Windows 11 to wciąż ma znikomą bazę użytkowników w porównaniu do dziesiątki. Microsoft stara się to zmienić.
Windows jest dziś domyślnym systemem operacyjnym na sprzętach innych niż Apple. Przy całej mojej sympatii dla Linuxa, jego udział rynkowy to wciąż granice błędu statystycznego, a inne systemy zwyczajnie nie istnieją, jeżeli chodzi o współczesne komputery. Dlatego też każdy kolejny Windows budzi wielkie emocje, ponieważ pokazuje, w jaki sposób będziemy korzystać z komputera. Jeszcze kilka lat temu wyglądało to jednak inaczej niż teraz, ponieważ za każdy nowy system trzeba było zapłacić, i jeżeli ktoś nie chciał aktualizować, mógł pozostać na poprzedniej wersji, używając jej przez kolejne lata. Teraz jednak kolejne wersje Windowsa to darmowe aktualizacje, więc (przynajmniej do teraz) adopcja kolejnych aktualizacji nie była kwestią lat, ale tygodni czy miesięcy.
Z Windowsem 11 idzie inaczej. Na życzenie Microsoftu
Od premiery "jedenastki" minął już ponad rok i na tym etapie można już chyba uznać, że jest to po prostu... udany system. Przewidywania ludzi odnośnie "sinusoidy Windowsów" się nie sprawdziły, i teraz nie będą oni mogli na tej podstawie przewidywać, jaki będzie kolejny Windows. Jednocześnie jednak - Windows 11 znajduje się wciąż na bardzo małej liczbie komputerów. Pisałem o tym w tym tekście. Sytuacja zaczyna wyglądać nie za dobrze dla Windowsa 11, ponieważ od miesięcy użytkowników zwyczajnie nie przybywa tak szybko, jakby firma tego chciała. Widać to bardzo dobrze po jej reakcjach. Dla przykładu, w jednej z najnowszej aktualizacji - KB5020683 - firma przeprojektowała ekran startowy Windowsa 10. W jaki sposób? Teraz pierwszą rzeczą, którą zobaczą użytkownicy instalujący "dziesiątkę" będzie... zachęta do przesiadki na 11.
Jest to oczywiście próba zachęcenia do tego, by od razu po zainstalowaniu systemu zaktualizować go do najnowszej wersji. Jednak, moim zdaniem, ani ta, ani żadna inna próba nic nie da Microsoftowi i Windows 11 skazany jest na to, by nawet po końcu wsparcia dla 10 wciąż być w mniejszości w porównaniu do tego systemu. Dlaczego? Ano dlatego, że drakońskie wymogi Microsoftu co do komputerów (w szczególności procesorów) sprawiły, że nawet jeżeli ktoś chciałby zaktualizować system, to nie może tego zrobić, ponieważ jego komputer nie spełnia wymagań. Co więcej, obecny udział jedenastki na poziomie 16 proc. i tak trzeba uznać za świetny rezultat, napędzony wszystkimi komputerami osobistymi kupionymi podczas pandemii.
Innymi słowy - Microsoft ma spory problem. Jeżeli wsparcie dla Windowsa 10 faktycznie ma wygasnąć w 2025 roku (czyli za 3 lata) to wątpliwe jest, by przy tej skali adopcji rynkowej do tego czasu Windows 11 zdobył nawet 50 proc. rynku. Co więc zrobić w sytuacji, gdy jedną decyzją można narazić na niebezpieczeństwo połowę swoich użytkowników? Która korporacja zdecydowałaby się na coś takiego?
Wychodzi na to, że Windows 10 zostanie z nami jeszcze trochę dłużej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu