takie pytanie? :)
Nie wiem czy wiecie ale przed wojną Polacy skonstruowali największy na świecie balon stratosferyczny nazwany "Gwiazda Polski". Miał bić rekord i wznieść się na 30 000 metrów.
Żeby podkręcić temat pozwolę sobie wrzucić link do czegoś, co jasno pokazuje, że można (quasi-amatorsko) i za relatywnie małe pieniądze "coś" robić. http://www.copenhagensuborbitals.com/
Arkadiusz Regiec - Hej, zbudowanie rakiety, która miałaby umieszczać satelity na orbitach nie jest do końca dobrym pomysłem, bo Polska nie jest korzystnie położona geograficznie do takich zadań, a na dodatek wymagałaby sporej ilości wydzielonej przestrzeni, o którą dość trudno w Europie. Natomiast w Polsce działa aktywna grupa, która zbuduje mniejsze rakiety (PTR) - tzw. sondujące, gdzie różne eksperymenty można zrobić. Te rakiety jednak nie polecą na orbitę.
Zbudowanie rakiety + infrastruktury naziemnej jest bardzo drogie (dziesiątki/setki mln EUR, dolarów czy sztabek złota :) ), dlatego niewiele firm sobie może na to pozwolić bez rządowych funduszy.
Jeśli już, to lepiej skupiać się na budowaniu komponentów satelitarnych czy sposobu wykorzystania danych z satelitów - zyski będą większe niż wygranie xprize.
Jeśli miałyby jakieś firmy w coś inwestować to moim zdaniem lepiej w coś, gdzie jest spodziewane zapotrzebowanie a konkurencja się "nie zagryzie" w walce o nagrodę (bo rynek będzie większy niż ich początkowe możliwości).
PS. Balony stratosferyczne u nas latają "na potęgę": http://www.youtube.com/watch?v=ZpwWCeRYX5g i pewnie kolejne pomysły niebawem i u nas polecą "do góry". :)Technomancja.pl Tak najczęściej się dzieje - po prostu kupujesz usługę wynoszenia swojego ładunku u jakiegoś dostawcy. Trochę (= kilka miesięcy minimum ;) ) negocjacji co do ceny, rozmowy co do wymagań ładunku i rakiety i można lecieć (jak się zademonstruje, że ładunek nie rozwali rakiety i vice versa). :)
Adam Jesionkiewicz Czy uważasz, że możemy stworzyć środowisko, które zacznie realizować choćby takie projekty? :) Jestem przekonany, że jest cała grupa ludzi która chciałaby wziąć w tym udział nawet finansowy, tylko potrzebni są pasjonaci, ludzie z wiedzą i bez oglądania się na red bula czy państwo można zacząć działać :)
Chris Kanawka masz pewnie 100% racji, z punktu widzenia czysto biznesowego, racjonalnie jest zająć jakąś wygodną niszę ale to nie rozpala wyobraźni :) tzn ja się nie chcę zrzucić na nowy typ takielunku do statku Kolumba, ja chcę zapłacić swoje marne parę groszy żeby odkryć drogę do Indii :) Wielki projekt, duże emocje, łatwiej zebrać fundusze. Wtedy łatwiej też tworzyć całe zaplecze, bo ktoś ten takielunek musi zrobić. Czyli jeżeli powiemy, Polska ma wysłać w kosmos swoją własną satelitę a w drugim stopniu wylądować na księżycu i to jest nasz cel na najbliższe 15 lat powiedzmy to do realizacji jest potrzebna cała grupa firm itd. Mamy swój wielki projekt :) Mamy okazję to otwarcia jakiś klastrów firm z branży kosmicznej.
Zresztą może zróbmy pierwszą konferencję Polska w Kosmosie?? Patronat Antyweb :) spotkajmy się poznajmy, pogadajmy co jest możliwe, taki kongres futurologiczny :)
Bardzo dobry artykuł, wciągający i miejscami zdumiewający ;)
W imieniu swoim i Krzysztofa bardzo dziękuję za komentarze. Napisanie następnego artykułu zajmie mi trochę czasu, a będzie on nosił tytuł - "Łowcy Nocy" :D W wolnej chwili zapraszam do obejrzenia zdjęć, jakie robią amatorzy (z października): http://astropolis.pl/topic/39836-plebiscyt-astrofotografii-x2012-glosowanie/
III. Środa – Autor Tomasz Popielarczyk.
A Ty ile starych telefonów trzymasz w domu? Co zrobić ze starą Nokią, która lata świetności ma już dawno za sobą i musi ustąpić miejsca w kieszeni nowoczesnemu Samsungowi? W większości przypadków decyzja jest prosta – zapakować do pudełka i odstawić na najwyższą półkę w szafie. Jakie są powody takiej decyzji? Dlaczego nie sprzedajemy starych telefonów? I w końcu – jak wielu ludzi cierpi na tę dolegliwość?
Co można zrobić ze starą słuchawką? Możliwości jest kilka. Ostatnio popularne stały się serwisy skupujące te urządzenia od użytkowników. Proponowane kwoty nie są wysokie – właściwie w większości przypadków symboliczne – ale w ten sposób możemy pozbyć się problemu/zbieracza kurzu. Zawsze też można stare urządzenie wystawić na Allegro. Kultowe Nokie z serii 3XXX rozchodzą się całkiem sprawnie (zaobserwowałem na podstawie rotacji w aukcjach), więc bardzo możliwe, że z czystym sumieniem oddamy komuś nasz antyczny gadżet za kwotę adekwatną do jego faktycznej wartości. Myślę, że taki stary aczkolwiek sprawny telefon może się również stać dobrym punktem wejścia w świat nowych technologii dla naszych pociech. Sześciolatek, jeśli już w ogóle potrzebuje telefon (dajmy na to – ze względu na konieczność kontaktu z rodzicami), raczej nie będzie korzystał z miliona funkcji i aplikacji Androida.
Na pewno najgorszym rozwiązaniem jest wyrzucenie telefonu do śmietnika. Zawarte w nim podzespoły mają bowiem bardzo zgubny wpływ na środowisko. Sama bateria telefoniczna pojedynczego urządzenia zawiera w sobie składniki, które mogą zatruć nawet kilkaset tys. litrów wody (szczególnie tyczy się to popularnych kiedyś akumulatorów niklowo-kadmowych).
Ja mam trzy stare telefony, głównie z lenistwa, ale trochę też z sentymentu. Jak kupiłem telefon za ponad 600 zł i po półtorej roku mogę go sprzedać za 50 (jak będę miał szczęście) to go sobie zostawiam przekonując samego siebie, że szkoda zachodu, a jak nowy się zepsuje to stary się przyda. Później ten nowy też się robi stary i historia się powtarza :)
Starocie trzyma się w szafie bo działały na tyle długo (do teraz), że w momencie wymiany na nowy model ich wartość była zbyt niska (1/5? 1/10? ceny zakupu).
Ich trwałość, w przeciwieństwie do nowości gwarantuje telefon awaryjny na wypadek utraty nowego cudeńka. Dalej, trwałość ta może być wykorzystana na różnych festiwalach masowych czy też górskich/leśnych/wodnych przeprawach. Na wyprawach takich przydaje się również długość działania na pojedynczym ładowaniu.
Ja mam w szufladzie 3310 raczej tylko jako pamiątkę, 6300 jako taki zapasowy dla mnie i jakiegoś Siemensa do wypożyczenia dla znajomych w potrzebie :PWydaje mi się, że takie które zatrzymamy mają >5lat. Te wyprodukowane w ostatnich 5, raczej się zepsują zanim schowasz do szuflady.
Moje stare telefony się po prostu nie nadają do odsprzedaży. Mój pierwszy SE k500i nie ma połowy obudowy, a część niewymienialna jest w tragicznym stanie, klawiatura się rozpada, W850i zdechł, N95 - obciach go w ogóle pokazywać. Aczkolwiek k500i nadal działa
stare telefony się przydają, np. znajomym okradli mieszkanie i między innymi wszystkie telefony, pożyczyliśmy im więc dwa, poza tym dzieciaki dorastają i wygodniej dać im stary telefon na początek i zobaczyć, czy będą dbać zamiast kupować coś nowego
Ostatnio sprzedałem 8 sztuk w lombardzie, bo dawali tyle co na Allegro i załatwiłem to w kilka minut zamiast mordować się tygodniami z aukcjami. :)
Na przykład walał się po chacie jakiś stary sprawny Sony Ericsson K510i. Sprzęt praktycznie bezużyteczny i bezwartościowy. Na Allegro pełno tego za 10-25 zł i nikt nie bierze. Wziąłem to kiedyś w kieszeń i zapytałem ile by dali w Lombardzie. Powiedział, że maksymalnie 25 zł. No to mu zostawiłem. I tak nikt znajomy tego nie chciał nawet za darmo. Kolejne 7 sztuk poszło podobnie. Zostawiłem tylko stary iPhone3G (warto może ze 200 zł), bo robi mi za odtwarzacz audiobajek i zabawka dla dziecka.
Trzymam 2 stare telefony: SonyEryka coś tam i Samsunga coś tam - głównie w razie awarii aktualnie używanego telefonu. Są w dobrym stanie, ale na tyle stare, że nikt by ich nie odkupił... warto mieć w rezerwie :)
Hm, sam tak mam - nie mam czasu, żeby latać na pocztę w celu sprzedaży na allegro za ledwo 50 zł od sztuki, a nie można tego wyrzucać, więc się zbiera...
IV. Czwartek – Autor Jan Rybczyński.
Można pobrać betę SwiftKey Flow – czy wprowadzanie tekstu da się jeszcze usprawnić?. Interfejs dotykowy pozwala na swobodne eksperymentowanie ze sposobami na wprowadzanie tekstu. Wystarczy mieć pomysł i wprowadzić go w życie za pomocą kodu, nie trzeba produkować fizycznych prototypów, żeby zweryfikować go w praktyce. Dodatkowo użytkownicy różnych urządzeń mogą go błyskawicznie wypróbować. Alternatywnych klawiatur dla systemu Android nie brakuje. Niektóre niewiele różnią się od siebie, inne są całkiem zakręcone i pozwalają wprowadzać tekst np. dotykając ekranu w różnych miejscach, całkowicie pozbawionych oznaczeń. Jedną z najnowszych propozycji jest SwiftKey Flow, którą w tej chwili można przetestować za darmo – producent udostępnił wersję beta.
Wiele osób ceni SwiftKey za szczególnie trafne przewidywanie słów, zarówno tego, które aktualnie wprowadzamy, jak i słów które dopiero zamierzamy napisać. Znam również sporo osób, które upodobały sobie przesuwanie palcem po ekranie, sam jestem jedną z nich. Szczególnie w samochodzie (oczywiście będąc pasażerem, a nie kierowcą) i w komunikacji miejskiej preferuję pisać nie odrywając palca od ekranu. Zauważyłem, że gdy trzęsie, znacznie łatwiej w ten sposób trafiać we właściwe klawisze. Teraz można połączyć zalety obu rozwiązań, tym bardziej, że beta dostępna jest za darmo i obsługuje język polski.
Połączenie genialnego silnika przewidywania słow z przesuwaniem po ekranie? Super!
Na anglojęzycznym filmiku wygląda to świetnie i bez ogródek jest to świetna klawiatura. Gorzej sprawa wygląda w polskiej rzeczywistości. Brakuje opcji pomijania polskich znaków. O ile w normalnym użytkowaniu ą, ę, ć, ż, ź... nie przeszkadza, o tyle w SMSach jak każdy wie, baaaardzo...
Pomijanie polskich znaków znajdziesz np. w domyślnej aplikacji SMS w CyanogenModach, a jeśli się w to nie bawisz, to można to znaleźć np. w GO SMS Pro albo Handcent SMS
nie wiem jak masz telefon, ale w Samsungach w ustawieniach wiadomości, jak wybierzesz w "Tryb wprowadzania" alfabet GSM to mimo że w treści będą się pokazywać polskie znaki to telefon będzie wysyła bez. Myślę że w telefonach innych producentów też jest coś podobnego, no i działa to z każdą kalwiaturą
"Teraz można połączyć zalety obu rozwiązań" w wersji beta aplikacji Swype połączono zalety 4 rozwiązań czyli: Swype, SwiftKey, pisanie liter na ekranie i wprowadzanie głosowe.
Zrezygnowałem ze Swype'a tylko dlatego, że miał zbyt duża wage i na moim urządzeniu mulił strasznie. zamiast tego używałem triala swiftkeya, który nie jest taki ociężały, a teraz już raczej nie mógłbym wrócić do Swype... Chociaż pisanie przesuwając wydaje się szybsze, to autokorekta przy naprawdę szybkich palcach miażdży wszystko.
Zgadzam się, jeśli SK Flow dobrze mi podpowiada, to da się pisać na prawdę szybko, ale jeżeli niezbyt dobrze ze mną współpracuje, autokorekta ze SK3 przebija wszystko.
k.osiara:
To jest właśnie to za co lubię otwartość Androida - o takiej swobodzie wymiany elementów systemu można sobie tylko pomarzyć na iOS i WP.....
V. Piątek – Autor Markus Marcinkiewicz.
Halo 4: Gdzie kończy się desperacja, a zaczyna profanacja? Czwarte części są oznaką nowości. Świeżości. Czegoś, co wstrząśnie schematami wypracowanymi w dotychczasowej trylogii. Kiedy Bungie kończyło swoją historię kosmicznych przygód MasterChiefa czułem złość. Halo była – zaraz po Half-Life – cyklem, do którego wracałem (prawie) regularnie.
Dlatego świadomość, że to już koniec była przytłaczająca. Chciałem więcej. I doczekałem się. Plazmowy promień nadziei rozbłysł gdy świat obeszła wiadomość, że Bungie przekazało cykl w ręce studia 343 Industries. Obawy były spore, ale zostały one rozwiane wydaną spory czas temu specjalną edycją Halo: Combat Evolve z okazji dziesięciolecia serii. Podobało mi się i to bardzo. Uwspółcześniona technologicznie H:CE dostarczyła mi wszystkiego, czego potrzebowałem, a odkąd ją ukończyłem czekam na reedycję Halo 2 – chyba z równie wielką niecierpliwością jak czekałem na Halo 4. Czekałem i się doczekałem.
Pierwsze wrażenie – rewelacja, to jest to na co czekałem. Wszystko wydaje się być takie jakie powinno. No właśnie, wydaje się. W tej grze wszystko jest niedokręcone, niezoptymalizowane, niedokończone. A luźne śrubki to pierwszy krok do katastrofy!
Gdy jest kwaśno i tłusto jednocześnie
Wszystko to w ostatecznej konfrontacji wypada strasznie kwaśno i okropnie tłusto, a taki mariaż musi zakończyć się grywalnościową obstrukcją. Po świetnej rekonstrukcjo Halo: Combat Evolve otrzymaliśmy grę zrobioną jakby przez amatorów dla amatorów. Po HCE Anniversary byłem pewny, że Halo 4 będzie udaną grą, bo ekipa zdała egzamin. Niestety jest zupełnie inaczej i mimo szczerych chęci obalenia tezy, że Halo 4 to gniot, muszę przyznać się do porażki i przyznać Grześkowi rację. Aczkolwiek mimo, że jest to najsłabsza część przygód MasterChiefa to nadzieja jeszcze nie umarła. 343 ma szansę wstać z błota pełnego wieprzy i podać nam porządny produkt, godny renomy Halo, a nie tylko, będącym jego marną kopią. Sentyment, sentymentem, ale bez przesady, ja rozumiem, że graczy ma się za tępaków serwując im gameplaye Call of Duty, ale chłam też trzeba umieć zrobić, a nie tylko odcinać kupony.
Recenzja to rzecz mocno subiektywna, więc nie ma co dyskutować. Powiem tylko, że kompletnie się z tą opinią nie zgadzam. Moim zdaniem gra jest znakomita. Kampanię przeszedłem jednego dnia z zapartym tchem tylko po to, by przez następne 3 tygodnie wciągać się coraz mocniej w multi.
Moja recenzja tutaj: http://obywatelhd.pl/?p=8089A tak na marginesie, to jeśli "scenariusz zawsze był mocną stroną Halo", to ja chyba mam inne kryteria oceny scenariuszy :) Uwielbiam serię Halo, ale mocny, to ona miała zawsze "tylko" świat. Scenariusze były zawsze zagmatwane, mocno tandetne i tak naprawdę bardzo proste.
Nie zgadzasz się z recenzją, ale przyznajesz, ze kampanie przeszedłeś w jeden dzień (czyli jeden z moich zarzutów wobec H4 potwierdzasz swoimi doświadczeniami). Różnimy się w tym, że Tobie się podobała fabuła, a ja czuję niedosyt, chcę więcej, a to w co zagrałem było jak soczysta przystawka. Smaczna i nawet sycąca, ale to tylko przystawka.
Scenariusz był mocną stroną Halo. Nawet jesli przyznam Tobie rację, że scenariusz poprzednich Halo był słaby, ale mocny był świat - pełna zgoda, ale w Halo4 z tego świata zostały tylko popłuczyny, a to co jest nowego wcale nie jest równe poprzedniczkom. Ja pozostaję przy zdaniu, że poprzednie Halo miały i lepszy scenariusz (bardziej mi odpowiadał, tęsknie za Flood) i świat samych urządzeń Halo był lepszy. To, co zaserwowane w Halo 4 jest miałkie i za bardzo przypomina mi Mass Effect. Nie tego oczekiwałem. Ale nie skreślam Halo, mam nadzieję, że w Halo 5 343 stanie na wysokości zadania.
Jesli w dotychczasowych Halo scenariusze były zagmatwane, mocno tandetne i naprawdę bardzo proste, to teraz są takie same, tyle, że bez tego zagmatwania. A tandeta i prostota została jeszcze bardziej spłaszczona w Halo 4.
Multiplayer - kampania mnie zniechęciła na tyle, że nie chciało mi się grać. Ale słyszałem opinie, że ludzie sobie chwalą.
Słaba ta recenzja, ale degustibas... Średnia ocen w branży na świecie jest o wiele wyższa, więc nie wiem czego autor się spodizewał po kontynuacji Halo. Sam jestem wielki fanem serii Halo ( i spin offów) i bardzo mi się H4 podobało. W tekście brakuje jakiejkolwiek informacji o tym że ta gra wygląda wspaniale - wk ońcu X360 ma 6 lat a H4 jest najładniejszą grą (obk Far Cry 3) jaką ten system widział. Dydakt i reszta słaba? Dziur fabularne? Skoro auto jest fanem powinien czytać książki i znać historię forerunnerów - ja nie czytałem bo nie mam czasu, ale przejrzałem skrót na wikipedii - żeby jednak wiedzieć o co chodzi. Gra jest naprawdę dobra i oceny na rynku to uzasadaniją:średnia 87% na Metacritic.
Recenzja jest subiektywna, nie jestem obiektywny. Nigdy nie byłem. Uważam, że obiektywizm to nic innego jak grupa kłamstw, która wspólnie tworzy pewien łatwy do zmanipulowania obraz sytuacji. Dlatego, wolę pisać co myślę, a to co jest poprawne polityczne czy zgodne ze statystyką i rankingami ocen. Każdy ma pełne prawo nie zgadzać się z moją opinią, a ja z każdym z przyjemnością porozmawiam i wymienię poglądu - człowiek nie manekin - a nóż dam się przekonać i zmienię zdanię? :)
Pełna zgoda, że Halo4 wygląda ślicznie. Stąd też wysoka ocena za grafikę, najwyższa w całej punktacji podsumowującej recenzję.
W kwestii Twojej uwagi na temat Dydakta i wytkniętych przeze mnie słabości to kolejną częścią swojej wypowiedzi, że jeśli chcę wiedzieć o co dokładnie chodzi to powinienem przeczytać ksiązki, a także, że sam musiałeś doczytać na Wikipedii o tle fabularnym bo z gry się tego nie dowiedziałeś to tylko przyznajesz rację mojej tezie, że scenariusz jest chaotyczny, niespójny i pełen dziur, które trzeba uzupełniać we własnym zakresie czytając ksiązki lub wiki.
No bez jaj. W kwestii gier przyjęliście jakąś politykę hejtu a'la Edge czy jak? Po pierwsze odwoływanie się do Halo Aniv jest bez sensu bo ten remake to ta sama gra co jedynka tylko z lepszą grafiką (można nawet wrócić do oryginalnej grafiki w dowolnym momencie). Jak można było pokładać nadzieje skoro jedyna inwencja twórcza od 2002 to dodatkowe animacje w terminalach? Neil Davidge kiepski? Kiepski to był O'Donell w Reachu gdzie muzyka sobie, a wydarzenia na ekranie sobie. Jedyny zarzut wobec Davidge może być taki, że nie stworzył charakterystycznego motywu przewodniego. Kim jest Dyktat i o co mniej więcej biega dowiadujemy się z terminali, ale przyznaje, że jest to kiepsko rozwiązane. Zgodzę się też co do wrzucania gracza na fabularną głęboką wodę, bo grając pierwszy raz miałem wrażenie, że opuściłem jakąś część pomiędzy 3 i 4, ale po dojściu do końca wszystko staje się jasne i na pewno nie można mówić o zawodzie. Popieram również zarzut małej różnorodności broni, ale tu akurat wygrał multiplayer i balans. Czytając recenzję miałem wrażenie, że autor spodziewał się po FPSie rozbudowania na poziomie RPG. Kilka rzeczy można było zrobić w H4 lepiej, ale na pewno nie można powiedzieć, że to najsłabsza część, bo dwójkę bije z palcem w nosie.
Daleko mi do hejtera i nie jest żadną linią strategiczną aby oceniać negatywnie. Po prostu Halo 4 rozczarowało mnie i jako dziennikarz wyrażam swoją własną opinię.
Nie zgodze się z tezą, że oceniając Halo 4 nie powinno się pisać o H: CE Anniversary. Anniv rekonstruowało 343, czyli obecny twórcy gier Halo. Oni odpowiadali za uwspółcześnienie Combat Evolve, a więc musieli poczuć klimat Halo, aby niczego nie zepsuć. Udało im się w 100%. Moim zarzutem jest to, że w Halo4 nie czuć klimatu i atmosfery, którą 343 powinno być przesiąknięte po Anniversary. Byli najlepszym teamem do produkcji gry w świecie Halo, mieli pełna swobodę, mogli zrobić co chcieli i mieli doświadczenia jak to zrobić, aby było dobrze. I coś się stało, Anniversary w mojej ocenie jest znacznie lepszą grą niż Halo 4. I nie pod kątem scenariusza, ale jakości grafiki i designu. Zwróć uwagę jak wyglądają lokacje w Anniv, a jak wyglądaja w Halo 4, w czwórce oszukują, tworzą iluzję rozmachu ukrytą za grą świateł, cieni i mgieł. W Halo CE Anniv wszystko było po prostu gigantyczne, bez żadnych oszukańczych sztuczek. To największy zarzut, że 343 nie wyciągnęło wniosków jak budować levele, a powinni mieć to w małym palcu.
Pełna zgoda, że O'Donnel nie popisał się w Reach. Jeśli o mnie chodzi to i Reach i ODST są słabymi grami, których nawet nie skończyłem, bo mnie znudziły. Miałem wrażenie, że cofnąłem się do czasów SHOGO: Mobile Armor Division. Muzyka też była słaba. Zgadzam się, że największy zarzut do Neila jest taki, że nie stworzył ani jednego utworu z rozpoznawalnym motywem. Stworzył muzykę ładną i tylko ładną. Plumka sobie w tle i nie ma potrzeby się nią fascynować, ani też nie odczułem potrzeby posłuchania całego soundtracku, nawet ratowanego tymi klubowymi remixami.
Ty dobrnąwszy do końca byłeś zadowolony z tego, jak zostały wyprowadzone wszystkie wątki w Halo 4, a ja nie. Uważam, że wszystko jest pobieżne, umowne, bez klimatu i atmosfery. Nawet motyw z Bibliotekarką jest słaby. Pomysły są fajne, ale płytko rozpisane. Nie jest tłusto, po prostu jest. Bez szału. To mój zarzut. Nie spodziewałem się rozbudowanego RPG, oczekiwałem poziomu Anniversary. Niczego więcej.
Nie zgodzimy się też co do oceny, która z części Halo jest najsłabsza. Ja uważam Halo 2 za najfajniejszą, ty za najgorszą. Tu nie ma co się spierać, tylko trzeba podać sobie ręce i uszanować opienie drugiej osoby :)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu