Tomasz Raczek – wybitny teatrolog i krytyk filmowy – dołączył do Kanału Zero, otrzymując własny program kinowo-kulturalny. Oto wrażenia po pierwszym odcinku.
Ekranowe Zero Stanowskiego to zero wizji i zmarnowany potencjał. Eksperta zdominował… stół
Krzysztof Stanowski wraz ze swoją doborową ekipą wystartował w końcu z długo wyczekiwanym Kanałem Zero. Ogromny budżet, równie duże oczekiwania i odcinek z Andrzejem Dudą już na samym starcie – nie ma co ukrywać, jest grubo. Od polityki odcinam się grubą kreską, ale na szczęście Kanał Zero to też kultura i kino, a te tematy są mi znacznie bliższe – zwłaszcza jeśli prowadzi je wybitny krytyk filmowy z wieloletnim doświadczeniem, Tomasz Raczek. Polski teatrolog z sukcesami rozwija swój kanał na YouTube, dzieląc się z widzami opiniami na temat bieżących wydarzeń ze świata kina. U Stanowskiego opowiada o najnowszych filmach i serialach, które obecnie trendują w sieci. Wydawać by się mogło, że takie zaplecze finansowe + taki autorytet = genialny program publicystyczny, czyż nie? Owszem, ale coś tutaj nie zagrało – „Zero Ekranowe” ma jeszcze wiele do poprawy, i już wyjaśniam dlaczego.
Świetny eksperty, chybiony format
Obejrzałem niespełna 40-minutowy odcinek Zera Ekranowego i przyznam, że jestem trochę zdziwiony. Coś tam wiem o kinie i coś tam wiem o zasadach rządzących nowymi mediami, a najnowszy program kulturalny w projekcie Stanowskiego wydaje się nieumiejętnie mieszać ze sobą starą i nową szkolę, podlewając to sosem z dziwnej pracy kamery i niewykorzystanego potencjału.
Krzysztof Stanowski, opracowując Kanał Zero, chciał stworzyć interdyscyplinarne miejsce na polskim YouTube, które przyciągnie jak najwięcej widzów z poszczególnych kategorii. Jest więc Robert Gwiazdowski w roli specjalisty od ekonomii, jest Robert Mazurek komentujący krajowe wydarzenia polityczne, jest Tede od muzyki i rozrywki i jest też Tomasz Raczek, który otrzymał swój kącik filmowo-kulturalny. Czy to dobry wybór pod kątem wiedzy prowadzącego? Bez wątpienia – Pan Raczek to chodząca skarbnica informacji, a przy okazji sympatyczny człowiek, który wydaje się idealny do wideo felietonów rodem z TVP Kultura, w których to godzinami, siedząc w wygodnym fotelu, w swoim tempie opowiadałby o filmach i serialach, przeplatając je nieco przeciągniętymi dygresjami.
Sęk w tym, że Kanał Zero ma trochę inną grupę odbiorców – znacznie szerszą i zróżnicowaną. Nie ma nic złego w długich monologach, ale to bardziej forma na indywidualny podcast, a nie na informacyjne wideo, które ma być pigułką informacji o najważniejszych premierach – a tym wydaje się właśnie program Ekranowe Zero. W polskich i zagranicznych mediach przyjął się już pewien dobrze sprawdzający się format takich programów. Jeśli już mówić o filmach i serialach, to tylko z przebitkami w postaci fragmentów zwiastunów, lub jakiejkolwiek innej formy wizualnej, która rozbudzi ciekawość widza i pozwoli w jakiś sposób zrównoważyć tony informacji, którymi Tomasz Raczek zasypuje odbiorcę.
Ekranowe Zero to chaos – informacyjny i techniczny
Kanał Zero wydał krocie na ekrany znajdujące się za plecami prowadzącego, dlaczego nikt nie wpadł na pomysł, żeby wykorzystać je do zaprezentowania widzom fragmentów omawianych filmów czy seriali? To trochę tak, jakby ktoś Raczkowi powiedziała „siadaj tu i gadaj”, bez wyraźnego scenariusza i zamysłu. Prowadzący jest wyraźnie spięty, dużo poważniejszy niż w prywatnych programach, a przez to wyglądający tak, jakby nie do końca chciał tam być. Mówiąc o scenariuszu, mam na myśli to, że tak długie nagrania powinny być przeprowadzane według pewnego schematu – co to za film, ocena aktorstwa, jakość strony audio i wideo etc. Tymczasem Ekranowe Zero to wolna amerykanka, a przez to rozmycie widz gubi esencję tego, co Pan Tomasz chce przekazać.
Druga sprawa to realizacja techniczna. Rozumiem, że Kanał Zero stawia pierwsze kroki i to wszystko musi jeszcze dojrzeć, przeżreć się i wypracować własne mechanizmy, ale pewnych błędów można było uniknąć już na starcie. Spójrzmy na kadry – ten podstawowy, bardzo szeroki, wręcz pożera prowadzącego, stawiając go pośrodku szerokiego i pustego stołu. W tle widoczne są niepotrzebne kurtyny, a obraz co jakiś czas przełącza się na trzęsącą się kamerę z ręki, co być może miało być efektem zamierzonym, ale w praktyce rozprasza odbiorcę. Widzowie w komentarzach prześmiewczo zwracają uwagę, że po raz pierwszy w historii YouTube’a najwięcej hejtu zebrał właśnie… stół – i trudno się dziwić. Miga, świeci i przytłacza, sprawiając, że człowiek – będący autorytetem samym w sobie – schodzi na dalszy plan.
Być może to właśnie ta niedopracowana wizja sprawiła, że Tomasz Raczek wypadł w pierwszym odcinku Ekranowego Zera tak przeciętnie. Doceniam liczne dygresje na temat polskiej kinematografii, ale zasiadając do oglądania takiego materiału, oczekuje skondensowanej pigułki informacji o omawianych filmach czy serialach. Tymczasem o Argylle – rzucam przykładem – prowadzący nie powiedział w zasadzie nic konkretnego i gdyby nie fakt, że sam wczoraj wybrałem się na ten film – szerzej omówiony w tej publikacji – to nie dowiedziałbym się o nim niczego, co mogłoby zachęcić mnie do seansu.
Kulturalny program Kanału Zero zaliczył nieudany debiut, ale można go uratować w prosty sposób
Pierwsze wnioski po programie Tomasza Raczka są więc takie, że potencjał tak świetnego specjalisty został zmarnowany – od samej wizji po realizację. Domyślam się, że Stanowski chciał po prostu dać Raczkowi wolną rękę i pozwolić mu tworzyć program w taki sposób, jak odbywa się to na jego prywatnym kanale. Sęk w tym, że tam panuje zupełnie inna atmosfera – kameralna, domowa i luźna. Tu zaś mamy do czynienia z profesjonalnym i sowicie wyposażonym studiem, świetnie nadającym się do kilkuosobowych paneli, wzbogacanych wizualnymi wstawkami. Zamiast tego otrzymaliśmy gadającą głowę, zdominowaną przez stół.
Myślę, że można to wyprowadzić na prostą w bardzo banalny sposób. Wystarczy posadzić obok Pana Raczka drugiego prowadzącego, który nada dyskusji tempa, który wykorzysta wiedzę krytyka filmowego i będzie w stanie pchnąć ją na właściwe tory, ucinając jednocześnie zbędne dygresje. Jeśli twórcy dodadzą do tego przebitki z fragmentami omawianych produkcji i zapanują nad chaotyczną pracą kamery, to Ekranowe Zero może stać się bardzo wartościowym miejscem dla fanów kultury i kina.
Źródło obrazka wyróżniającego: YouTube / Kanał Zero
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu