Seriale

Zbrodnie po sąsiedzku pokazuje jak może wyglądać świeży kryminał w XXI wieku

Kamil Świtalski
Zbrodnie po sąsiedzku pokazuje jak może wyglądać świeży kryminał w XXI wieku
Reklama

Są takie seriale od których po prostu nie potrafię się oderwać. Działa w nich, w mojej opinii, absolutnie wszystko. Bohaterowie, klimat, montaż, stylistyka, scenografia. Wszystko. Nie ma ich wielu, ale jest kilka chlubnych wyjątków, które szczerze uwielbiam - i do nich bez wątpienia mogę zaliczyć "Zbrodnie po sąsiedzku" (ang. Only Murders in the Building), które zabierają widzów do niezwykłego nowojorskiego budynku - Arconii.

Kryminalne historie od lat cieszą się niesłabnącym powodzeniem, ale mam wrażenie że przez modę na podcasty i literaturę true-crime -- ostatnio szaleństwo z nimi związane jest jeszcze większe. "Zbrodnie po sąsiedzku" perfekcyjnie łączą ze sobą wiele kropek: współczesny Nowy Jork, tajemnica morderstwa do rozwiązania, upór, pojawiające się co rusz nowe wątki... a wszystko to z podcastem nagrywanym przez głównych bohaterów opowieści w tle. W ich budynku ginie człowiek - i choć policja uznaje to za samobójstwo, trójka śmiałków jest przekonana że kryje się za tym coś więcej. I to nie przypadkowa trójka -- bowiem do duetu starych mieszkańców Arconii (Charlesa-Hadena Savage'a w którego wcielił się Steve Martin oraz Olivera Putnama odgrywanego przez Martina Shorta) dołącza młoda, głodna wiedzy, tymczasowa mieszkanka (Mabel Mora - tej roli Selena Gomez). I choć na pierwszy rzut oka to "jeszcze jeden serial kryminalny", to właśnie oprawa, forma, humor, reżyseria i pomysłowość twórców sprawiają, że jest on tak nietypowym i - moim zdaniem - godnym polecenia tytułem.

Reklama

Dwa sezony, dwa śledztwa - cały czas równie wysoka forma

Jeżeli chodzi o sam serial -- owszem, to jeszcze jeden kryminał na przepełnionym tematem rynku serialowym. Jeszcze jeden - ale czy to źle? Absolutnie nie, bo twórcy udowodnili, że można do tematu podejść na wiele sposób. I nawet pogoń za najbardziej oczywistą odpowiedzią interesującą fanów gatunku (tj. kto zabił?) może przybrać wiele rozmaitych formuł. Nie wszystkie kombinacje w przeszłości okazywały się sukcesem, tym razem jednak się udało. Bez tworzenia noirowego klimatu, z humorem i bardzo wyraźnym zarysowaniem bohaterów. Każdy z nich jest inny. Zagubiona Mabel, tęskniący za czasami świetności aktorskiej Charles-Haden i wiecznie biedujący, ekspresywny, reżyser Oliver tworzą niezwykły miks. Miks, który zręcznie uzupełniany jest przez postacie drugo- i trzecioplanowe. W bardzo zręczny sposób udało się twórcom połączyć dramatyzm, smutek, nostalgię, kryminał oraz humor. Bo na przekór poważnej tematyce, non-stop -- i to bardzo zręcznie -- wplata tam również wątki komediowe.

Wiele z takich serii okazuje się jednorazówkami - bawią przez sezon, nudzą i są przerostem formy nad treścią w kolejnym. Ze względu na specyficzny setting - twórcy nie mogli sobie pozwolić na zmianę ani klimatu, ani nawet miejsca wydarzeń - Arconia, czyli budynek w którym rozgrywa się akcja serialu, jest jednym z nich. Na szczęście "Zbrodniom po sąsiedzku" udało się tego uniknąć - i z równie wielkim zaangażowanie, ciekawością i... uśmiechem na twarzy ogląda się także drugi sezon. Z kolejnym morderstwem i wyzwaniami, gamą świeżych bohaterów i równie mocną dawką humoru. A przecież o to właśnie chodzi!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama