Z coraz większym smutkiem i obawami patrzę na to, co dzieje się wokół Xbox Series X. Nowa konsola Microsoftu zapowiada się super, ale zamieszanie wokół niej zaczyna przytłaczać. Mam też wrażenie, że Microsoft stawia zbyt wiele na swojego asa w rękawie, którym jest Xbox Game Pass oraz streamingowa usługa xCloud.
Xbox Series X: listopadowa premiera potwierdzona. Na start zabraknie jednak najważniejszej gry
Premiera Xbox Series X potwierdzona: listopad 2020
Było sporo obawa co do tego, czy w tym roku konsole nowej generacji trafią do sprzedaży. Koronawirus dał się we znaki właściwie wszystkim — było sporo obaw że firmy się wycofają z wcześniejszych zapowiedzi, bo najzwyczajniej w świecie pandemia koronawirusa pokrzyżuje im plany produkcyjne oraz promocyjne. Na szczęście dla wszystkich wyczekujących nowych sprzętów w salonie — tak się nie stało. I Microsoft potwierdza, że Xbox Series X trafi do sklepów w listopadzie tego roku. Konkretny dzień jeszcze nie pada, ale to bez znaczenia — patrząc na wpis z oficjalnym ogłoszeniem uznaję jednak, że to i tak bez znaczenia. Firma chwali się czterema generacjami gier na jednej konsoli, a jej dotychczasowa najmocniejsza karta przetargowa — Halo: Infinite — nie trafi na nowy sprzęt od razu. Brzmi jak słaby żart, wiem, ale to niestety prawda.
Halo: Infinite przesunięte. Debiut Xbox Series X bez najmocniejszego tytułu
Halo: Infinite — czyli najnowszą część kosmicznej strzelanki — zapowiedziano jeszcze na targach E3 2019. Miał to być najmocniejszy tytuł startowy. Kultowa seria uwielbiana przez setki tysięcy graczy z całego świata brzmiała jak dobry start nowej generacji. No i faktycznie — tamtejsza zajawka wyglądała nieźle, ale pokazany na lipcowej prezentacji gier na Xbox Series X gameplay prezentował się... po prostu fatalnie. I w ogóle nie przypominał cukiereczka na start nowej generacji, a wręcz przeciwnie. Odstraszał i od pierwszych sekund stał się powodem do drwin. Wtedy jednak wciąż mówiono o debiucie wraz z nową konsolą, obiecano co nieco poprawić, a wczorajszego wieczora... zakomunikowano przesunięcie premiery gry na przyszły rok. Chris Lee wymawiał się tam pandemią i trudnościami związanymi z pracą zdalną. Ręce opadają.
Xbox Series X kompletnie niczym nie zachęca na start
Tytuły startowe rzadko kiedy są wybitne — zwłaszcza gdy spojrzymy na nie z perspektywy późniejszych premier. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest dla mnie The Legend of Zelda: Breath of the Wild na Nintendo Switch. Ale kiedy sprzęt debiutuje bez jakichkolwiek asów w rękawie — naprawdę nie czuję potrzeby zakupu nowej zabawki od razu. Jasne, to nie jest tak, że Xbox Series X nie dostanie żadnych gier na start — będą mniejsze i większe premiery, będzie dużo tytułów multiplatformowych które prawdopodobnie podziałają tam lepiej niż na poprzedniej generacji, ale na ten moment zabraknie jakiegokolwiek killera który by zachęcił do wydania kilku tysięcy złotych. A gadanie Microsoftu o dostępności czterech generacji gier konsolowych na jednym sprzęcie może i działa na wyobraźnię, jest super dodatkiem, ale dla ludzi którzy mają już poprzednie generacje (opcjonalnie: nie mają na nich zaległości) to żadna zachęta. Podobnie jak chwalenie się dostępnością gier, które na konsoli konkurencji są już w tej generacji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu