Świat

Wydajesz kupę kasy i dostajesz bubel. Nie kupujcie tych gadżetów

Krzysztof Rojek
Wydajesz kupę kasy i dostajesz bubel. Nie kupujcie tych gadżetów
4

Rabbit R1 miał lepiej zrobić wszystko to, czego Humane AI Pin nie potrafił. Wyszło tak, jak się wszyscy spodziewali.

Powstanie smartfonów było rewolucją. W ciągu zaledwie trzech-czterech lat nastąpiła kompletna zmiana technologiczna i adaptacja nowej technologii na niespotykaną do tej pory skalę. Od tamtego czasu jednak nic podobnego nie miało miejsca. Naturalne spowolnienie, jeżeli chodzi o sprzedaż nowych urządzeń (zarówno telefonów, jak i np. laptopów) składania producentów do eksperymentowania. Do pokazania czegoś, co, w ich mniemaniu, zelektryzuje rynek i postawi ich na czele nowej rewolucji.

Takim pomysłem miały być m.in. smartfony składane. To jednak nie wypaliło i dzisiaj, chociaż obecne na rynku, są niszą dla entuzjastów i bardziej kojarzą się z szeregiem problemów i ograniczeń, niż z technologicznym przełomem. Kiedy pojawiło się AI, od razu rzucono się i na nie, a powstanie "urządzeń AI" było tylko kwestią czasu. Jednym z najbardziej oczekiwanych był Humane AI Pin, który jednak, kiedy wszedł na rynek, został dosłownie "zaorany" przez recenzentów. Nie chcę tu uchodzić za jakiegoś guru, ale już podczas jego prezentacji byłem przekonany, że taki właśnie będzie obrót spraw.

Teraz przyszła pora na jego bezpośredniego konkurenta. Jaki jest Rabbit R1, który był przedstawiany jako "lepszy i dużo tańszy AI Pin?"

Odpowiedź: tak samo zły. To się nie mogło udać

W sieci zaczynają się pojawiać pierwsze opinie o Rabbit R1 i cóż... na pewno nie są one pozytywne. Recenzencie zwracają uwagę na kilka kwestii, przez które to urządzenie nie ma sensu. Po pierwsze, bez zaskoczeń, AI nie działa. To znaczy - halucynuje, nie daje poprawnych odpowiedzi, myli się i podważa sens istnienia takiego urządzenia.

Po drugie, pomimo, że nawigowanie po interfejsie Rabbit R1 jest wygodniejsze, niż w przypadku Humane AI Pin, to wciąż jest złe, nakładając na użytkownika wiele sztucznych ograniczeń, tylko i wyłącznie po to, żeby nie zostać potraktowanym jak "wybrakowany smartfon". Mamy więc tu ekran dotykowy, którego przez większość czasu nie możemy używać, kółko do niewygodnego scrollowania i bardzo nieintuicyjny interfejs.

Oprócz tego, podobnie, jak w przypadku AI Pin, opis Rabbit R1 w dużej mierze składa się z tego, co to urządzenie nie potrafi, niż to, co umie. Nie mamy tu kalendarza, nie nagramy wideo, nie mamy aplikacji komunikacyjnych czy do obsługi poszczególnych usług (jak np. usługi bankowe), a te usługi, które są (Uber) działają źle.

To wszystko sprawia, że Rabbit R1 jest po prostu kolejnym (zbędnym) klockiem w naszej kieszeni, ponieważ i tak musimy nosić ze sobą telefon, który potrafi wszystko to, co Rabbit i dużo dużo więcej. A, i dobrze jest mieć też ze sobą powerbank, ponieważ bateria 1000 mAh w tej zabawce nie wytrzyma nawet kilku godzin.

Jak się więc okazało, ani AI Pin, ani Rabbit R1 nie są produktami dopracowanymi i przemyślanymi. W bardzo eufemistyczny sposób można je nazwać "produktami dla entuzjastów", a w mniej - dobitnym pokazaniem, że AI na obecnym etapie zwyczajnie nie działa na tyle dobrze, by budować dookoła niej produkt.

Optymiści powiedzą, że to kwestia czasu i trzeba takim produktom dać kilka generacji na rozwój. Ja powiem - po co tworzyć sztuczne ograniczenia, jeżeli całą funkcjonalność AI Pin i Rabbit R1 i dużo, dużo więcej mamy w smartfonie.

Jedynym powodem mogłaby być chęć "cyfrowego detoksu", ale i tutaj piętrzą się problemy. Po pierwsze - jeszcze żadne urządzenie do "odcięcia się od szumu informacyjnego" nie okazało się sukcesem, a po drugie, jeżeli takie wpinki mają być użyteczne, muszą ewoluować, a im bardziej będą ewoluować, tym bardziej będą iść w stronę bycia smartfonem bez wielu funkcji. Dlatego, jeżeli za chwilę nie dokona się jakaś "prawdziwa" rewolucja, na te sprzęty będziemy patrzeć jako na ślepy zaułek rozwoju technologii.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu