Dom Development pozwał aktywistę i wygrał w sądzie. Poszło o stwierdzenie "patodeweloperka".
Rynek mieszkaniowy dziś nie schodzi z ust wszystkich, ponieważ z miesiąca na miesiąc jesteśmy świadkami coraz bardziej pogłębiającej się spirali problemów, jakimi są ceny i dostępność mieszkań. W centrum tego wszystkiego są deweloperzy, na których z jednej strony nakłada się presję zaspokojenia zapotrzebowania, a z drugiej — wskazuje się, że są beneficjentami obecnej sytuacji.
Jednocześnie z tym wiele osób wskazuje na to, że obecnie deweloperzy robią wiele rzeczy, które służą tylko i wyłącznie ich interesom. Działania te zostały kolektywnie zebrane pod jednym bardzo dobrze znanym parasolem, określanym jako "patodeweloperka". Stwierdzenie to przeniknęło już do języka potocznego i ma nawet swój artykuł na Wikipedii, pokazujący, czym patodeweloperka jest.
Ba, sam, poruszając kwestie związane z mieszkalnictwem, używałem tego stwierdzenia, ponieważ w przypadku niektórych projektów tego, co się dzieje, po prostu nie da się nazwać inaczej. Jeżeli ktoś jest ciekawy, zapraszam do tego i tego tekstu. Jak się okazuje, dużo ryzykowałem, ponieważ deweloperzy zdecydowanie nie lubią, kiedy ich się tak nazywa.
Dlaczego pierwszy w Polsce wyrok za patodeweloperkę usłyszał... aktywista?
Sprawa dotyczy aktywisty miejskiego z Miasto Jest Nasze, Stefana Gardawskiego. Nagłośnił on sprawę niejasnych warunków, na których największy podmiot w Polsce, Dom Development zbudował jedno z warszawskich osiedli. Jego odkrycia były nawet podstawą do tego, by deweloper został ukarany przez Urząd Miasta (chociaż karę wycofano ze względu na błędy formalne). Sprawa została dokładnie opisana i na portalu Twitter Stefan podzielił się swoimi refleksjami na ten temat.
Naturalnie, firmie działania Gardawskiego nie były na rękę, więc... wytoczyła mu proces sądowy. Jednym z elementów pozwu było nazwanie inwestycji tytułem patodeweloperki, co miało uderzać w dobre imię Dom Development, a wypowiedzi aktywisty miały godzić w dobre imię Dom Development i odstraszać od niego klientów. Co więcej, sąd pierwszej instancji zgodził się z zarzutami stawianymi przez dewelopera. Na reakcje sieci nie trzeba było długo czekać.
Oprócz tego oczywiście pojawiły się też komentarze broniące firmę, sugerujące, że w tym wypadku została po prostu przekroczona wolność słowa. Oprócz tego pod adresem Dom Dewelopment padają oskarżenia o tzw. SLAPP (Strategic Lawsuit Against Public Participation) czyli formę uciszania debaty publicznej za pomocą przykładowego pozywania osób, które chcą angażować się w proces kontroli nad działaniem gigantycznych firm. W tym wypadku wyrok w sprawie aktywisty mógłby zniechęcać innych do próby wyciągania na światło dzienne szczegółów związanych z inwestycjami dewelopera.
Wyrok został wydany przez sąd pierwszej instancji i oczywiście nastąpiło odwołanie, więc sprawa wciąż jest "w toku". Niestety, w tym wypadku wyrok w zarówno skazujący aktywistę, jak i uniewinniający go, będzie miał spore konsekwencje. Z jednej strony, uzasadnienie odnośnie "strat Dom Development" jest trudne do zaakceptowania, patrząc na to, jak sprzedają się obecnie mieszkania. Z drugiej, wyrok uniewinniający w pewien sposób usankcjonowałby nazywanie tego i innych deweloperów mianem "patodeweloperów", co również z pewnością nie umknęłoby komentującym.
W takim wypadku jedyną radą byłoby oczywiście budowanie w taki sposób, by nie można było nikomu zarzucić bycia patodeweloperem. Jestem jednak bardzo ciekawy, czy którejkolwiek firmie na rynku ta sztuka się udała.
Źródło: Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu