Apple od dobrych kilku lat nie walczy na gigaherce, gigabajty, megapiksele i inne parametry. Rok temu przełamano się z calami, co przyniosło nad wyraz...
Takich podzespołów iPhone jeszcze nie miał. Nowa generacja będzie zaskakująco potężna?
Apple od dobrych kilku lat nie walczy na gigaherce, gigabajty, megapiksele i inne parametry. Rok temu przełamano się z calami, co przyniosło nad wyraz dobre efekty. Wygląda na to, że planowana na jesień premiera iPhone'a 6S przyniesie zaskakujące zmiany. Nie mam tutaj na myśli jedynie procesora A9, o którym od jakiegoś czasu głośno. Na innych polach postęp ma być widoczny równie mocno.
Ciągle bazujemy na pogłoskach i przeciekach, więc nie należy traktować tych doniesień jako pewnik. Praktyka pokazuje, że często w ostatniej chwili jeszcze sporo się zmienia (albo newsy okazują się zwyczajnie nietrafione). Jeżeli jednak faktycznie będzie to prawdą, nowe iPhone'y będą wyraźnie mocniejsze... na papierze.
Można się spodziewać, ze w tym roku na rynek trafią znów dwa modele o identycznych przekątnych ekranu jak przed rokiem. iPhone 6s będzie miał wyświetlacz 4,7-calowy, a 6s Plus - 5,5-calowy. Pod maską znajdzie się produkowany w litografii 14 nm (od Samsunga, co już wiadomo od dawna) chip A9 wspierany przez 2 GB pamięci RAM LPDDR4. Duże ulepszenie czeka tylną kamerę, gdzie matryca podskoczy z 8 na 12 Mpix. Zastosowanie ma tutaj znaleźć chwalony przez Apple stop aluminium serii 7000, który opisuje się jako nawet 60 proc. wytrzymalszy od konkurencyjnych rozwiązań (a przynajmniej tak zapewnia producent...).
Już wcześniej spekulowano na temat nowości w oprogramowaniu. Tradycyjnie nowy iOS miałby ukazać się na konferencji WWDC. O nowościach w iOS 9 nie wiemy zbyt wiele poza tym, że zastosowanie znajdzie tutaj funkcja Force Touch, a więc znane z nowego Macbooka "mocniejsze dotknięcie". Apple zaimplementował je już w zegarku i wszystko wskazuje na to, że chce uczynić z niego pewnego rodzaju standard.
Pytanie brzmi, czy iPhone potrzebuje rywalizować z Androidami na papierku. Dotąd smartfony Apple'a jakoś nie czarowały cyferkami (przynajmniej tymi w specyfikacji, bo sprzedaż to inna bajka - dosłownie bajka) i nic na tym nie traciły. W praktyce bowiem zastosowane podzespoły w zupełności wystarczały do komfortowej pracy i wcale nie trzeba było ośmio- ani dziesięciordzeniowych procesorów, co niebawem pojawi się w segmencie Androida. Piszę tak sceptycznie, bo zaczyna mnie trochę męczyć ta nieustanna pogoń za parametrami, czemu chyba dostatecznie dałem wyraz wczoraj.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu