Xiaomi 13 wkracza na nasz rynek w cenie 4799 zł. Co otrzymujemy w zamian? Czy jest to sprzęt wart swojej ceny? Po kilku dniach używania go, mam już pewną opinię.
Pierwszym ważnym wyróżnikiem jest tutaj na pewno zawartość pudełka. Xiaomi idzie tutaj naprzeciw trendom, bo w zestawie otrzymujemy ładowarkę 67W, kabelek USB oraz silikonowe etui. Miła odmiana po dość mocno ograbionych z jakichkolwiek dodatków zestawach konkurencji.
Globalnie Xiaomi 13 jest dostępny w kilku wersjach kolorystycznych. W Polsce jednak do wyboru mamy tylko dwie – czarną oraz zieloną. W moje ręce trafiła ta druga, niewątpliwie znacznie ciekawsza.
Wykonana ze szkła zielona obudowa Xiaomi 13 ma swój urok, ale jednocześnie uwielbia zbierać odciski palców. Podobnie zresztą jak szlifowane na wysoki połysk metalowe krawędzie. Są one dość płaskie i jedynie delikatnie zaokrąglone na rogach, co wydaje się nieco wręcz zbyt oczywistym odniesieniem do designu iPhone’ów. To wszystko sprawia też, że urządzenie jest bardzo podatne na wyślizgiwanie się z dłoni. Właściwie powiedziałbym, że to jeden z gorzej leżących telefonów dłoni, z jakimi miałem styczność. Bez pokrowca zatem ani rusz – ten dołączony do zestawu diametralnie zmienił moje odczucia.
Aparaty umieszczono na stosunkowo dużej i dość wyraźnie odstającej wyspie. Złośliwi mogliby ją porównać do płyty indukcyjnej, bo obiektywy mają trochę taki właśnie układ. Jestem ciekawy, na ile ta część będzie podatna na zarysowania – jest bowiem dość wyraźnie wyeksponowana. Tu znowu wróciłbym do kwestii pokrowca, który może rozwiązać tę kwestię.
Ogółem to bardzo zwarta i zbita konstrukcja – czuć produkt premium mimo, że przecież nie jest to najdroższy model w tegorocznym line-upie chińskiego producenta. Niemniej, wydając niespełna 4800 złotych, właśnie tego oczekiwałbym jako klient.
Na pokładzie mamy potężnego Snapdragona 8 Gen 2 produkowanego w litografii 4 nm. Jest to obecnie najmocniejszy chip stosowany w smartfonach z Androidem. Nie ulega zatem wątpliwości, że Xiaomi 13 poradzi sobie z każdym wyzwaniem. Pewnym ograniczeniem może być pamięć RAM – w Polsce dostępny będzie model z 8 GB. Ja testowałem wariant 12-gigabajtowy, który pod względem wielozadaniowości spisywał się znakomicie. Mamy tutaj kości LPDDR5X, a więc te same, które trafiły do Galaxy S23. Jeżeli chodzi o przestrzeń systemową, na starcie zajmowane jest tutaj 27,2 GB spośród dostępnych 256 GB (UFS 4.0). Reszta pozostaje do dyspozycji użytkownika.
Nie jestem jeszcze w stanie zbyt wiele powiedzieć o throttlingu, który na pewno w jakimś stopniu tutaj zachodzi. Na te pytania odpowie prawdopodobnie recenzja smartfona. Niemniej moje pierwsze wrażenia są bardzo optymistyczne. Telefon nie miewał problemów z wymagającymi grami 3D i nie nagrzewał się do niekomfortowych temperatur. Ewidentnie czuć jednak, że w odprowadzaniu ciepła udział bierze też aluminiowa ramka, która pod obciążeniem wydaje się być bardziej ciepła niż reszta obudowy.
Smartfon pracuje pod kontrolą Androida 13 z nakładką graficzną MIUI 14. Ktokolwiek kiedyś miał z nią do czynienia, wie doskonale jakie ma wady i zalety. Z całą pewnością jest to kwestia gustu, choć w ostatnich latach MIUI dość mocno upodabniało się do natywnego interfejsu proponowanego przez Google. Przesiadka z innego smartfona z Androidem powinna zatem być tutaj względnie bezbolesna.
W wersji 14 MIUI zostało mocno odchudzone i rozbudowane o kilka dodatkowych ustawień związanych z prywatnością. Zoptymalizowano też działanie funkcji Mi Share, która pozwala na szybkie przesyłanie plików między urządzeniami Xiaomi (np. tabletem i smartfonem). System działa sprawnie, ale wersja przedpremierowa, z której korzystałem miewała trochę błędów. Najbardziej irytujący był związany z działaniem Messengera – nie dało się bowiem korzystać z funkcji „chat heads”, a stuknięcie w avatar naszego rozmówcy, zamiast otworzyć konwersację, przenosiło nas wprost do aplikacji. Zapewne zostanie to dość szybko naprawione.
Dużym plusem jest rezygnacja ze znacznej części dodatkowych aplikacji – właściwie znalazłem tylko jeden bloatware, którego nie udało mi się odinstalować, co jest niezłym rezultatem, jak na Xiaomi. W systemie nie uświadczyłem też tak wielu reklam jak we wcześniejszych wersjach MIUI – mam nadzieję, że po premierze ten stan się utrzyma.
Aparat jest tutaj prawdopodobnie najmocniej rozgrzewającym wyobraźnię elementem (choć nie tak mocno, jak w modelu Pro). Zdjęcia wykonywane głównym aparatem są względnie szczegółowe i mają dobre odwzorowanie kolorów. Do dyspozycji oddano nam tutaj dwa presety Leica – Vibrant oraz Authentic. Są one jednak bardzo subtelne – nawet decydując się na Vibrant możemy być pewni, że nie zaleją nas przesadzone i nienaturalne kolory. Aplikacja aparatu ma też funkcję AI, która dostosowuje parametry w oparciu o rozpoznane na zdjęciu obiekty. Nie zabrakło też trybu nocnego oraz portretowego. Kilka przykładowych zdjęć zamieszczam poniżej.
Coraz częściej przy okazji nowych smartfonów wchodzących na rynek pada to sformułowanie – tanio już było. Nie inaczej jest tym razem. Mam nieodparte wrażenie, że jeszcze 1-1,5 roku temu za Xiaomi 13 zapłacilibyśmy ok. 3500 zł. Dziś jest to kwota niemal o 50% wyższa. I należy się chyba już do tej nowej rzeczywistości przyzwyczaić, czego dowodem są też choćby ostatnie premiery Samsunga.
Abstrahując od tego, Xiaomi 13 wydaje się udaną konstrukcją. Właściwie użyłbym tutaj wręcz określenia – poprawną i to do tego stopnia, że wręcz nawet trochę nudną (co wcale nie oznacza wady – nic nie zaskakuje ani na plus, ani też na minus). Niewątpliwym atutem jest zastosowany tutaj potężny SoC, a także solidny aparat. Jeżeli zdjęcia są dla Was priorytetem, prawdopodobnie na tym polu lepszy okaże się model Pro, gdzie zastosowano wręcz niesamowite podzespoły. Niemniej Xiaomi 13 nie ma powodów do wstydu i z powodzeniem powinien zaspokoić każdą potrzebę potencjalnego użytkownika. Chyba, że… kryje brzydkiego w środku, ale na to pytanie odpowie już zapewne bardziej szczegółowa recenzja smartfona.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu