Kilka lat temu zapowiadano, że sieciowe produkty i usługi przyjmą formę abonamentów. Prorocze wizje się sprawdziły i choć to bardzo wygodne, to jednak uzależniające i niekoniecznie dobre dla naszego portfela.
Uzależniłem się od abonamentów. Nie zróbcie tego samego błędu
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
W ubiegłym roku podsumowywałem swoje abonamentowe wydatki. Chciałbym napisać, że poszedłem po rozum do głowy i zacząłem je ograniczać, ale jest zupełnie odwrotnie. I to nie jest do końca tak, że wydaję pieniądze bez zastanowienia. Nie mam po prostu innego wyjścia. Zaryzykuję stwierdzeniem, że dziś jeśli chcecie mieć legalny dostęp do cyfrowych treści i produktów, abonament jest wręcz koniecznością. Uzależniającą koniecznością, która jednocześnie sprawia, że popełniam te same błędy, na których - o dziwo - niczego się nie uczę.
Aktualnie jedyną służbową aplikacją, za którą normalnie zapłaciłem i wciąż jej używam (nie licząc Windowsa 10, który był w zestawie z laptopem) jest Affinity Photo na iPada, które dodatkowo kupiłem w promocji. Robię w nim prostą obróbkę zdjęć na Antyweb i miniaturek na AntywebTV. Na Photoshopa nawet nie patrzę, bo comiesięczne zestawienie opłat za Adobe Premiere Pro i Adobe After Effects skutecznie zniechęca mnie do zakupu kolejnej aplikacji Adobe lub przejścia na wyższy plan z większą liczbą produktów. Muzyki do filmów też nie kupuję oddzielnie, abonament w Epidemic Sound załatwia sprawę. I na pierwszy rzut oka to bardzo wygodne rozwiązania. Programy Adobe nigdy do tanich nie należały i kiedy jeszcze montowałem filmy na MacBooku, wolałem kupić jednorazową licencję na Final Cut Pro X. Szkoda tylko, że kiedy patrzą na to od ilu lat płacę za te programy, podsumuję comiesięczne obciążenia konta, wychodzą mi takie kwoty, że pewnie kupiłbym za nie jednorazowe licencje i miał to już z głowy. A tak co miesiąc będzie schodzić z konta taka sama opłata, w sumie zawsze - aż do momentu kiedy nie zrezygnuję z programów. Innej opcji płacenia za Adobe nie ma i nie będzie.
Zdecydowałem się też wreszcie na opłacanie iCloud. Ciągłe usuwanie zdjęć przy darmowym pakiecie 5GB jest naprawdę męczące, cena najtańszej chmury niewielka, a korzyści dużo - wszystko działa tu bowiem automatycznie i daje przynajmniej jakieś pozorne uczucie zabezpieczenia zdjęć. Ale to też uzależnia - niedawno napisała do mnie znajoma z pytaniem "co dalej?" - po tym, jak zapchała już najwyższy pakiet chmury od Apple. Podobno usuwanie zdjęć nie wchodzi w grę.
Z uwagi na to, że staram się teraz wychodzić jak najmniej, siedzę więcej w domu i nadrabiam zaległości w filmach oraz serialach. A tu też najwygodniej płacić abonament. Kiedy jednak w grę wchodzi więcej niż jedna usługa, nagle okazuje się, że tych treści jest więcej niż czasu na ich oglądanie. I tak trzymam to HBO GO planując nadrobienie kilku seriali, choć jeśli chodzi o kwestie techniczne, ciągle trafia mnie szlag. Wpadł mi niedawno darmowy abonament Amazon Prime Video w Play i jestem prawie pewny, że jak skończy się darmowy okres, wykupię usługę. Działa dobrze, ma fajne treści, daje dodatkowe bonusy - choćby na Twitchu. Pod koniec miesiąca kończy mi się też okres próbny w Empik Premium i choć wcześniej w ogóle nie interesowałem się tą usługą, to po jej sprawdzeniu okazało się, że czytam umieszczone tam ebooki i słucham audiobooków - wraz z synem mamy już swoje listy z wybranymi lub ulubionymi pozycjami. Tego typu promocje są super, bo można sprawdzić, czy usługa nas zainteresuje, do tego poczytać, posłuchać lub pooglądać za darmo. Tylko potem ciężko się od tego odzwyczaić, szczególnie jeśli okres próbny trwa dłużej niż dwa tygodnie. Dlatego też warto pamiętać, że w przypadku takich "darmoszek" nikt nie daje nam dostępu z dobrego serca, tylko doskonale wie, że wielu promocyjnych użytkowników zostanie na dłużej lub na stałe.
Uzależniają też korzyści z dostępu do usług abonamentowych. Niby po podliczeniu poszczególnych opłat okazuje się, że finalna miesięczna kwota wydawana na takie serwisy jest duża. Ale jeśli spojrzeć na to z innej strony - robimy przecież interes życia. Choćby ten Empik Premium. Nawet gdybym już teraz płacił abonament za usługę, to jestem sporo do przodu w porównaniu z pojedynczymi opłatami za przeczytane książki lub przesłuchane audiobooki. Ale to trochę taka "oszczędność" jak kupienie w promocji produktu, którego normalnie byśmy nie kupili gdyby nie niższa cena. Pewnie nigdy nie zdecydowałbym się na zakup dokładnie tych konkretnych pozycji. Gdyby seriale Netfliksa czy Amazona były dostępne na fizycznych płytach lub musiałbym kupować oddzielnie odcinki/całe sezony, pewnie też nigdy bym tego nie zrobił i raczej ominął je stwierdzając, że "za takie pieniądze nie są mi potrzebne do życia". Nie żeby jakiekolwiek seriale były mi potrzebne do życia, ale dziś poza streamingiem nie mamy zbyt wielu alternatyw. Pomijając fizyczne wydania (o ile się ukazują i są w ogóle dostępne w Polsce) zostaje telewizja (czyli po prostu inny abonament, ale z koniecznością dostosowania się do godzin emisji) i w zasadzie nic poza tym.
Jak nie przepłacać za abonament?
Czy mam jakieś rady? Tak, nie róbcie tego co ja i nie idźcie w teoretycznie najwygodniejsze rozwiązania. Abonament dla Xboksa jest super, ale musicie faktycznie z niego korzystać. Co bowiem z tego, że macie dziesiątki/setki świetnych gier, możecie je pobrać i uruchomić w ramach miesięcznej opłaty, jeśli spora część abonentów w ogóle tego nie robi? Albo włącza i przechodzi jedną grę miesięcznie. Wskoczenie do trybów multi raz na dwa tygodnie na godzinkę to też nie jest dobry powód do kupowania konsolowych abonamentów sieciowych. Podobnie jak opłacanie Netfliksa i ciągłe marudzenie, że nie ma tam nic ciekawego do oglądania. Uważajcie też na promocyjne okresy próbne, często bowiem kończy się to tak, że zaczniecie sami opłacać usługę, a później nie będziecie z niej korzystać - bo i zainteresowanie było największe kiedy była nowa i za darmo. Generalnie przy większej liczbie takich usług najlepiej spisać je gdzieś do arkusza, żeby pamiętać co w zasadzie zostało podpięte pod kartę. Mi zdarzyło się raz, że na szybko rezygnowałem zauważając obciążenie za serwis, z którego już nie korzystałem.
Nie mam natomiast rady na to, co wciąż wyprawia YouTube. Zrezygnowałem z YouTube Premium jak tylko skończył się promocyjny okres, a serwis wręcz zadręcza mnie teraz reklamami i popup-ami dotyczącymi swojego płatnego abonamentu. Z korzystania z YT nie da się zrezygnować bo nie ma (i raczej nigdy nie będzie) dobrej alternatywy - obstawiam, że w tym przypadku wielu aktualnych abonentów po prostu się złamało, wykupiło usługę żeby już się nie męczyć.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu