Z Twittów Elona Muska wynika, że zwolnił on jednego ze swoich pracowników który odważył się wejść z nim dyskusję. Brzmi kuriozalnie, ale chyba nikogo nie zdziwi to, jeżeli nie okaże się to być żartem.
Wolność słowa wg Elona Muska. Zwalnia programistę który śmiał go skrytykować

Zwolnienia na Twitterze po przejęciu rządów przez Elona Muska to chleb powszedni. Przypomnę jednak że kupując ten dość charakterny serwis społecznościowy w tle nieustannie tliła się jedna obietnica — ta związana z równością użytkowników (co, jak pokazało zawieszenie sprzedaży Twitter Blue, średnio zadziałało) i wolnością słowa. Najwyraźniej z tą drugą też sprawy mają się niezbyt kolorowo - a przynajmniej tak długo, jak chodzi o Muska. Jeden z pracowników, Eric Frohnehoefer, według Elona Muska został wyrzucony z pracy. Za co? No wygląda na to, że... za próbę wejścia w dyskusję z nowym szefem.
Elon Musk zwolnił programistę, który wszedł z nim w dyskusję na Twitterze - a przynajmniej tak twierdzi
Ekscentryczny miliarder kilka dni temu dodał wpis, w którym przeprosił swoich czytelników za to, że Twitter jest taki wolny w wielu krajach. Obwiniał za to źle przygotowaną aplikację — i ogólnie rzecz biorać: zaplecze techniczne. Do dyskusji wtrącił się wspomniany Eric Fohnehoefer, który spędził około 6 lat pracując nad Twitterem dla Androida — i napisał wprost, że jego nowy szef jest w błędzie. Nie były to jednak słowa rzucane na wiatr, a poparte dłuższymi wyjaśnieniami i dokładnym wskazaniem dlaczego Musk jest w błędzie we wszystkim co napisał. A będąc bardziej bezpośrednim - z technicznego punktu widzenia to po prostu bzdury. Pisał on tam o 100 "marnych" RPC (remote procedure calls), tymczasem w rzeczywistości takich zapytań nie ma tam w ogóle podczas próby załadowania głównej strony - ale jest około 20 zapytań w tle przy uruchamianiu aplikacji. Ale jak Elon, jak to Elon, nie jest w stanie przyznać racji komukolwiek - więc brnął w tę dyskusję dalej. Napisał mu nawet, że:
Fakt, że nie zdajesz sobie sprawy, że istnieje do 1200 "mikrousług" wywoływanych, gdy ktoś używa aplikacji Twitter, nie świadczy tutaj najlepiej.
Na co Frohnhoefer znowu odpisał bezpośrednio - że takich zapytań do wygenerowania strony głównej jest raczej około 200, a nie 1200. Panowie nie dawali za wygraną i w długich rozmowach przepychali się argumentami. Kiedy zaś jeden z obserwatorów tych dyskusji wtrącił się i (słusznie, moim zdaniem) zauważył że to rozmowa która powinna odbywać się w zamkniętych kanałach firmowych, tam gdzie odbywa się pełna komunikacja w tym zakresie. Elon Musk odpowiedział na jego wiadomość krótko i zwięźle, że jego rozmówca... jest już zwolniony.
Jeżeli to okaże się prawdą, to... naprawdę zaczyna brakować powoli słów dla kolejnych akcji nowego właściciela Twittera. Bycie ekscentryczną personą w sieci to jedno, ale chaos który towarzyszy przejęciu przez niego społecznościówki to zupełnie inna para kaloszy. Wokół serwisu dzieje się w ostatnich tygodniach tak dużo (i to niekoniecznie dobrego) jest porażający. Podobnie jak brak pokory nowego właściciela, sposób załatwiania spraw oraz... ironia sytuacji. Jego zakup miał przecież zapewnić wolność słowa. A tu jak nie blokowanie kont parodystów którzy śmią podszywać się pod niego samego, to zwalnianie pracowników którzy od lat pracują nad produktem i dyskutują o tym, że pisze on publicznie nieprawdę. Niezły początek.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu