Gry

Wiedźmin 4 – czy klątwa czwartych części gier się spełni?

Patryk Koncewicz
Wiedźmin 4 – czy klątwa czwartych części gier się spełni?
11

Nowy wiedźmin to nie tylko nadzieje, ale także obawy – historia gier pokazuje, że czwórka nie jest do końca szczęśliwym numerem.

Wiedźmin 3 – czyli nasze narodowe dobro – to gra, która dzięki fantastycznemu klimatowi i wciągającej opowieści zapisała się w historii branży jako jeden z najlepszych przedstawicieli gatunku RPG. Wiemy już, że czwarta część wiedźmińskiej sagi powstaje, a studio jest zadowolone z dotychczasowych postępów, ale tam, gdzie developer widzi nadzieje, gracze dostrzegają obawy. Zwłaszcza że czwarte części gier często bywają pechowe i borykają się z nie tylko z licznymi błędami, ale także niespełnieniem wygórowanych oczekiwań graczy. Jak będzie z Wiedźminem?

CD-Projekt pompuje balonik

Trzecia odsłona przygód Geralta zgarnęła w sumie 250 nagród i słowa uznania od najbardziej krytycznych mediów branżowych. Gracze pokochali ją za bogaty i immersyjny świat, przyjemny model walki oraz przyciągającą do ekranu fabułę, która doczekała się rozwinięcia w postaci dwóch DLC.

Czwórka ma natomiast powstawać na nowym silniku Unreal Engine 5, co jest efektem współpracy CD-Projekt z Epic Games, więc o wrażenia wizualne nie musimy się martwić. Nad grą pracuje ponad 100 programistów, wszystko idzie zgodnie z planem i być może tym razem uda się uniknąć crunchu, z którym nie raz CD-Projekt borykał się w przyszłości. Dlaczego więc gracze kręcą nosem?

Przede wszystkim to kwestia postaci. Wciąż nie wiadomo bowiem, kto wcieli się w rolę głównego protagonisty. Znowu Geralt? A może Ciri? W każdym z przypadków pojawiają się „za” i „przeciw”. Z jednej strony fani serii nie wyobrażają sobie Wiedźmina bez Geralta, ale z drugiej odgrzewanie tego kotleta na siłę może nie wyjść czwórce na dobre, przez konieczność wykonywania fabularnych fikołków. Ciri to zaś świetna postać, ale w książkach. W grze brakuje jej charakteru, a same sekwencje poświęcone młodej wiedźmince mnie przynajmniej nie powaliły.

Przeczesując dziesiątki komentarzy na forach dla graczy, moją uwagę przykuły zarzuty o zbyt „zachodnie” podejście do uniwersum Wiedźmina i obawy o przesadną poprawność polityczną w nadchodzącej odsłonie. Dwie pierwsze części serii osiągnęły sukces głównie na rynku europejskim, a dopiero trójka podbiła serca amerykańskich graczy, zachęcając ich także do kupna Cyberpunka. Fani obawiają się więc, że CD-Projekt RED może uprosić ducha produkcji i pozbawić go „słowiańskości”, choć nawet sam pisarz powiedział, że w Wiedźminie „tyle słowiańskości co trucizny w zapałce”, bo jest to klasyczne fantasy, inspirowane wieloma dziełami – niekoniecznie z naszych kręgów kulturowych.

Jest w tym też trochę symboliki, bo kultura popularna lubi trylogie. Powrót do przeszłości, Ojciec chrzestny czy trzy pierwsze klasyki z serii Władcy Pierścieni i Gwiezdnych Wojen. Trylogia spina dzieło klamrą i kojarzy się z zakończonym projektem, a wszystkie kolejne części są już tylko dodatkiem. Czy to sprawdza się w branży gamingowej? Cóż, nie zawsze, ale faktycznie cześć „czwórek” okazała się pechowa – zwłaszcza w przypadku wydaniu odsłony po kilku dobrych latach od poprzedniej części – i nawet pomimo rozwiązania problemów wieku dziecięcego gracze zapamiętywali jako rozczarowanie. Rzućmy okiem na cztery pechowe gry, z których Wiedźmin 4 nie powinien brać przykładu.

Fallout 4

Bethesda osiągnęła serią Fallout ogromny sukces, a czwórka miała być powiewem świeżości, na który gracze czekali od pięciu lat. Niestety producent zastosował tam totalny recykling – Bethesda wykorzystała nieco zmodyfikowany, choć w gruncie rzeczy ten sam silnik graficzny co w Skyrimie, który już w 2011 roku nie powalał na kolana. Przełożyło się to na fatalne problemy z grafiką i błędami z wyczytywaniem tekstur, łatanych później licznymi aktualizacjami.

Fala krytyki dotknęła także miałką fabułę, sekwencje dialogowe i sztuczną inteligencję przeciwników. Nie inaczej było też z systemem walki, który w przypadku starć wręcz wykorzystywał dokładnie te same animacje, co w Skyrimie, a archaiczny model strzelania pozostawiało wiele do życzenia. Jasne, hardcorowi fani serii i tak rzucili się na nią jak na ciepłe bułeczki, a sama gra po kilkunastu aktualizacjach nabrała smaku, ale nie zmienia to faktu, że po premierze wielu graczy pokusiło się o stwierdzenie, że jest to najgorszy Fallout w historii.

Mass Effect Andromeda

To podobny przypadek do Fallouta 4 i… być może do nowego Wiedźmina. Znana i uznana marka pełna lubianych bohaterów dobija do trzeciej odsłony, która rozwiązuje akcje. Wtedy pojawia się pytanie, czy jest sens dalej to ciągnąć? Czy nie będzie to już odcinanie kuponów? Dla developera wydanie czwórki jest sprawą jasną – Mass Effect to przecież kura znosząca złote jaja. No, chyba że pracę nad grą zlecimy niedoświadczonemu studiu, korzystającemu z silnika niedostosowanego do gier RPG.

Źródło: EA

Andromeda w założeniu miała być gigantycznym projektem, ale po drodze większość pomysłów rozbiła się o mur rzeczywistości. W efekcie otrzymaliśmy nudną wydmuszkę z irytującymi animacjami, sztampowym wątkiem głównym, nieistotnymi zadaniami pobocznymi i doskwierająca powtarzalnością – zarówno pod względem wykonywanych zadań jak i przeciwników, z którymi się mierzymy – co świadczy tylko o tym, że gra trafiła na rynek zbyt wcześnie.

Heroes of Might and Magic IV

Klątwa czwórki dotknęła także kultowe „hirołsy”, choć w tym przypadku mamy raczej do czynienia z zatwardziałymi weteranami serii, którzy ciężko znieśli zmiany w mechanice. Dlaczego na Heroes of Might and Magic IV wylewano początkowo wiadra pomyj? Problematyczna okazała się zmiana mechanik, przyswajanych przez graczy przez lata. W zamkach nie można było wznieść części wzajemnie wykluczających się budowli, a skoro już o nich mowa to warto wspomnieć, że było ich tylko sześć w porównaniu do dziewięciu z poprzedniej odsłony.

Grze zarzucano też „plastikową” grafikę i brak poprawy koślawych animacji, z którymi seria dotychczas się borykała. Niektórym nie spodobały się też zmiany w samych herosach. Ci mogli dołączyć już do walczących w polu jednostek, ale ich znaczenie nie było przez to bardziej istotne, bo równie dobrze na planszy mogło żadnego nie być. Starzy wyjadacze narzekali też na zmniejszenie ogólnej dynamiki rozgrywki, przez co gra nie wyciągała tak bardzo jak chociażby wychwalana trójka. Z czasem jednak podejście graczy nieco się zmieniło i jakoś przetrawili zmiany w gameplayu, co ostatecznie doprowadziło do osiągnięcia 84 punktów w serwisie Metacricit. Nie tak źle jak na grę, którą kiedyś nazywano zbezczeszczeniem serii.

Gears of War: Judgment

Przyznam, że ten tytuł wcisnąłem trochę subiektywnie. Też jestem graczem i też mam swoje ulubione serie, a gdzieś w topce na pewno znalazłoby się miejsce dla Gears of War. Powiedzmy sobie wprost – historia z GoW kandydatem do literackiej nagrody Nobla nigdy nie będzie, ale przez opowieść o przygodach Marcusa Fenix i spółki tak mocno zżyłem się z bohaterami, że napisy końcowe po trzeciej odsłonie wywołały u mnie autentyczny smutek. A później pojawiło się Judgment i cały czar serii nagłe wyparował.

Czwarta część Gears of War została stworzona przez warszawskie People Can Fly (ówcześnie Epic Games Poland) i to na pewno warte jest docenienia, ale nawet pomimo lokalnego patriotyzmu ciężko oceniać mi Judgment pozytywnie. Co robią twórcy gier, gdy wyczerpie się źródełko głównego wątku fabularnego? Boom, prequel! Niestety to właśnie Marcus Fenix i jego ekipa ciągnęli tę serię za uszy. W czwórce wcielamy się w znanego z poprzednich odsłon Bairda i przenosimy się do wydarzeń rozgrywających się aż 15 lat przed pierwszym Gears of War. To miły smaczek dla fanów serii, ale niestety nie wnosi nic szczególnego do fabuły, która w satysfakcjonujący – choć przykry – sposób zakończyła się w trójce.

Grając w Judgment nie dało się nie odnieść wrażenia, że to już było i to w to znacznie atrakcyjniejszej formie. Po co więc grać? Ja przemęczyłem się tylko z sympatii do serii, choć pod względem samej rozgrywki to wiąz to samo Gears of War, pełne brutalnych strzelanin i warkotu pił mechanicznych, które potrafią dawać radochę.

Problem w grach czy... w nas?

Jaki więc z tego wniosek? Cóż, obawiam się, że nawet jeśli Wiedźmin 4 okaże się dobrą grą, to nie będzie w stanie przebić się przez cień swojego poprzednika. Problem tkwi czasem nie w samych produkcjach, a w nas samych, bo wygórowane oczekiwania i wyrobione dotychczas schematy nie pozwalają cieszyć się nowym podejściem do dobrze znanego już uniwersum. Czy tak stanie się w przypadku Wiedźmina 4? Tego dowiemy się prawdopodobnie w przyszłym roku.

Stock image from Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu