Smartfony

Xiaomi za ponad 6 tys. zł. Kupujecie?

Mirosław Mazanec
Xiaomi za ponad 6 tys. zł. Kupujecie?
5

Ceny smartfonów oszalały. Drogie są już nie tylko iPhony. Gigantyczne pieniądze trzeba płacić również za Samsungi, OPPO, VIVO a także, o zgrozo, Xiaomi. Czy w Polsce ten numer przejdzie?

Przede wszystkim. To nie jest tekst o tym, jakim smartfonem jest Xiaomi 13 czy 13 Pro. Tym zajmujemy się na łamach Antyweb w osobnych artykułach. Swoje pierwsze wrażenia z używania modelu 13 napisał już Tomasz Popielarczyk, możecie je przeczytać tu.

W każdym razie po raz pierwszy Xiaomi daje nam smartfon bez żadnych kompromisów, przynajmniej na papierze. Z certyfikowaną normą wodoodporności IP 68, ładowaniem indukcyjnym, flagowym zestawem obiektywów, najnowszym procesorem, najszybszą pamięcią. Ale to kosztuje. Dokładnie – 6299 zł za najbardziej „wypasiony” model Pro. Czy znajdą się u nas klienci którzy zapłacą tyle za smartfon Xiaomi?

O tanich flagowcach już nikt nie pamięta

Dla porównania. Za nieco mniejsze pieniądze kupimy iPhone 14 Pro (prestiż), za identyczne Samsunga Galaxy S23+, a dokładając 500 zł dostaniemy Samsunga Galaxy S23 Ultra (zdjęcia). Świetny fotograficznie VIVO X80 Pro kosztuje 5999 zł (zobaczymy na ile VIVO wyceni X90 Pro). OPPO Find X5  Pro również kosztuje 5999 zł. Xiaomi 13 Pro nie jest więc już żadną cenową okazją. Czyli traci, przynajmniej w Polsce, swój podstawowy atut.

Gdy w kwietniu zeszłego roku, przy okazji debiutu serii Xiaomi 12 zapytałem Was, ile bylibyście skłonie wydać za smartfon tej marki, granicą okazały się 3 tys. zł. Model 12 Pro wyceniono wtedy na 5199 zł. 13 Pro jest o 1100 zł droższy.

 

Czy Wasze poglądy zmieniły sie od tego czasu? Śmiem twierdzić, że nie. Ale jeśli się mylę, dajcie znać w komentarzach. Tylko kulturalnie proszę.

Co wpływa na wysokie ceny

Oczywiście zmieniła się nieco sytuacja na świecie, bynajmniej nie na lepsze. Wojna na Ukrainie trwa i nic nie wskazuje na to, by miała się szybko skończyć. Atmosfera wokół Tajwanu wciąż jest napięta. A tam właśnie mieszczą się fabryki TSMC które produkują najnowocześniejsze na świecie procesory, o których Chiny na razie tylko mogą pomarzyć. Wcześniej czy później opanują tą technologię, ale póki co USA robią wszystko, by trwało to jak najdłużej. Rosną ceny komponentów, transportu, a ludzie są mniej skłonni do kupowania nowych urządzeń. To wszystko wpływa na końcowe ceny, które rosną w zastraszającym tempie. Ale to nie znaczy, że klienci przejdą nad tym do porządku dziennego.

Sytuacja Xiaomi w Polsce jest tym bardziej skomplikowana, że jej urządzenia trafiły nad Wisłę na długo przed oficjalnym pojawieniem się firmy w naszym kraju. To były nasze ulubione smartfony, z najlepszym, wręcz rewelacyjnym stosunkiem ceny do jakości. Przynajmniej w porównaniu z telefonami renomowanych wtedy firm: HTC, LG czy Samsunga. Dzięki prywatnemu importowi i zapaleńcom modyfikującym oprogramowanie mogliśmy się cieszyć kawałkiem świetnej elektroniki za niewielkie pieniądze. Z pewnymi brakami, ale coś za coś.

Więc gdy Xiaomi w końcu weszło do naszego kraju, trafiło nie na dziewiczy ląd, ale na dobrze zagospodarowany rynek z wysoką rozpoznawalnością marki. Z jednej strony dzięki temu miało trochę łatwiej. Ale z drugiej – trudniej. Bo musiało przynajmniej spróbować przekonać Polaków, że za jej urządzenia warto zapłacić więcej.

Xiaomi kontra użytkownicy

Obecna sytuacja wygląda więc trochę dziwnie. Mamy dwa światy – Chińskiego kierownictwa Xiaomi które uważa, że smartfony w Polsce powinny sprzedawać się świetnie w cenach takich jak w Europie. I trudno im się dziwić. Oraz klientów, którzy robią wielkie oczy, gdy widzą przy najnowszym modelu Xiaomi cenę 6299 zł.

Firma oczywiście da sobie jakoś radę, bo ma w swoim portfolio POCO i Redmi, pozycjonowane niżej, z jako tako przystępnymi jeszcze cenami. Wyniki sprzedaży są liczone razem, więc raczej nie dowiemy się, ile najnowszych modeli z serii 13 sprzedano. Ale coś mi mówi, że czas tego modelu nadejdzie dopiero za mniej więcej rok. Xiaomi 12 można dziś kupić za 2999 zł, 12 miesięcy temu smartfon debiutował za 3799 zł. Również 12 Pro jest teraz sporo tańszy.

Czy coś może pomóc firmie? Na pewno nie zaszkodziłoby dłuższe wsparcie urządzeń. Samsung dał 4 duże aktualizacje systemu i 5 lat poprawek bezpieczeństwa. W jego ślad poszedł OnePlus – model 11 jest wspierany w ten sam sposób. Niestety nie słychać o tym, by Xiaomi podążyło tą ścieżką i na razie mamy informacje o 3 aktualizacjach. Spokojnie można napisać, że tylko o 3.

Marketing na ratunek

Być może kluczem do sukcesu okaże się mariaż z Leicą. Seria 13 to pierwsze smartfony z optyką sygnowaną przez tą firmę dostępne poza Chinami. Kiedyś, w przypadku Huaweia, związek się sprawdził, zobaczymy jak będzie z Xiaomi. Świetnym marketingowym strzałem jest Iga Świątek, najlepsza w chwili obecnej tenisistka na świecie, związana z Xiaomi kontraktem reklamowym. Może będzie tym, czym Robert Lewandowski był przez długie lata dla Huaweia. Wciąż jednak nie jestem przekonany, czy to pomoże sprzedawać Xiaomi smartfony za takie pieniądze. I boję się, że za rok, przy debiucie serii 14, napiszę kolejny tekst. O modelu 14 Pro, albo Ultra, za 7 czy 8 tys. zł.

A może im nie zależy?

Chyba, że firma przestała się już tak bardzo interesować Europą. Sytuacja międzynarodowa jest gorąca. A rynek Chiński olbrzymi, bezpieczny, i wciąż w przypadku Xiaomi jest tam pole do wzrostu – producent zajmuje dopiero 5 miejsce. Może być więc też tak, że producent po cichu położył na naszym rynku krzyżyk jeżeli chodzi o najwyższą półkę. Będzie wypuszczać drogie smartfony, bo tak wypada, ale nie będzie liczyć na ich rekordową sprzedaż. Dochód zapewnią jej inne marki i inne urządzenia.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Xiaomi 13 i 13 Pro mają wszystko, by okazać się bardzo udanymi urządzeniami. Tyle, że przekona się o tym raczej niewielu użytkowników.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu