Od wczoraj przypatruję się Windows 11 i nie mogę zrozumieć działań Microsoftu, który miejmy nadzieję za tydzień wyjaśni nam, co do jasnej cholery planuje ze swoim systemem operacyjnym zrobić...
Z pewnością nie tak wyobrażali sobie pracownicy Microsoftu premierę Windows 11. Plotki i przecieki na temat nowej nazwy pojawiły się już kilkanaście dni temu, więc pojawiły się powody do obaw, ale jeśli tydzień przed oficjalną prezentacją do Sieci trafia jeden ze wczesnych buildów nowych okienek to w Redmond musi teraz wrzeć.
Nadchodzi nowa generacja Windowsa. Czy to koniec Windows 10?
Z jednej strony dlatego, że w ogóle dopuszczono do takiej sytuacji, ale również dlatego, że utracono kontrolę i z nowym systemem operacyjnym użytkownicy mogą zapoznać się bez wprowadzenia, bez całej tej narracji firmy, która być może wyjaśniłaby nam większość nieporozumień, z którymi mamy do czynienia. Na tę chwilę Windows 11 wypada bowiem naprawdę niekorzystnie. Choć wygląda naprawdę fajnie.
Windows 11 to (nie do końca) oszlifowany Windows 10X
Ewidentnie widać, że Microsoft skorzystał z gotowego i porzuconego projektu o nazwie Windows 10X, który miał być (kolejną) dedykowaną odsłoną okienek dla urządzeń z ekranami dotykowymi. Ostatecznie zrezygnowano z niego, co chyba nikogo nie zdziwiło, a teraz wróci pod nową nazwą i najwyraźniej w roli następcy dla Windows 10. Problem w tym, że obecnie jedenastka prezentuje się jak kolejny niedopracowany produkt, który będzie poprawiany i łatany latami przez Microsoft, bo nawet jeśli w przypadku przecieków mamy do czynienia z wczesną wersją testową Windows 11, to nie jestem w stanie uwierzyć, że do 24 czerwca (prezentacja) czy nawet do jesieni (domniemana data udostępnienia finalnej wersji) firma zdoła wszystko dopiąć na ostatni guzik.
Gdzie się podziały skróty?
Głównym problemem Windows 11 zdaje się być to, że po wycięciu części funkcji, skrótów lub uproszczeniu kilku rozwiązań z myślą o ekranach dotykowych, Microsoft nie przywrócił ich w systemie mającym trafić na zwykłe laptopy i pecety. Jest tego zbyt dużo, bym mógł czystym sumieniem napisać, że to tylko kwestia czasu, by doprowadzić Windows 11 do ładu. Wykastrowanie systemu z kilku podstawowych skrótów dla bardziej zaawansowanych użytkowników, pozostałości po poprzednich kilku wersjach Windowsa oraz szlifowany w pośpiechu interfejs, by większość elementów wyglądała na nowe nie napawa mnie optymizmem.
Tak będzie wyglądał Windows 11? Są pierwsze screenshoty
Odświeżony interfejs to nadal niespójny interfejs
Wyśrodkowany przycisk Start wraz z przypiętymi skrótami oraz zupełnie nowe, pozbawione kafelków Menu Start może niektórym przypaść do gustu, ale już wiem, że będę jedną z tych osób, które przywrócą domyślną lokalizację wszystkich tych elementów w lewym dolnym rogu ekranu. Za aktywnymi kafelkami nie będę tęsknił, ale za bardziej uporządkowanym i personalizowanym obszarem z Windows 10 już tak, bo ten z Windows 10 wydaje się być w zbyt dużym stopniu inspirowany platformami mobilnymi.
Microsoft miewa super pomysły. Takiej wizji potrzebuje nowy Windows
W kontekście interfejsu nie sposób jest przejść obojętnie obok zaokrąglonych rogów okien i odświeżonego wygładzania czcionki, które mają sprawić, że uznamy Eksplorator Windows za przeprojektowany. Jak na dłoni widać jak niewiele zrobiono, by nareszcie przygotować spójny interfejs, a najlepiej świadczy o tym tryb ciemny, który w dalszym stopniu nie wydaje się być efektem przemyślanych działań.
Jeśli liczyliście, że nowa generacja Windowsa nareszcie wprowadzić porządek w ustawieniach, to chyba nie ma na co liczyć - część dodatkowych opcji nadal ukryta jest w miejscach rodem z Panelu sterowania (ot choćby ustawienia dźwięków systemowych itd.). Delikatny facelifting wyglądu okna to za mało, gdy całość prezentowana jest jako nowa generacja Windows. I kto spodziewałby się, że obszar z prognozą pogody i informacjami (ten z paska zadań w Windows 10) zostanie przemianowany na Widżety? Przecież na ten moment nie możemy ich personalizować i włączać wedle własnych upodobań, jak na wszystkich innych platformach, lecz jesteśmy skazani na łaskę algorytmów i serwowanych przez nie wiadomości...
10 rzeczy, których oczekuję od Windowsa 11
W przypadku Windows 11 liczyliśmy na znacznie więcej
I z tym mam największy problem tak naprawdę, ponieważ do tego, że Windows 10 pozostanie placem budowy na zawsze już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Natomiast w przypadku wykonania tak znaczącego kroku naprzód (wbrew wcześniejszym zapewnieniom o ostatniej wersji Windows, jaką miała być dziesiątka) można śmiało oczekiwać, że dostaniemy platformę oddzieloną grubą kreską od poprzednich pod każdym względem. Że w czasie, gdy nie udawało się naprawić Windows 10, Microsoft dopracował odrębny produkt, który pokaże, że stoi za nim konkretna myśl przewodnia. Że nareszcie uprzątnięty zostanie ten bałagan międzygeneracyjnym, który raził po oczach Windows 10.
Windows 10 umrze w 2025. To tyle, jeżeli chodzi o „ostatniego Windowsa”
Jeśli rzeczywiście Windows 11 ma działać i wyglądać tak, jak widzimy to na dotychczas dostępnych materiałach, to wolałbym, że system nie został pokazany ani udostępniony przez kolejne 2-3 lata. W tym okresie moglibyśmy wciąż korzystać z Windows 10, zanim Microsoft nie dokończyłby jego następcy. Tymczasem zanosi się na powtórkę z rozrywki, bo Windows 11 pojawi się chyba po to, byśmy go razem z Microsoftem przez kolejne lata testowali i aktualizowali. Oczywiście możliwy jest też wariant taki, że Windows 11 to tylko akcja marketingowa, by zwrócić uwagę użytkowników na nowości i zmiany, bo od dłuższego czasu nie działo się z ich perspektywy nic ekscytującego...
Zrzuty ekranu z materiału wideo WindowsCentral
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu