Mobile

Lenovo wie, jak robić biznes

Maciej Sikorski
Lenovo wie, jak robić biznes
5

Przed tygodniem Tomasz poświęcił uwagę zagadnieniu, które było szeroko omawiane w branży: Lenovo, czyli największy na świecie producent komputerów, poinformowało, że sprzedało więcej smartfonów, niż pecetów. Różne wyciągnięto z tego wnioski: jedni kolejny raz przywołali temat ery post PC i zachłysty...

Przed tygodniem Tomasz poświęcił uwagę zagadnieniu, które było szeroko omawiane w branży: Lenovo, czyli największy na świecie producent komputerów, poinformowało, że sprzedało więcej smartfonów, niż pecetów. Różne wyciągnięto z tego wnioski: jedni kolejny raz przywołali temat ery post PC i zachłystywali się wiadomością, drudzy podchodzili do niej w racjonalny sposób i tłumaczyli właściwości obu segmentów, byli i tacy, którzy zachęcali do głębszego spojrzenia w raport chińskiego producenta. Co można w nim znaleźć?

Warto chyba zacząć od podstawowych wyników: przychodu i zysku. W obu przypadkach Lenovo ma się czym chwalić – w drugim kwartale 2014 roku przychody firmy wyniosły 10,4 mld dolarów. W ujęciu rocznym oznacza to spory wzrost (kilkanaście procent). Zmiany na lepsze widać także w rubryce zysku – w porównaniu do analogicznego okresu roku 2013 wzrósł on o ponad 20% i wyniósł 214 mln dolarów. Te wyniki nie robią wrażenia, gdy zestawi się je z rezultatami notowanymi przez Apple albo Samsunga, ale można wskazać na liczną grupę innych gigantów, którzy marzą o tym, by zarabiać tyle, co Lenovo. Chińczycy nie dokładają do biznesu, a to już spory sukces w dzisiejszych realiach.

Największe emocje w opublikowanym niedawno raporcie wzbudziły oczywiście dane dotyczące liczby smartfonów i komputerów sprzedanych w poprzednim kwartale. Tych pierwszych było więcej, więc niektórzy wywnioskowali, iż to ostateczne potwierdzenie tezy, że żyjemy w erze post PC: skoro największy na świecie producent komputerów doszedł do takiej sytuacji, to sprawa wydaje się jasna. Wystarczy jednak trochę podrążyć w danych liczbowych, by zmienić zdanie. A przynajmniej nie skupiać się wyłącznie na jednej stronie medalu.

W ujęciu ilościowym Lenovo w ubiegłym kwartale faktycznie dostarczyło na rynek więcej smartfonów, niż komputerów, ale przychody z tytułu sprzedaży urządzeń mobilnych (to nie tylko smartfony, ale też tablety) wyniosły 1,6 mld dolarów. To zaledwie 15% ogólnych przychodów firmy w tym okresie. Należy oczwiście wspomnieć, że udziały tego segmentu w ogólnych przychodach rosną i produkty ultramobilne odgrywają coraz większą rolę w biznesie Lenovo, ale nadal jest to rola drugoplanowa.

Blisko połowa przychodów chińskiej korporacji (49%) pochodzi ze sprzedaży laptopów. Korporacja kontroluje już 1/5 tego rynku i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie planowała hamować, ograniczać ekspansję – wydaje się wręcz, że mogą nadal poprawiać wyniki. W Chinach producent kontroluje dzisiaj ponad 1/3 rynku PC, w Europie, USA czy na Bliskim Wschodzie wyniki są gorsze, co może mobilizować korporację do podkręcenia rywalizacji z konkurencją. W poprzednim kwartałach dało się zauważyć efekty tych działań (Lenovo rośnie w siłę na Zachodzie), a skoro powiedziano A, to czas powiedzieć B.

Wypada też zauważyć, że w strukturze przychodów zaraz za notebookami nie znajdziemy sprzętu mobilnego – drugie miejsce należy do komputerów stacjonarnych. Biznes, który wiele osób uznaje za archaiczny był w poprzednim kwartale odpowiedzialny za blisko 30% przychodów Lenovo (3 mld dolarów). Gdy cały sektor desktopów urósł o niecałe 2,5% (w porównaniu do analogicznego okresu roku 2013), Lenovo zanotowało ponad 12-procentowy wzrost sprzedaży. Chiński gigant kontroluje 17,5% tego rynku i, podobnie jak w przypadku laptopów, nie zamierza się tym zadowalać.

Czy przywołane dane świadczą o tym, że smartfony, a szerzej sprzęt ultramobilny odgrywa i będzie odgrywał marginalną rolę w biznesie Lenovo? Nie. Korporacja od pewnego czasu akcentuje, że czasy się zmieniają, rynek również, a chiński producent nie zamierza się temu przyglądać z założonymi rękoma. W tym przypadku nie ma mowy o zaklinaniu rzeczywistości i przekonywaniu, że pecety nadal dominują na rynku – firma sama mówi o erze PC Plus, bo widzi, co się dzieje. Widzi i reaguje.

Lenovo coraz śmielej poczyna sobie w segmencie tabletów, zajmuje na nim trzecie miejsce, daleko mu do drugiego Samsunga, ale już samo umocnienie się na podium będzie sporym sukcesem. Wzrost sprzedaży smartfonów jest satysfakcjonujący (w ujęciu rocznym blisko 40%), ale to zbyt mało, by myśleć o atakowaniu najwyższych pozycji w tym biznesie. Zwłaszcza, że podobne plany mają inne firmy i robią sporo, by zrealizować swój cel. Wystarczy w tym miejscu przywołać chiński rynek i toczący się na nim bój o miejsce lidera – do niedawna o koronę walczyły korporacje Lenovo i Samsung, teraz wydaje się bardzo prawdopodobne, że pogodzi ich Xiaomi.

Gigant z Państwa Środka nie może skupiać się wyłącznie na lokalnym rynku, bo chociaż jest on niezwykle chłonny, to nie zapewni korporacji pozycji globalnego lidera – czas wyjść zdecydowanym krokiem z własnego podwórka i powtórzyć proces, który przez ostatnie lata z powodzeniem realizowano na rynku komputerów. Na dobrą sprawę, już to obserwujemy. Lenovo zamierza nie tylko walczyć o lepszą sprzedaż swoich smartfonów, ale też dostać się do naszych domów tylnymi drzwiami – np. z pomocą Motoroli.

Ostatnio o amerykańskim producencie zrobiło się ciszej, ale była to cisza przed burzą. Przez burzę rozumiem informacje dotyczące wyników sprzedaży Motoroli Mobility. Okazało się, że producent poważnie je podkręcił. W poprzednim kwartale firma dostarczyła na rynek 8,6 mln inteligentnych telefonów - w porównaniu z analogicznym okresem roku 2013 oznacza to 100-procentowy wzrost. Obok takiego rezultatu nie można przejść obojętnie. Zwłaszcza, że są szanse na dalsze wzrosty.

Wydaje się wielce prawdopodobne, że Google zrobiło Lenovo naprawdę udany prezent sprzedając im Motorolę. I nie chodzi tu tylko o sam fakt odsprzedania firmy za sensowne pieniądze: Amerykanie restrukturyzowali przedsiębiorstwo, dokonali w nim bolesnych cięć i zrobili względny porządek. Najważniejsze jest jednak to, że stworzyli linię Moto, która została dobrze przyjęta na rynku – to właśnie za jej sprawą Motorola zanotowała wzrost sprzedaży. Seria tanich, ale jednocześnie dopracowanych i wydajnych telefonów rzuciła nowe światło na ten sektor i pokazała inną drogę rozwoju. Kontynuowanie tego projektu wydaje się bardzo wskazane i Lenovo może z jego pomocą osiągnąć naprawdę sporo w tym biznesie.

Przejęcie Motoroli w dłuższej perspektywie powinno przynieść oszczędności – chińska firma praktycznie nie istnieje na amerykańskim rynku smartfonów, ich sprzedaż w Europie nie powala na kolana. Gdyby producent chciał się przebijać w tych regionach z produktami oznaczonymi własnym logo, to prawdopodobnie wydałby więcej, niż zapłacił za Motorolę (przypominam, że ta transakcja nie została jeszcze zamknięta – pełne przejecie powinno nastąpić do końca tego roku), a efekty tych działań nie byłyby pewne. Z Motorolą sytuacja też nie jest w stu procentach klarowna i nie można ogłosić sukcesu, ale Chińczycy pokazali już w przeszłości (przejecie działu komputerów od IBM), że nie wydają pieniędzy bez poważnego przemyślenia sprawy i odpowiedniego planu. Zakładam, że tym razem to potwierdzą.

Co dalej? Zapewne zrównoważony rozwój: bez bagatelizowania rynku mobilnego, ale też bez nagłego rzucania na tę linię wszystkich mocy przerobowych korporacji (warto pamiętać, że Lenovo jest w trakcie przejmowania kolejnego oddziału IBM i zamierza poświęcić sporo uwagi segmentowi biznesowemu). Na kontach mają kilka miliardów dolarów, więc środków na realizację projektów szybko nie zabraknie, plany na przyszłość dość ambitne, a to oznacza, że Chińczycy jeszcze bardziej podkręcą tempo. Tym samym, spodziewam się coraz lepszych raportów kwartalnych.

Grafika tytułowa: shop.lenovo.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu