Pomimo tego, że SpaceX święci sukces za sukcesem i utrzymuje bieżącą przewagę Stanów Zjednoczonych w kosmosie, coraz gorzej wyglądają sprawy z realizacją strategicznie ważnego programu Artemis. Przypomnę, pod tą nazwą kryje się plan powrotu ludzi na Księżyc, tym razem z docelową budową stałej bazy badawczej. Tymczasem Chiny wysłały kolejną rakiet w ramach swojej misji księżycowej, tym razem w celu pobrania próbek i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zasłużenie będą mogli ubrać żółtą koszulkę lidera.
Kiedy nie wiadomo o co chodzi
Problemy NASA mają dwie główne przyczyny, aczkolwiek mocno ze sobą związane. Pierwszym problemem są pieniądze, a drugim polityka. To, że na realizację programu takiego jak Artemis potrzeba ogromnych środków, nikogo nie zaskakuje, całość planów jest rozbudowana i wieloetapowa, ale agencja sama rzuca sobie spore kłody pod nogi.
Po pierwsze, ogromne koszty dla agencji generuje ciągle niegotowa, a będąca kluczowym elementem programu rakieta SLS. Po drugie, NASA pod pozorem chęci posiadania alternatyw bardzo rozprasza środki. Duża ilość dolarów przepalana jest na kapsuły Orion i Starliner, z marnymi jak na razie widokami na ich szybki wejście do służby. Także ślimaczący się projekt Vulcan, realizowany przez konsorcjum ULA, zabiera sporo środków, czasu i energii.
Tymczasem zegar tyka i praktycznie każdy zdaje sobie sprawę, że wyznaczony przez administrację Trumpa termin lądowania w 2024 r. przestał być w ogóle realny. Jedyną szansę (niewielką dodajmy), żeby popchnąć ten projekt na tyle dynamicznie do przodu, żeby takie lądowanie było możliwe w okolicach połowy dekady, byłoby postawienie wszystkiego na jedyną mocną kartę NASA, czyli SpaceX, z jej już latającymi bezproblemowo Falconami, Heavy Falconami oraz budowanym w szybkim tempie Starshipem.
Problem w tym, że za finansowaniem NASA stoi polityka, a powiązania starych koncernów typu Boeing czy Lockheed z politykami są na tyle mocne, że Ci pierwsi za wszelką cenę będą walczyć o dalsze kontakty dla starej gwardii. Zresztą i sama NASA jest silnie i niezdrowo związana z tymi firmami, nie potrafiąc wyciągać konsekwencji nawet wobec ich ewidentnych błędów. Zresztą w najbliższym czasie na taką decyzję i tak nie będzie szans, czasowy paraliż decyzyjny związany z przekazywaniem władzy nowemu prezydentowi jest nieunikniony. Nie do końca też wiadomo jaki będzie podejście nowej administracji do finansowania NASA. Priorytetem dla Bidena mogą być kwestie klimatyczne, i nie jest całkowicie wykluczone, że Amerykanie nie rzucą ręcznikiem obcinając fundusze.
Skupieni na celu
Tego problemu nie mają centralnie zarządzane podmioty chińskie, które pomimo braku tak spektakularnych sukcesów, jak SpaceX, są w stanie realizować coraz bardziej zaawansowane misje tak księżycowe, jak i marsjańskie. Co więcej, widać już po chińskich reakcjach (a właściwie zignorowaniu) na Artemis Accords, że Państwo Środka będzie grało na własnych warunkach i wydaje się, że pokonanie Amerykanów w tym wyścigu jest jednym z priorytetów partii.
Mam też wrażenie, że o misja Artemis, pomimo że ma bardzo ambitne plany związane z bazą, jest mniej metodycznie przygotowywana pod kątem wyboru miejsca lądowania. Chang’e 5 i 6 mają przywieźć pierwszy raz od lat 70-tych próbki gleby (ok. 2 kg) z okołobiegunowych okolic, które na dziś są postrzegane jako jedyne możliwe do stworzenia bazy, ze względu na obecność lodu. W planach są też kolejne misje badawcze z tej serii, a tym czasem NASA do tego etapu ciągle jeszcze nie dotarła.
In Musk they Trust
Coraz więcej specjalistów z tej dziedziny jest zdania, że plany Artemis należy całkowicie przebudować pod wykorzystanie rakiet SpaceX. Wie to sektor prywatny powiązany z tym programem, gdzie firma Muska otrzymuje kolejne kontrakty na misje transportowe CLPS , mające dostarczać na powierzchnię Księżyca sprzęt potrzebny do przygotowania misji załogowej. Wie to też NASA preferując tę firmę przy sporej części nowych projektów. Czy jednak będą mieli odwagę i możliwości pójść na całość?
Przewagą Amerykanów ciągle jest lepiej rozwinięta technologia, ale ten wyścig zaczyna wyglądać trochę jak bajka o żółwiu i zającu. Amerykański zając robi wiele rzeczy naraz, sporo się popisując i zbaczając co chwilę z najkrótszej drogi, a żółw prze uparcie do przodu. Z tym, żeby ta analogia bardziej oddawał dzisiejsze realia, trzeba dodać, że chiński żółw w międzyczasie skombinował sobie porządne wrotki. Chińskie opóźnienia są faktem, ale jednocześnie są znacznie mniejsze, niż się to większości wydaje.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu