Dwie dekady temu zadebiutował VLC, który sporo namieszał w świecie multimediów. Pamiętacie jak wtedy wyglądała konsumpcja filmów i seriali? ;-)
VLC kończy 20 lat. Pamiętacie jak inny był świat filmów i seriali gdy debiutował?
20 lat to szmat czasu. I choć doskonale pamiętam raczkujący projekt VideoLAN, jego pierwsze wersje i rewolucję którą wprowadził w tego typu oprogramowaniu — z uśmiechem spoglądam wstecz. Świat wyglądał wówczas inaczej, internet był miejscem kompletnie niepodobnym do tego, który znamy dzisiaj. Konsumpcja multimediów - również. Ważące niespełna 700 MB filmy które oglądane na monitorach CRT z rozdzielczością 800x600 px wyglądały bardzo dobrze. Później nadeszła era fascynacji serialami i szerszego dostępu do internetu - i nagle pół Polski na bieżąco z amerykańskimi kolegami śledziła losy rozbitków w LOST, ucieczkę Michela Scolfielda z więzienia i spółkę.
Teraz na nikim to nie robi wrażenia - Netflix udostępnia treści równocześnie na całym świecie. HBO Go pozwala obejrzeć najnowszy odcinek ich serialu na równi. Treści są na wyciągnięcie ręki z tłumaczeniem (o jego jakości można dyskutować, no ale przynajmniej są), bez wielomiesięcznych opóźnień. Te dwie dekady temu o takich usprawnieniach mogliśmy co najwyżej pomarzyć. Legalny dostęp do treści lokalnie... był. Ale, no właśnie, opóźniony - i niezwykle drogi. Bo sezon serialu potrafił kosztować nawet trzysta złotych (które było dużo bardziej dotkliwe dla portfela dla większości, niż trzysta złotych obecnie).
A nawet jeśli dzisiaj spojrzymy na potencjał związany z konsumpcją materiałów wideo pobieranych z sieci - to zupełnie inna bajka. Przed laty, owszem, zdarzali się śmiałkowie podłączający komputery do telewizorów, później pojawiły się też odtwarzacze płyt DVD wspierające DivXy. Ale na tle tego, jak dziś konsumujemy multimedia to zupełnie inna bajka. W 2021 na nikim nie robi już wrażenia zestaw fantastycznych odtwarzaczy (w tym także kończącego dwadzieścia lat VLC :) w smartfonach, tabletach, a nawet jako pobieranej aplikacji bezpośrednio w telewizorach. Możemy podłączyć pendrive, możemy uruchomić streaming z sieci, możemy też skorzystać z dysku NAS. Najfajniejsze jednak jest to, że nie musimy już kombinować, ściągać, dryfować w szarej strefie. Bo w 2021 możemy w Polsce wykupić dostęp do całego szeregu treści, które nie potrzebują szukania fanowskich tłumaczeń czy lepszej wersji. Chociaż z tymi polskimi wersjami to na dwoje babka wróżyła — biorąc pod uwagę jak fatalne potrafią być tłumaczenia na Netflix niezależnie od typu treści, można spierać się, czy nie lepiej było poczekać na te od fanów dla fanów.
Miło powspominać i cofnąć się do czasów zaprzeszłych. Dwadzieścia lat temu nie było stworzonego przez tamtejsze ekipy programistów kodeka x264 (który, jak twierdzą, obecnie jest najpopularniejszym na świecie), nie było rozwiązań lepszych czy równie kompleksowych. Były inne odtwarzacze, był bałagan, było bieganie za kodekami i kombinowanie. Było inaczej, było kolorowo, ale daleki jestem od twierdzenia, że było lepiej. Pod tym względem doczekaliśmy się zestawu naprawdę fantastycznych zmian. Ciekawe jak konsumpcja multimediów będzie wyglądała za kolejne dwie dekady - czy obecne standardy wydadzą nam się równie archaiczne, co te z 2001 roku? A może wręcz przeciwnie: nadejdzie doba stu nowych platform VOD, więc ludzie powrócą do pobierania z sieci — a gwiazda VLC znów jaśniej zabłyśnie?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu