Kolejna misja kosmiczna Rocket Lab, o wiele mówiącej nazwie „Return to Sender” przyciągnęła uwagę osób interesujących się podbojem kosmosu nie tylko z powodu ciekawego ładunku. Po serii testów przygotowawczych, na które składały się przeprowadzane przy wcześniejszych misjach kontrolowane wejścia w atmosferę oraz zrzuty z helikopterów, pierwszy raz podjęto próbę odzyskania pierwszego członu rakiety Electron. Wszystko poszło zgodnie z planem, a cenny ładunek jest już w drodze powrotnej do fabryki.
Odzyskali „na mokro” rakietę i wysłali krasnala na orbitę. Sukces Rocket Lab
Na razie na mokro
Po wykonaniu głównego celu misji, wyniesieniu 30 małych satelitów na niską orbitę Ziemi, pierwszy człon rakiety opadł na powierzchnię Oceanu Spokojnego około 400 km od wybrzeża Nowej Zelandii. Próba, którą dziś przeprowadzono, nie jest jeszcze generalnym testem całego procesu, nie przeprowadzono operacji łapania powracającego elementu w powietrzu, przy użyciu helikoptera. Krokiem milowym tego testu było udane użycie spadochronu do wyhamowania prędkości opadania Electrona, który po wodowaniu został podjęty na pokład statku Rocket Lab.
Kolejne próby będą wykonywane, jeśli analiza rakiety potwierdzi, że ta, lub jej wartościowe elementy, nadają się do powtórnego użycia. Firma liczy, że odzyskiwanie rakiety pozwoli im zwiększyć ilość startów, a być może jeszcze bardziej obniżyć cenę usługi. Rocket Lab jest najtańszym „przewoźnikiem” kosmicznym, koszt pojedynczej misji jest szacowany na 6 - 7 mln dolarów, a małego satelitę w misjach łączonych można posłać za kilkadziesiąt tysięcy.
Krasnal w kosmosie
Pomimo że uwagę większości przyciągnęła operacja odzyskania rakiety, ciekawy był też ładunek wyniesiony na orbitę. Znalazły się tam 24 mikrosatelity SpaceBee firmy Swarm Technologies. Jest to część tworzonej właśnie konstelacji mającej się składać ze 150 takich urządzeń, która będzie świadczyć usługi komunikacyjne dla urządzeń typu IoT.
Na pokładzie znalazły się też dwa satelity przeznaczone dla 20 obiektowej konstelacji Unseenlabs, której zadaniem jest monitoring działań morskich, takich jak na przykład nielegalne połowy. Kolejnym satelitą był zbudowany przez nowozelandzkich studentów Waka Āmiorangi Aotearoa APSS-1, który ma pomoć w znalezieniu związku pomiędzy trzęsieniami ziemi a zakłóceniami w górnych partiach atmosfery. Bardzo ciekawym elementem ładunku była też para satelitów DragRacer firmy TriSept, które mają przetestować zdolność do deorbitowania kosmicznych śmieci przy pomocy długiej taśmy.
Najbardziej nietypowym elementem misji był natomiast wydrukowany w 3D tytanowy skrzat Chompski z gry Half Life. Dla 15 centymetrowej figurki była to jednak misja samobójcza. Krasnal był przymocowany do modułu kick stage, który wypycha satelity na właściwą orbitę, po czym płonie w atmosferze.
Rocket Lab w natarciu
Nie będę ukrywał, że Rocket Lab uważam za drugą najważniejszą obecnie firmę po SpaceX, która swoim zaangażowaniem i pasją powoduje, że kosmos staje się coraz bardziej dostępny. Można się tylko zastanawiać, co mógłoby osiągnąć takie Blue Origin, gdyby jego właściciel miał chociaż 10% pasji takiej, jaką widać u ekipy Petera Becka. Nie zdziwię się, jeśli Rocket Lab wcześniej wyśle misję na Wenus, nim firma Bezosa osiągnie orbitę ziemską.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu