Kiedy jest Black Friday? A jaki ma to sens, jeżeli nie ma on nic wspólnego z zakupami w okazyjnych cenach?
Black Friday? To już teraz? Za tydzień? Nie ważne, dawno przestało mieć to sens
Każdy z nas kojarzy chyba to wideo, w którym tłum w Stanach Zjednoczonych tłoczy się przed wejściem do sklepu, czekając na to, aż obsługa podniesie masywne rolety, tylko po to, by chwilę później runąć z impetem, biegnąc jk najszybciej do sklepowych półek, zgarniając z nich wszystko, co się da. To nie obraz zamieszek czy jakiejś społecznej rewolty – to spodziewane zachowanie, które spowodowane zostało przez sieci sklepów. Gigantyczne obniżki w okresie przedświętecznym to jedyne, co potrzeba, by zamienić zwykłych konsumentów w coś, co patrząc na film można określić jedynie mianem przetaczającej się przez sklep katastrofy żywiołowej. I jedyne, co porzeba, by narodziło się nowe komercyjne święto, które - lubiane bądź nie – jest zakorzenione dziś w popkulturze nie słabiej niż walentynki czy Halloween.
Z komercji powstałeś, w komercję się obrócisz
Sam nigdy nie uczestniczyłem w “szale” Black Friday, co nie znaczy, że nigdy nie skorzystałem z BackFriday’owych zniżek. Raz zdarzyło mi się kupić wtedy telefon i dziś pewnie nikt nie uwierzy, że był to kompletny przypadek. Ot – po prostu potrzebowałem nowego telefonu, wybrałem się do elektromarketu i tak się złożyło, że akurat wtedy był Czarny Piątek. Jednak nigdy nie planowałem swoich zakupów w ten sposób, by odkładać najważniejsze z nich na ten czas. Dlaczego?
Ano dlatego, że w dzisiejszych czasach nie istnieje pojęcie “wietrzenia magazynów”. Firmy i sklepy bardzo dobrze wiedzą, jakie jest zapotrzebowanie na dany produkt w danej cenie i planują zarówno produkcję, jak i dystrybucję uwzględniając sezony obniżkowe. To, że mogą to robić zbierając niesamowite ilości danych o konsumentach kupujących np. online, to już temat na zupełnie inny wpis. Faktem jest jednak, że Black Friday niczym nie różni się w tym temacie od zniżek przedświątecznych, komnijnych, back to school i wszystkich innych. Zniżki będą zawsze, więc nie ma co przejmować się, jeżeli czegoś się w Black Friday nie kupiło
Zwłaszcza, że Black Friday w Polce to wydmuszka
Nie wiem, ile w ostatnim czasie powstało wspisów pokazujących, jaką strategię przyjmują sklepy na Black Friday, ale jeżeli ktoś jeszcze wierzy w realne obniżki, to cóż... bardzo mi przykro. Podnoszenie ceny na kilka dni przed, tylko po to, by w BF obniżyć ją do oryginalnej (albo wyższej) to praktyka, na której przyłapany został już każdy i, co wiecej, z której nikt się nie wycofał. Sklepy korzystają tu z faktu, że mentalnie połączyliśmy Czarny Piątek z przecenami, więc w toku przeglądania wielu produktów z napisaem “obniżka cen” niełatwo jest wyłowić te, które są zwyczajnym scamem.
Dodatkowo, przez działania korporacji termin “Black Friday” jest dziś naciągnięty niczym plandeka na Żuku. “Promocje” nie trwają 1 dzień, ale często - tydzień i więcej, dodatkowo mamy “Cyber Monday” (skąd to się wzięło, nie wiem) i inne eventy, które sprawiają, że cała idea “duże obniżki przez bardzo krótki czas”, która leży u podstawy tej idei tak naprawdę została wyrzucona do kosza.
Mimo wszystko kiedyś warto było śledzić BF. Kiedyś
Jak już wspomniałem, nie mam jakieś potężnej historii zakupów w Black Friday, ale zazwyczaj w ten dzień mimochodem zerkałem, czy może jakakolwiek rzecz, którą aktualnie chciałbym kupić jest może w promocji. Zazwyczaj nie była, ale widziałem też, że w oceanie miernych zniżek pokroju 5 czy 10 proc. czasami trafiały się te naprawdę fajne i zapewne niektóre osoby miały nieco szczęścia i wyrwały produkt, który chciały, po okazyjnej cenie.
Ja jednak dotarłem do momentu, w którym dla mnie, jako konsumenta, Black Friday zwyczajnie nie istnieje. Nie dlatego, że brzydzę się komercyjnymi świętami, tylko dlatego, że ponieważ od lat nie miał dla mnie niczego do zaoferowania, szczególnie w kontekście rozbuchanego do granic możliwości marketingu. Dlatego kiedy ostatnio usłyszałem rozmowę z Black Friday, byłem święcie przekonany, że było on w zeszły piątek. Co więcej, patrząc na to, że Czarny Piątek robi się coraz większą i większą wydmuszką i raczej nikt o zdrowych zmysłach nie zaoferuje u nas faktycznych obniżek (bo biznes musi zarabiać) to nie sądzę, by się to zmieniło. Co więcej, myślę, że coraz więcej osób myśli podobnie, ponieważ nie lubi, kiedy mydli im się oczy i próbuje oszukać.
Jeżeli BF ma być świętem upierdliwych reklam za którymi stoją zniżki pokroju 5-10 proc., to może wato pomylieć o wywaleniu Czarnego Piątku do kosza. Szczególnie w Polsce nie zrobiłoby to konsumentom raczej rzadnej różnicy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu