Od jakiegoś czasu obserwuje w mediach pewną histerię związaną z samochodami elektrycznymi. Każdy pożar pojazdu elektrycznego generuje głośne nagłówki i można odnieść wrażenie, że do tej pory pożary samochodów nigdy się nie zdarzały. Podobnie było z holenderskim samochodowcem, na którym miał zapalić się "elektryk"...
Auta elektryczne nie jeżdżą tylko płoną
Nie wiem czy to tylko moje wrażenie, ale sami pewnie przyznacie, że od dobrych 2 lat w mediach relacjonowany jest chyba każdy pożar samochodu elektrycznego. Głównie za sprawą faktu, że taki pojazd trudno jest skutecznie ugasić bez specjalnych środków, a najlepiej kontenera z wodą. Reakcja mediów jest jednak moim zdaniem mocno przesadzona. Bo nie wiem jak wy, ale ja w swoim życiu widziałem już kilka płonących samochodów i co ciekawe, żaden z nich nie był elektryczny. Zwykłe auta z silnikami spalinowymi również potrafią się zapalić w trakcie jazdy, ale nikt z tego nie robi sensacji. Takie sytuacje się zdarzały i będą się zdarzać w przyszłości, nic na to raczej nie poradzimy.
Nie znam dokładnych statystyk, ale nie sądzę aby auta elektryczne płonęły częściej niż te spalinowe, bo w zasadzie dlaczego? To silniki spalinowe się mocniej nagrzewają i korzystają z łatwopalnej substancji do napędu. Nie mniej jednak w ostatnim czasie niemal każdy pożar próbuje się powiązać z autem elektrycznym. Żeby daleko nie szukać, w miniony piątek na S3 zapalił się samochód dostawczy. Lokalny portal Radia Szczecin napisał, że to auto elektryczne i do dzisiaj nie poprawił nagłówka, mimo, że już 2 godziny później potwierdzono, że było to auto spalinowe. Wygląda na to, że podobnie jest z samochodowcem Fremantle Highway.
Statek się zapalił, ale nie od elektryka
Pod koniec lipca w mediach, nie tylko w Polsce, pojawiła się informacja o płonącym u wybrzeża Holandii samochodowcu Fremantle Highway, który przewoził niespełna 4 tys. samochodów takich marek jak Mercedes, BMW, Lamborghini czy Volkswagen. Gdy tylko pojawiło się stwierdzenie, że na pokładzie jest kilkadziesiąt samochodów elektrycznych, to wszystkie nagłówki z miejsca twierdziły, że to właśnie samochód elektryczny jest winny pożaru. Wniosek taki wyciągnięto zapewne dlatego, że akcja gaśnicza trwała kilka dni i pożar trudno było opanować. Na początku sierpnia statek udało się ściągnąć wreszcie do portu i obecnie trwa szacowanie strat.
Z relacji firmy, która ma uprzątnąć spalone samochody ze statku wynika, że około 1000 pojazdów nie zostało uszkodzonych, a wśród nich nawet 500 ma być autami elektrycznymi. Okazuje się, że pożar wybuchł w środkowej części statku. Ten ma 12 pokładów, na których przewoził samochody, a 4 najniższe, gdzie były auta elektryczne, pozostały nietknięte. W tej chwili nie wiadomo jeszcze definitywnie co było przyczyną pożaru, ale raczej nie było to auto elektryczne. Działania specjalnej komisji, która zbada przyczyny tego zdarzenia potrwają kilka tygodni, ale o wynikach tego śledztwa media już pewnie nie napiszą, bo skoro to nie auto elektryczne, to temat nikogo nie zainteresuje...
źródło: Gospodarka Morska
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu