Po latach użytkowania każdy smartfon będzie wymagał wymiany baterii. Co jednak, jeżeli nikt nie chce się tego podjąć?
Jak pewnie wiecie (albo i nie), jestem trochę w poprzek, jeżeli chodzi o trendy w kupowaniu urządzeń, a już na pewno w kwestii związanej ze smartfonami. Pomimo tego, że przez moje ręce przechodzi masa nowych urządzeń, to w mojej kieszeni, jako mój podstawowy telefon znajduje się LG G8s. Jest to telefon wypuszczony w 2019 roku i za 4 dni będzie świętował swoje 4 urodziny. Sam kupiłem ten model jako używany (co z resztą możecie przeczytać tutaj) i od tamtego czasu nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, by wymienić go na jakikolwiek inny. Powodów jest kilka - od faktu, że nie lubię wydawać pieniędzy na rzeczy, których nie potrzebuję, po to, że w świecie przepełnionym zbędnym konsumpcjonizmem chcę własnym przykładem pokazać, że choć producenci chcą wszelkimi środkami przekonać nas, że potrzebujemy mieć wszystkie najnowsze gadżety, to rzeczywistość jest zgoła inna. LG bowiem sprawuje się świetnie (nawet niedawno dostał aktualizację do kolejnej wersji Androida), a cena podobnej klasy telefonów jest obecnie śmiesznie niska.
Czas jednak jest nieubłagany i w końcu trzeba było ten telefon oddać do serwisu
Największym mankamentem wspomnianego smartfona jest fakt, że jego bateria to "potężne" 3550 mAh, co przy dzisiejszych standardach wydaje się śmiesznie małą pojemnością. I... tak jest. Ten telefon przy intensywniejszym użytkowaniu nigdy nie wyciągnął więcej niż jeden dzień na akumulatorze. Jednak, kiedy jakiś czas temu badałem, ile pojemności mu "ubyło" wynik nie był aż taki zły. Po 3 latach kondycja baterii wciąż wskazywała 75 proc., a telefonu spokojnie dało się używać i na nim polegać. Jednak w ostatnim czasie coś się zmieniło. Telefon jakby stracił 3/4 pojemności, a przejażdżka z mojego domu do centrum miasta słuchając muzyki potrafiła rozładować 40 proc. ogniwa. Baterię i tak planowałem wymienić, ale teraz potrzeba stała się nagląca, jeżeli chciałem móc używać smartfona w ogóle.
Dlatego też, wiedząc, że wiele serwisów z Warszawie ma na swojej stronie zakładkę związaną z serwisem LG, pomyślałem, że po prostu zaniosę telefon do jednego z nich, kiedy będę w pobliżu. Coś mnie jednak tknęło, by najpierw zadzwonić i upewnić się, że serwis mój egzemplarz przyjmie. I jakież było moje zaskoczenie (albo jego brak) gdy po usłyszeniu nazwy modelu pan po drugiej stronie słuchawki z miejsca powiedział mi, jak się sprawy mają.
"Mało popularny model. LG nie ma na rynku. Nie mamy części, przykro mi"
No nic. Pierwsze koty za płoty. Jednak drugi serwis, który też miał całą zakładkę na stronie poświęconą LG powiedział to samo. Trzeci i czwarty również. Nie chcę powiedzieć, że powoli zaczęły kończyć mi się opcje, bo zakładam, że serwisów smartfonów jest w tym mieście sporo, ale z pewnością mój optymizm odnośnie tego, że uda mi się to załatwić "szybko, łatwo i przyjemnie" mocno zgasł. Piąty serwis okazał się jednak wybawieniem. "Tak, mamy jedną baterię na magazynie, może pan przyjechać". Tak też zrobiłem. Żeby było zabawniej - na miejscu... pomyliłem serwisy (były 2 w centrum handlowym) i pierwszy do którego poszedłem również powiedział, że nie mają części. Sumarycznie więc 5 miejsc odmówiło mi naprawy, a podejrzewam, że gdybym nie trafił na "ten jeden" tak szybko, liczba ta mogłaby być większa.
I tak - wszystko można zamówić. To tylko kwestia opłacalności
Nie mam absolutnie żadnych pretensji do serwisów, które nie przyjęły mojego smartfona do naprawy. Tak - baterię można prawdopodobnie ściągnąć z jakichś hurtowni, ale zakładam, że po prostu takie działanie im się nie kalkulowało. W końcu biznes to biznes i nikt nie zamierza dopłacać. Jednak moim zdaniem argument, że LG nie ma już na rynku nie jest w tym wypadku żadnym wytłumaczeniem. W końcu wraz z marką nie wyparowały osoby, które używają tych telefonów.
Nietrudno więc wyobrazić sobie, że w podobnej sytuacji mogą (i pewnie znajdują się) klienci większych marek, które wypuszczają dziesiątki modeli, z których każdy indywidualnie rozchodzi się w raczej małej liczbie egzemplarzy. Jeżeli producent nie zapewni części zamiennych, problem z baterią czy z aparatem może oznaczać koniec żywota całego urządzenia. Za LG G8S na OLX trzeba obecnie zapłacić 400 zł (za mój wyeksploatowany egzemplarz zapewne dostałbym mniej), a wymiana baterii kosztowała mnie 250 zł. O jakości, z jaką została przeprowadzona nie będę wspominał, bo to jest kwestia na osobny wpis. Natomiast w takim wypadku faktem jest, że jakby na to patrzeć, taka wymiana raczej nie była jakkolwiek opłacalna.
Myślę, że gdyby nie moje podejście do smartfonów (i elektroniki w ogóle), bardzo prawdopodobne że w takim wypadku po prostu zdecydowałbym się na kupno nowego urządzenia, napędzając tym samym gospodarkę. Jak dużo osób idzie tą drogą? Zapewne więcej, niż byśmy mogli się spodziewać. A szkoda, bo taki przykład jak LG g8s pokazuje, że supertanie używane smartfony mogą rozłożyć każdy inny nowy telefon w swojej klasie cenowej. Serio - pokażcie mi nowe urządzenie z OLEDem, mocnym procesorem, świetnymi aparatami, woododpornością, głośnikami stereo i ładowaniem bezprzewodowym za 400 zł. Ile takich smartfonów trafi na śmietnik, bo nie będzie do nich części bądź serwisom nie będzie się opłacało ich naprawiać?
Co więcej, teraz udało mi się trafić na serwis, który zajął się moim modelem. Ile pociągnie nowa bateria? Mam nadzieję, że kolejne 4 lata. Ale co będzie potem?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu