Felietony

Technologiczny regres kognitywny. O tym jak technologia działa na naszą szkodę

Patryk Łobaza
Technologiczny regres kognitywny. O tym jak technologia działa na naszą szkodę
Reklama

Żyjemy w epoce, w której szybciej wpisujemy pytanie w wyszukiwarkę, niż próbujemy samodzielnie poszukać odpowiedzi. Wygoda technologii staje się jednak mieczem obosiecznym, a badania pokazują, że smartfony, GPS-y czy AI osłabiają naszą pamięć, uwagę i zdolność krytycznego myślenia.

Wiem, że nie jestem jeszcze aż tak stary, ale jako że pochodzę z małej miejscowości, to pamiętam, jak jeszcze całkiem niedawno „szukanie” oznaczało: otwarcie książki, wertowanie spisu treści, zerknięcie do indeksu, a potem sprawdzanie źródeł. Każde szanujące się domostwo miało w swojej biblioteczce kilka egzemplarzy encyklopedii, gdzie można było znaleźć odpowiedzi na trudne i te prostsze pytania dotyczące najróżniejszych dziedzin życia i nauki.

Reklama

Dziś pytanie wpisujemy w okienko, a po sekundzie mamy gotową odpowiedź. Z wygody zrobiliśmy religię, a z wyszukiwania odruch. Nic dziwnego, że gdy tej protezy zabraknie, wielu z nas stoi jak zahipnotyzowanych przed półką z książkami, nie bardzo wiedząc nawet, od czego zacząć. I nie chodzi tylko o komfort. Coraz częściej wygląda to na realny regres: technologia nie tylko pomaga, ale i upośledza pewne umiejętności, w tym tę najbardziej podstawową: umiejętność samodzielnego poszukiwania informacji.

Kiedyś bez Google był problem. Teraz bez AI jest jeszcze gorzej

Zacznijmy od pamięci, bo bez niej żadne szukanie nie ma sensu. Już ponad dekadę temu badacze opisali tzw. „efekt Google’a”: kiedy wiemy, że informacja jest łatwo dostępna w sieci, rzadziej ją zapamiętujemy – zamiast tego pamiętamy, gdzie ją znaleźć. To klasyczna „pamięć transakcyjna”, tyle że outsourcowana do wyszukiwarki. Brzmi sprytnie, ale ma koszt: ćwiczymy drogę na skróty, a nie kompetencję gromadzenia i łączenia faktów w głowie. W felietonie mogę pozwolić sobie na tezę: jeśli przez lata trenujesz skróty, to przestajesz znać drogę. I dokładnie to widzimy, gdy internet milknie: nie potrafimy odtworzyć podstaw, nie umiemy zrekonstruować ścieżki dojścia. Dowody? Klasyczne już badanie Sparrow i in. pokazuje, że dostępność wyszukiwarki obniża zapamiętywanie treści, wzmacniając pamięć „lokalizacji” (gdzie to było) zamiast „zawartości” (co to było).

Grafika: depositphotos

Ale regres kognitywny to nie tylko pamięć. To także uwaga, ten kruchy zasób, bez którego nie ma ani lektury, ani głębokiego namysłu, ani żmudnego porównywania źródeł. Tu technologia też robi swoje. Jest solidna linia badań pokazująca, że sama obecność smartfona w zasięgu wzroku obniża dostępną pojemność poznawczą. Nie trzeba scrollować, nie trzeba nawet odblokowywać – telefon na biurku „ciągnie” część zasobów jak magnes. Trudno szukać naprawdę, jeśli kawałek twojej uwagi jest stale zaklepany przez czarną taflę szkła obok klawiatury. To nie metafora, to efekt mierzony w eksperymentach.

Nawigacja — dzięki niej wiesz, jak się gdzieś dostać i jednocześnie nie wiesz

I jeszcze nawigacja. GPS to cud, oczywiście, dopóki działa. Tylko że nasz wewnętrzny kompas, mapa poznawcza, przestaje mieć powód, by się rozwijać. Badania nad nawigacją pokazują, że nawykowe korzystanie z GPS-u wiąże się ze słabszą pamięcią przestrzenną podczas zadań bez asysty aplikacji. Mówiąc brutalnie: jeśli przez lata każesz telefonowi myśleć za siebie, twoja własna mapa w głowie blednie. I sam jestem tutaj też winny. Nie raz przyłapałem się na tym, że włączam nawigację w mieście, w którym mieszkam od niemal dekady, bo nie jestem w stanie zapamiętać, że za dwie przecznice muszę skręcić w prawo, a za kolejne trzy w lewo. Lepiej sprawdzić, tak dla pewności. Przekładając to na szukanie informacji: im częściej zlecamy maszynie „poprowadź mnie”, tym rzadziej uczymy się orientacji w terenie intelektualnym, w strukturze bibliotek, baz danych, branżowych czasopism.

Ktoś powie: „Przecież to tylko racjonalne odciążanie – robię miejsce w pamięci roboczej na ważniejsze rzeczy”. Owszem, pojęcie „cognitive offloading” jest znane i sensowne, a notatnik, alarm czy wyszukiwarka bywają znakomitymi protezami. Problem zaczyna się, gdy odciążanie staje się nawykiem nawet tam, gdzie przeszkadza w budowaniu kompetencji. Specjaliści ostrzegają, że zewnętrzne podpórki mogą zmieniać nasze metaprzeglądy – błędnie oceniamy, ile naprawdę wiemy, bo mylimy łatwość dostępu z posiadaniem wiedzy. A to prosta droga do złudzenia kompetencji: skoro mam odpowiedź w dwa kliknięcia, to „przecież wiem”. Nie, nie wiesz, wiesz, gdzie kliknąć.

Najmocniej widać to w edukacji i „piśmienności informacyjnej”. Zespół z Stanfordu od lat bada tzw. „civic online reasoning”, czyli praktyczne sprawdzanie wiarygodności treści w sieci. Wyniki są trzeźwiące: młodzi (i nie tylko młodzi) mają trudność z oceną źródeł, rozróżnieniem reklamy od informacji, identyfikacją autorytetu autora. W epoce, w której wyszukiwarka wypluwa elegancko sformatowane, pewne siebie odpowiedzi, zdolność wątpienia i weryfikowania powinna rosnąć. Tymczasem dochodzi do zupełnie przeciwnego zjawiska.

Na koniec chciałbym zaznaczyć, że technologia nie jest wrogiem. Wrogiem jest bezrefleksyjne używanie technologii, które zlewa nawyk myślenia z nawykiem wpisywania. Dziś sztuką nie jest pytanie maszyny, lecz umiejętność zadania właściwego pytania sobie i odwaga, by przez chwilę poszukać bez podpórek. To kosztuje minutę, dwie, trzy, ale za to procentuje czymś, czego nie zastąpi żaden algorytm: orientacją w świecie, który nie zawsze podsuwa odpowiedź w pierwszym wyniku.

Reklama

Grafika: depositphotos.com

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama