Felietony

Technologia ma nam służyć. Wyjaśnię wam to na przykładzie schodów

Krzysztof Rojek
Technologia ma nam służyć. Wyjaśnię wam to na przykładzie schodów
108

Czy podchodząc do kasy samoobsługowej trzeba traktować to jako wyzysk wielkiej korporacji? A może po prostu zobaczymy, że ta technologia, jak każda, ułatwia nam życie.

Jak pewnie większość z Was wie, w ostatnim czasie w polskim internecie (wydawałoby się kompletnie znikąd) rozgorzała dyskusja o... kasach samoobsługowych. Kluczowym argumentem była tutaj teza, że korzystając z kas samoobsługowych wykonujemy pracę, za którą de facto zapłaciliśmy (ponieważ pensja kasjerów wliczona jest w cenę produktu), więc generalnie tracimy na takim działaniu podwójnie. Liczba komentarzy, która przetoczyła się przez sieć była naprawdę spora, a sam wpis sprowokował nawet odpowiedź u nas - tekst Kuby możecie przeczytać tutaj. Przyglądałem się oryginalnemu tekstowi Adama, który to zapoczątkował i chociaż jego wypowiedzi były nacechowane mocno emocjonalnie i dążyły do kontrowersji (poprzez narrację, że "kasy samoobsługowe są dla biedoty"), to uważam, że dotknął on bardzo ciekawego tematu z punktu widzenia technologii, który warto nieco rozbudować.

Nie lubisz kas samoobsługowych? Tak samo jak biletomatów?

Nie mogę tego wpisu zacząć inaczej niż od stwierdzenia, że jeżeli ktoś faktycznie czuje obrzydzenie do siebie ze względu na "wykonywanie pracy, którą jego zdaniem powinni wykonywać inni", to ma obecnie bardzo ciężkie życie. Przykłady "Do-It-Yourself Economy" znajdziemy bowiem wszędzie, nie tylko w Biedronce czy Lidlu. Mam zrozumieć, że jeżeli ktoś parkuje samochód w strefie płatnego parkowania, brzydzi się tym, że musi kupić bilet przez aplikację albo w parkometrze, zamiast pójść do pana stróża po kwitek. Podobnie z biletami komunikacji miejskiej - najlepiej kupić je w kiosku albo od kierowcy, zamiast w aplikacji/biletomacie. W kinie też lepiej stać w kolejce do kasy niż załatwić sobie bilet przez internet z wyprzedzeniem. Ile osób woli czekać na kuriera, niż zamówić paczkę do paczkomatu? Przykładów takich sytuacji, które są analogiczne do instytucji kas samoobsługowych w Biedronce czy Lidlu można mnożyć. Łączy je jedno - w znacznej większości przypadków nowa technologia, pomimo tego, że wymaga więcej działania od kupującego, będzie szybsza/wygodniejsza niż załatwianie rzeczy w tradycyjny sposób.

Adam w swoim tekście zaadresował ten problem twierdząc, że dziś powszechność kas samoobsługowych sprawia, że stojąc w kolejce do nich czeka się tak samo długo jak do zwykłego kasjera, a trzeba samemu wykonywać jego pracę. I oczywiście - nie twierdzę, że sklepy nie oszczędzają na kasach automatycznych. Ale jednocześnie - celem takiego sklepu jest obsłużenie jak największej liczby konsumentów, a (przynajmniej w sklepie, który jest koło mnie) na miejscu jednej kasy tradycyjnej mieści się 4 kasy automatyczne, dzięki czemu ich wydajność jest zwyczajnie większa. Dlatego moje zdanie o kasach samoobsługowych (podobnie jak o innych ułatwiających życie technologiach) jest jak najlepsze. Jednak ten wpis nie ma na celu wbijania szpili, a pokazanie ciekawego fenomenu.

Dlaczego o technologii myślimy ciągle zero-jedynkowo?

W swoim tekście Adam wyraźnie zaznacza, że kasy samoobsługowe to chytry plan sklepów na to, żeby zmusić klientów do wykonywania pracy, za którą sami zapłacili. Ja jednak mam na ten temat inne zdanie, ponieważ uważam, iż... ludzie nie są głupi. To znaczy - nigdy jeszcze nie zdarzyła się sytuacja, by ludzie jako społeczeństwo zbiorowo zaczęli korzystać z technologii, jeżeli nie jest ona wygodniejsza/ szybsza/ tańsza bądź po prostu - lepsza pod różnymi względami. Dlatego wiele rozwiązań technologicznych było niewypałami. Ponadto - rozwój techniki nigdy nie był liniowy (choć tak jest często postrzegany) i wiele różnych rozwiązań zawsze koegzystuje ze sobą dzięki temu, że jest aplikowane wtedy, kiedy najlepiej pasują do problemu. Podam przejaskrawiony przykład - windy są z nami od ponad 100 lat. Po co więc w budynkach wciąż instaluje się klatki schodowe? Przecież windy wykonują tę pracę za nas, nie trzeba się męczyć - istna utopia. A mając do zejścia jedno czy dwa piętra większość ludzi wciąż prawdopodobnie wybierze schody, chociaż - idąc logiką tekstu Adama - nie powinno się.

Tak samo jest chociażby z mediami, gdzie tę koegzystencję widać jak na dłoni. Radio miało zastąpić prasę, telewizja miała wyprzeć radio, a intertnet miał w ogóle wyplenić wszystko. Czy tak się stało? Nie, ponieważ poszczególne technologie znalazły swoje nisze i koegzystują ze sobą od lat. Tak samo jest z tymi nieszczęsnymi kasami samoobsługowymi. Nie wiem jak wygląda to w perspektywie całego kraju, ale moje pobieżne obserwacje pozwalają zauważyć, że już teraz widać podział, w którym do samoobsługówek podchodzą głównie osoby mające małe/średnie zakupy, podczas gdy ci z wózkami wypakowanymi pod wrąbek częściej idą do kasy tradycyjnej. I ma to sens - kasjer przerzuci duży koszyk przez skaner szybciej, a jeżeli byłaby potrzebna jakaś pomoc, to jest od razu na miejscu. Jest to świetny przykład na to, że o ile kasy takie z pewnością będą zyskiwać na popularności, to tradycyjne kasy nie znikną. Elitaryści wciąż więc będą mogli z nich korzystać.

Technologie powinny ułatwiać życie. Czemu ktoś dorabia do tego filozofię?

Życie ludzi w trzeciej dekadzie XXI wieku naznaczone jest automatyzacją wielu rzeczy, które jeszcze niedawno w większości wykonywano ręcznie. Ot chociażby w kwestii smart home, gdzie po podłodze jeździ autonomiczny odkurzacz, a rolety/grzejniki/klimatyzacja/cokolwiek innego pracuje pod kontrolą systemu. Jednocześnie jednak nikt nie wyszydza ludzi, którzy na święta biorą odkurzacz w dłoń i sprzątają dom. Ba, odkąd mogę być świadkiem, jak świetnie działa mój model odkurzacza, zacząłem być bardziej sceptyczny odnośnie wizji przejęcia świata przez maszyny w najbliższym czasie. Jednak moje podejście do technologii jest takie, że ma ona nam pomagać i służyć w taki sposób, w jaki tego chcemy. Wiadomo, że w łatwy sposób można kogoś określić biednym czy bogatym patrząc po tym, jaki ma smartfon/samochód/gadżety - technologia dziś jest jednym z najłatwiejszych wyznaczników statusu.

Jestem jednak przeciwko budowaniu podziałów tam, gdzie ich po prostu nie ma. Jasne, że tekst Adama miał zwrócić uwagę na pewną  (zdaniem autora ważną) problematykę, jednak podziału na biedny/bogaty szukałbym raczej w fakcie posiadania własnego odrzutowca, a nie w tym czy korzysta się z kasy samoobsługowej w sklepie, który żeby zbić koszty nie zdejmuje nawet towaru z palet. Jeżeli zaczniemy myśleć o każdej nowej technologii jako o sposobie na podzielenie ludzi na grupy społeczne, równie dobrze moglibyśmy usunąć z naszego życia połowę rzeczy, które czynią je wygodnym.

No chyba, że ktoś naprawdę czuje, że nie po to zapłacił za mieszkanie w bloku z windą, żeby chodzić schodami. Ale wtedy to już zupełnie inny problem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu