Komunikatory

Polityka prywatności czy zdemaskowanie złodzieja? Sąd pomógł Telegramowi podjąć decyzję

Kacper Cembrowski
Polityka prywatności czy zdemaskowanie złodzieja? Sąd pomógł Telegramowi podjąć decyzję
3

Telegram nie chciał zdemaskować złodzieja zarabiającego na cudzych dziełach ze względu na swoją politykę prywatności. Dobre postępowanie czy już o krok za daleko?

Telegram stanął przed ważną decyzją. Wszystkie wątpliwości rozwiał jednak… sąd

Telegram niewątpliwie jest jednym z najlepszych komunikatorów dostępnych obecnie na rynku — brak awarii (jak w przypadku Messengera, z którego korzystanie w ostatnim czasie jest wręcz tragiczne), pełne szyfrowanie, oraz nieustanny rozwój, regularne wprowadzanie nowych funkcji, a niedawno nawet specjalny plan Premium.

Z perspektywy użytkownika jest to świetne rozwiązanie, a Pavel Durov, CEO komunikatora, może cieszyć się z samych sukcesów — no, może poza tym, że ma nieustannie problem z Apple w sprawie wprowadzania aktualizacji. Niestety, jedną z pozytywnych i jednocześnie negatywnych funkcji są grupy oraz możliwość tworzenia miejsc dla społeczności prawie tak dobrych, jak na Discordzie. Problem jednak w tym, że bardzo często służą one do udostępniania (lub, co gorsza — do sprzedawania) nielegalnych treści. Niektóre zakątki Telegramu są zwyczajnie wymarzonym miejscem dla internetowych piratów.

Z tym koliduje polityka prywatności, która czasem musi zostać naruszona, co jest niezwykle niemile widziane przez Telegram — i jak pokazuje ostatnia sytuacja, komunikator zrobi to dopiero w momencie, w którym nie będzie miał wyboru.

Nakaz sądowy na ujawnienie informacji o użytkownikach. O co chodziło?

Zgodnie z nakazem sądowym w Indiach, Telegram ujawnił nazwiska, numery telefonów i adresy IP administratorów kanałów oskarżonych o naruszenie praw autorskich. Jak doszło do takiej sytuacji?

Nauczycielka Neetu Singh zgłosiła, że mnóstwo kanałów na Telegramie sprzedaje jej materiały do ​​nauki bez żadnego pozwolenia i dodatkowo po zdecydowanie zaniżonych cenach. Doszło finalnie do tego, że Singh pozwała sam Telegram ze względu na niewystarczające działania, aby zapobiec nielegalnej dystrybucji jej materiałów szkoleniowych.

Źródło: Unsplash @solomin_d

Platforma Durova mimo wszystko cały czas unikała podzielenia się danymi, argumentując swoją decyzję tym, że ujawnienie informacji o użytkownikach naruszyłoby politykę prywatności i prawo Singapuru, gdzie są ulokowane fizyczne serwery firmy do przechowywania danych. Indyjski sąd jednak był nieugięty i nakazał Telegramowi przestrzeganie prawa indyjskiego i ujawnienie szczegółów dotyczących osób, które są odpowiedzialne za kanały łamiące prawa autorskie.

Walka na argumenty, jednak finalnie to indyjski sąd postawił na swoim

Mimo tłumaczeń i argumentów podawanych przez Telegram, indyjski sąd stwierdził, że właściciele praw autorskich nie mogą być poszkodowani przez ludzi, którzy nielegalnie sprzedają cudzą pracę, ponieważ Telegram postanowił zlokalizować swoje serwery do przechowywania danych poza granicami ich kraju. Sędzia Prathiba Singh, który prowadził tę sprawę, poinformował, że Telegram finalnie zastosował się do nakazu i zgodził się udostępnić dane.

Co jednak ciekawe, informacje podawane przez rzecznika komunikatora oraz przez indyjski sąd nieco się od siebie różnią. Redakcja TechCrunch kontaktowała się z rzecznikiem Telegramu — ten jednak nie potwierdził informacji dotyczących tego, żeby firma udostępniła jakiekolwiek dane wskazanych użytkowników:

Telegram przechowuje bardzo ograniczone lub żadne dane o swoich użytkownikach. W większości przypadków nie możemy nawet uzyskać dostępu do danych użytkownika bez określonych punktów wejścia i uważamy, że tak było w tym przypadku. W związku z tym nie możemy potwierdzić, że w tym przypadku udostępniono jakiekolwiek prywatne dane.

Warto również zaznaczyć, że Indie są dla komunikatora jednym z najważniejszych rynków. Telegram na rynku południowoazjatyckim zdobył bowiem aż 150 milionów użytkowników, co jest niesamowitym wynikiem. Mniejszym powodem do dumy jest jednak to, że dużą rolę w tym odgrywa wspomniane na początku tekstu piractwo.

Źródło: TechCrunch

Obrazek wyróżniający: Dima Solomin / Unsplash

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu