Felietony

Anonymous to tykająca bomba. Kibicujemy im, bo (akurat) są po naszej stronie

Krzysztof Rojek
Anonymous to tykająca bomba. Kibicujemy im, bo (akurat) są po naszej stronie

Anonymous robią świetną robotę, bez której Ukraina byłaby dziś w dużo trudniejszej sytuacji. Jednak nie zapominajmy, że ta grupa w swoich założeniach to de facto organizacja terrorystyczna.

Nie wiem jak wy, ale ja jestem osobą, która do wielu rzeczy dosyć łatwo podchodzi dosyć emocjonalnie, oceniając je z perspektywy "podoba mi się" bądź "nie podoba mi się" bardziej niż w kwestii tego, czym dana rzecz bądź zdarzenie jest naprawdę. Wiem - dosyć zagmatwane, ale zaraz postaram się wyjaśnić o co mi chodzi. Przykład, który podam będzie to dosyć dobrze ilustrował. Mamy marzec - rozpoczyna się wojna na Ukrainie. Wiadomość gruchnęła jak grom z jasnego nieba, wszystkim pracuje się jakoś tak ciężko i bardziej niż na bieżących obowiązkach skupiają się na tym, co przekazują portale i telewizja. Informacje są fatalne, więc nie dziwne, że naturalnie szukamy jakiejkolwiek pozytywnej informacji, czegoś, co pozwoli uwierzyć, że Ukraina się obroni i będzie w stanie wyjść z tego konfliktu zwycięsko. Takie informacje w końcu zaczynają się pojawiać, a wśród nich oczywiście ukazał się też komunikat Anonymous, że ci "wypowiadają Rosji cybernetyczną wojnę".

Chwilę później pojawiają się pierwsze "owoce" ich pracy - ofiarami padają Gazprom i inne spółki, rosyjska telewizja czy chociażby samo otoczenie Putina. Czy nas to cieszy? Oczywiście, ponieważ informacja o tym, że wróg poniósł straty, jest dobrą informacją, prawda? Owszem, natomiast kiedy opada pierwsza fala emocji, warto zrobić w tej sprawie krok w tył i spojrzeć na całość z szerszej perspektywy. Owszem - w tym momencie kibicujemy Anonymous, ponieważ robią to, co naszym zdaniem jest słuszne. Pomagają, kiedy Ukraina takiej właśnie pomocy potrzebuje najmocniej. Mamy poczucie, że w czasie kryzysu potężna siła, którą niewątpliwie jest ta grupa, stanęła ramię w ramię z zachodnim światem. Jednak odnoszę wrażenie, że to uwielbienie dla Anonimowych, którego obecnie jesteśmy świadkami, nieco przysłania obraz tego, czym ta grupa naprawdę jest.

Anonymous nie zależą od nikogo, nie podlegają nikomu i na pewno - nie są moralnym sumieniem internetu

Nie wiem, czy to lata wychowywania się na filmach akcji, w których "niezależny" główny bohater w kulminacyjnym momencie filmu podejmuje "właściwe" decyzje, czy też wewnętrzne pragnienie, by istniała jakaś sprawiedliwość na świecie powodują, że wiele osób postrzega Anonimowych jako swego rodzaju siłę która działa w imieniu szeroko rozumianej zbiorowości internetowej. Tymczasem nie może być to bardziej odległe od prawdy. Owszem, w tym konkretnym momencie pomagają oni Ukrainie, ale nie dlatego, że "tak chce internet", ale dlatego, że (prawdopodobnie) są to ludzie myślący, którzy wiedzą jakie mogą być konsekwencje pozwolenia Putinowi robienia tego, co chce. Natomiast Anonymous nie podlegają nikomu i niczemu, a ich agenda jest nieznana. Jedyne co wiadomo to to, że bardzo często działają przeciwko ustalonemu porządkowi rzeczy, jeżeli tylko uznają, że nie jest on zgodny z ich światopoglądem. W tym celu atakują m.in. instytucje rządowe, banki (w tym Bank Centralny USA) i kluczowe instytucje.

 

Oczywiście, każdy taki atak ma swoje uzasadnienie, co powoduje, że ich działania znajdują poparcie części internautów. Poparcie które może powodować, że zapominamy o jednym. Atak, powodujący paraliż działania kluczowych systemów państwowych bądź chęć destabilizacji tych systemów ma swoją nazwę. Jest nią terroryzm.

Tak, Anonymous to cyberterroryści. To już nie brzmi tak szlachetnie

Jako społeczeństwo mamy słabość do ruchów antyestablismentowych. Wystarczy zobaczyć ilu polityków, nie tylko u nas wybiło się na "walce z systemem/układami". Jednak ten system, w którym żyjemy, jest niezbędny, byśmy mogli funkcjonować. Owszem, niektórzy w dalszym ciągu kultywują swojego wewnętrznego 14-latka twierdząc, że jedyna logiczna alternatywa dla systemów, czyli anarchia, byłaby lepsza. Nie - nie byłaby. Anonymous, atakując kluczowe elementy infrastruktury sieciowej państwa mogą mieć swoje powody, jednak to co robią (bądź co chcą osiągnąć) bardzo często można porównać wyłącznie do prób ataków terrorystycznych, tyle że w sieci. Nie twierdzę, że każdy system w którym żyjemy jest dobry i że nie należy kwestionować tego, co robi władza, ale metody, które wybierają Anonimowi w swoich działaniach nie służą wprowadzeniu zmian, a na sianiu chaosu.

I znowu - oczywiście, jest też wiele dobrych rzeczy, które Anonimowi zrobili przed zaangażowaniem się w wojnę na Ukrainie.  Ale to tylko potwierdza moją teorię, że ci ludzie mogą zrobić wszystko, na co aktualnie mają ochotę. Chcą zaszkodzić - zaszkodzą, chcą pomóc - pomagają. Są siłą nad którą nikt nie ma kontroli i myślę, że nawet wewnątrz ich szeregów nie panuje całkowita zgoda odnośnie priorytetów działań. Dlatego, w mojej opinii, działania na Ukrainie nie są moim zdaniem żadnym prognostykiem odnośnie tego, w  co grupa zaangażuje się potem. Równie dobrze mogą stwierdzić, że nie podoba im się porządek polityczny w Polsce i zaczną atakować nasze strony rządowe. A mogą to zrobić, ponieważ to, w co się angażują zależy tylko i wyłącznie od nich. Czy wtedy zwolennicy obecnego rządu im przyklasną? Wątpię.

Dlatego też, chociaż kibicuję Anonymous, ponieważ ich pomoc dla Ukrainy jest nieceniona, moje zdanie o grupie się nie zmieniło. Ta grupa ma duża moc sprawczą, jednak brak jej spójnego celu, a jej działanie opiera się na destrukcji (hakowanie, kradzież danych) i paraliżowaniu funkcjonowania instytucji. Są to umiejętności, które teraz pomagają Ukraińcom po tysiąckroć, jednak jeżeli chodzi o "codzienne" działanie grupy, to są to metody terrorystyczne, na które ciężko wyrazić zgodę. Dlatego tak - cieszmy się z tego, że Anonimowi pomagają i są po naszej stronie. Ale nie zapominajmy, kim są i dlaczego poparcie dla ich działań powinno być bardzo ostrożne.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu