Kolejny kraj zastanawia się nad zniesieniem neutralności internetu. Lobbowanie operatorów zaczyna być bardzo dużym zagrożeniem.
Walka o neutralny internet jest najważniejszą, jaką stoczymy. I już się zaczyna
Każdy z nas lubi spędzić nieco czasu online. Przeglądamy portale z wiadomościami, słuchamy podcastów, oglądamy materiały na YouTube czy też seriale na Netflixie. Jeżeli mamy szybki internet, możemy cieszyć się z tego, że nawet ważący kilka gigabajtów odcinek serialu w 4K pobiera nam się w sekundy, nie mówiąc już o tempie ładowania się stron, działaniu gier online czy funkcjonowaniu usług streamingowych. Wszystko dlatego, że dziś w większości krajów dane to po prostu dane. Nasz operator internetowy, pomimo iż posiada wiedzę na temat naszej aktywności w sieci, po prostu zapewnia nam możliwość pobierania plików z sieci bez względu na to, co znajduje się w pakietach.
Innymi słowy - internet działa tak, jak działa, ponieważ jest oparty o umowę o neutralności
Nie ma znaczenia, czy chcemy pobrać z sieci 100 zdjęć kotków, 100 zdjęć piesków, czy 100 zdjęć samobieżnych dział przeciwpancernych - operatorzy sieci nie mają nic do powiedzenia w kwestii tego, jakie pliki pobieramy z jaką szybkością. Problem polega jednak na tym, że w wielu regionach świata nie tylko mogą oni mieć coś do powiedzenia, ale też - bardzo chcą. Jednym z takich przykładów jest Wielka Brytania, która po odłączeniu się od Unii Europejskiej dopuszcza do dyskusji nad neutralnością internetu 4 głównych operatorów telefonii komórkowej, według których zasada neutralności internetu "nie powstała z myślą o 5G", a także "powstrzymuje ich przed innowacjami i inwestowaniem w infrastrukturę sieciową".
Dlaczego operatorzy tak nienawidzą zasady neutralności internetu? Bo bez niej mogliby zarabiać trzy razy. Mając pełną kontrolę nad tym, z jaką prędkością dostarczane są konkretne pakiety danych mogliby oni spowalniać niektóre serwisy, bądź też wybiórczo przyspieszać inne (zamiast wszystkie) w ramach konkretnych ofert. Dziś jeżeli prędkość internetu zwiększa się z 300 Mbit/s do 600, przyspieszane są wszystkie usługi. Bez neutralności internetu za taką samą zmianę w cenie przyspieszone mogłyby być tylko wybrane przez operatora serwisy. Użytkownicy płaciliby więcej za znacznie uboższą usługę (operator zarabia po raz pierwszy), jednocześnie generując mniej transferu, co zmniejsza koszty po stronie samego operatora (operator zarabia po raz drugi). Finalnie - dużo popularnych serwisów - Facebook, Netflix, HBO etc. z chęcią widziałoby się na liście tych z szybkim dostępem i byłyby gotowe za to zapłacić (operator zarabia po raz trzeci).
To jednak nie jest najstraszniejsze w braku umowy o neutralności internetu
Napisałem wcześniej, że dostawcy internetu wiedzą prawie wszystko o tym, jakie witryny odwiedzamy i jest to prawda. Warto jednak mieć na względzie, że nawet bez neutralności internetu mogą oni odciąć użytkowników od pewnych stron. Pamiętacie zapewne ustawę hazardową i to, że zablokowała ona dostęp do wybranych przez rząd stron online. Cóż, blokada jest zawsze jednym z krańcowych rozwiązań, a rządzący znacznie bardziej preferują działanie w białych rękawiczkach. Tak jest chociażby w Rosji, gdzie z racji na brak neutralności internetu spowalniany jest chociażby Twitter.
Brak neutralności internetu to otwarta funkcja nie tylko do pogorszenia jakości usług świadczonym konsumentom, ale też - możliwość wpływania na to, jakie treści są preferowane. Czy taką drogą pójdzie Wielka Brytania? Mam nadzieję, że nie. Unia Europejska póki co wydaje się być mocno po stronie neutralności internetu, ale widać, że operatorzy mocno lobbują za tym, by podważyć sens tej zasady. Widać, że na świecie w wielu miejscach jest ona już naruszona bądź też - mocno nagięta. Jednocześnie - wiele osób nawet nie zdaje się rozumieć, dlaczego jest ona tak ważna i czym grozi jej zniesienie.
Miejmy nadzieje, że zrozumiemy, zanim będzie za późno.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu