Felietony

Zaktualizowałem system. Rozumiem, dlaczego ludzie się boją

Krzysztof Rojek
Zaktualizowałem system. Rozumiem, dlaczego ludzie się boją
47

Czy aktualizowanie systemu może być przygodą? Tak, jeżeli masz Linuxa.

Prześmiewcy mówią, że system Linux jest darmowy, jeżeli Twój czas jest bezwartościowy. To, na ile to stwierdzenie jest prawdzie, to każdy musi ocenić sam. Ja jednak wiem, że w tym momencie raczej nie przesiałbym się z powrotem na Windowsa, ponieważ w przypadku mojego laptopa - zwyczajnie nie czuję takiej potrzeby. Jeżeli będę zmieniał system, to raczej po to, żeby przetestować kolejną dystrybucję.

Polecamy na Geekweek: Messenger pozwoli edytować wysłane wiadomości. Czasu będzie mało

Jednocześnie jednak - nie jestem jedną z tych osób, które próbują wciskać kwadratowe klocki w okrągłe otwory i próbować na siłę udowodnić wszystkim, że Linux to najlepszy system dla każdego. Nie. Za rozwojem poszczególnych dystrybucji nie stoi jedna z największych korporacji świata, więc o ile Linux będzie mógł pochwalić się szeregiem funkcji niedostępnych nigdzie indziej, o tyle będzie mu też z pewnością brakowało dużej części, szczególnie w kategoriach "bezobsługowości" i "intuicyjności".

I choć moje doświadczenie z Linuxem jest póki co raczej bezproblemowe, miałem ostatnio przyjemność doświadczyć jednej z rzeczy, po której "przeciętny" użytkownik chyba podziękowałby temu systemowi na dobre.

Jak zaktualizować system w Linuxie? Czasem jest zabawnie

Linux i aktualizacje idą często w parze jak masło i Nutella. Część systemów potrafi już co prawda mieć system aktualizacji OTA, ale w niektórych przypadkach nowe funkcje oznaczają ponowną instalację całego systemu, co jak wiemy, jest procesem który wszyscy kochają. Ja używam systemu Ubuntu i do niedawna miałem wersję 23.4 (a więc - krótkie wsparcie) i moim celem było zaktualizowanie jej do 23.10 (o której pisałem tutaj). Teoretycznie jedyne, co musiałem zrobić, to poczekać, aż system wykryje aktualizacje, sam ją pobierze i zainstaluje.

Tygodnie jednak mijały, a aktualizacji u mnie nie było ni widu, ani słychu. Co więcej, system zaczął mnie promptować, że może bym tak przeprowadził jednak tę aktualizację, ponieważ za chwilę ta wersja straci wsparcie. Postanowiłem więc skorzystać z terminala. Już samo to jest czynnością, na której większość "zwykłych" użytkowników raczej by się wycofało (myślę tu chociażby o moich rodzicach). Jednak niestety i tutaj nie wszystko poszło "zgodnie z planem".

W końcu aktualizacja to nic innego jak podmiana części plików na inne. W Windowsie takie rzeczy dzieją się za zamkniętymi drzwiami ekranu z napisem "prosimy czekać". Na Linuxie natomiast - absolutnie nie, dlatego w moim wypadku aktualizowanie komputera sprawiło, że z komputera znikły prawdopodobnie pliki odpowiadające za język, więc mój cały system i treści na nim zaczęły wyglądać bardzo zachęcająco.

I tak - wiedząc, jak czasami potrafią się zachowywać komputery, po prostu dokończyłem proces aktualizację z krzaczkami zamiast literek, po czym komputer wrócił do poprawnego działania. Jednak jestem przekonany, że jeżeli taki widok zobaczyłby ktoś kto na technologii nie zna się wcale (bo i nie musi), skończyłoby się to na 100 proc. paniką i dzwonieniem po pomoc (a w firmie - do działu IT). Pomijam tu już fakt, że wszystko to spowodowane było tym, że mające rzekomo działać aktualizacji OTA nie działają.

Linux to świetny system i dziś nadaje się do wielu zastosowań, w tym chociażby do grania. Jednak zanim stanie się on kandydatem do zainstalowania na desktopach ludzi, którzy mocno polegają na bezoperacyjności oprogramowania z którego korzystają, czeka go jeszcze bardzo, ale to bardzo dużo "polerowania".

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu