Jest płynniej albo ładniej, więc jak mam dokonać właściwego wyboru? "Days Gone: Remastered" pokazuje, jaki mamy problem z grami, remasterami i konsolami.

Gry w odświeżonej wersji, czyli tak zwane remastery, to temat, który budzi sporo emocji wśród graczy PlayStation. Z jednej strony, to fantastyczna okazja, by nadrobić zaległości lub ponownie zanurzyć się w ukochanych tytułach, ale już w znacznie lepszej oprawie graficznej i z płynniejszą rozgrywką. Możemy cieszyć się kultowymi historiami z przeszłości, które wyglądają i działają, jakby zostały stworzone na współczesne konsole. Kto by nie chciał zagrać w ulubioną grę z PS4 w 60 klatkach na sekundę i z ulepszoną grafiką na swojej nowej PS5? To trochę jak zobaczyć stary film, który nagle zyskał rozdzielczość 4K i poprawiony dźwięk.
Z drugiej jednak strony, rodzi się pytanie: czy to na pewno to, czego oczekujemy od nowych generacji konsol? Czy zamiast odświeżania tego, co już znamy, nie wolelibyśmy dostać w końcu zupełnie nowych, innowacyjnych gier, które pchną branżę do przodu? Rozumiemy, że tworzenie gier to proces długotrwały i kosztowny, a remastery to pewny sposób na zadowolenie fanów i zarobek. Mimo to, w głębi duszy pragniemy świeżości i tytułów, które zaskoczą nas swoją oryginalnością. "Days Gone: Remastered" wpisuje się idealnie w ten trend, oferując nam starą dobrą grę w nowym, błyszczącym opakowaniu.
Days Gone Remastered - o czym jest gra?
A czym właściwie jest "Days Gone". To gra, która zabiera nas do postapokaliptycznego Oregonu, gdzie jako Deacon St. John, drifter i były członek klubu motocyklowego, próbujemy przetrwać w świecie opanowanym przez Freakerów, czyli niezwykle agresywne zombie. Ale to nie tylko hordy krwiożerczych stworów są naszym problemem. Musimy też zmierzyć się z innymi ocalałymi, często równie niebezpiecznymi co same zombie, a także z wszechobecnym brakiem zasobów.
Fabuła skupia się na poszukiwaniach zaginionej żony Deacona, Sary, co napędza jego podróż przez zniszczony świat. Gra łączy elementy survivalu, akcji z otwartym światem i dramatu. Kiedy "Days Gone" debiutowało w 2019 roku na PlayStation 4, spotkało się z mieszanymi opiniami. Doceniano ogromny świat, atmosferę i hordy Freakerów, które potrafiły wywołać prawdziwe ciarki na plecach. Z drugiej strony, narzekano na problemy techniczne, takie jak spadki klatek, doczytywanie tekstur i ogólne „chropowatości”. Mimo to, gra okazała się sukcesem komercyjnym, sprzedając się w ponad ośmiu milionach egzemplarzy, co świadczy o jej potencjale i zaangażowaniu graczy. Co ciekawe, mimo tego sukcesu, Sony odrzuciło propozycję kontynuacji od Bend Studio.
Zmiany w Days Gone: Remastered
No dobrze, ale co dokładnie zyskujemy, wybierając wersję Remastered? Otóż, sporo. Po pierwsze, to natywna wersja na PS5, co oznacza, że gra w pełni wykorzystuje moc nowej konsoli. A to przekłada się na płynne 60 klatek na sekundę, które sprawiają, że eksploracja, walka i jazda motocyklem są o wiele przyjemniejsze. Koniec z frustrującymi spadkami.
Oprawa wizualna została znacznie ulepszona. Ulepszone oświetlenie i grafika sprawiają, że świat Oregonu wygląda jeszcze lepiej. Freakerzy są bardziej szczegółowi, a flora i fauna wyglądają po prostu znakomicie. Noce stają się jeszcze bardziej upiorne dzięki ulepszonemu oświetleniu i jakości cieni, które mają dwukrotnie wyższą rozdzielczość niż na PS4. Światło i ozon w symulacji nieba sprawiają, że widoki są jeszcze bardziej realistyczne, a ulepszone HDR sprawia, że noce są naprawdę ciemne, a światło żywsze i dokładniejsze. Wszystko to razem sprawia, że gra wygląda znacznie ostrzej i żywiej niż na poprzedniej generacji.
Ale to nie tylko grafika. Kontroler DualSense został w pełni wykorzystany, co dodaje głębi rozgrywce. Efekty dotykowe (haptic feedback) sprawiają, że każda walka i jazda motocyklem jest bardziej namacalna. Czuć wagę uderzeń, a motocykl reaguje na teren, po którym się poruszamy, dzięki adaptacyjnym triggerom. To małe, ale znaczące detale, które zwiększają zaangażowanie w grę.
Co więcej, "Days Gone: Remastered" to nie tylko ulepszenia graficzne. Deweloperzy dodali zupełnie nowe tryby gry, które znacząco zwiększają wartość ponownego grania, w tym Tryb Szturmu Hordy to prawdziwa perełka, pozwalająca zmierzyć się z falami Freakerów i przetrwać jak najdłużej. Remaster to także lepszy tryb fotograficzny, który pozwala na swobodne manipulowanie porą dnia i detalami logo, co ucieszy wirtualnych fotografów. Całkowicie przebudowany miks audio sprawia, że dźwięk jest fantastyczny i immersyjny. Możliwość przeniesienia zapisu gry z PS4 to również duży plus dla tych, którzy chcą kontynuować swoją przygodę. A dla nowych graczy – to po prostu najbardziej dopracowana wersja gry, pozbawiona większości błędów z premiery.
Albo ładniej, albo płynniej
Ale czy wszystko jest tak udane, jak na pierwszy rzut oka? Ulepszenia wizualne, choć znaczące, nie są pełnoprawnym odświeżeniem na miarę niektórych innych gier. To bardziej lifting niż całkowita przebudowa. Co gorsza, remaster nie naprawia podstawowych problemów oryginalnej gry, które przeszkadzały wielu graczom. Nadal borykamy się ze słabym tempem fabuły, która bywa rozwleczona i powtarzalna. Dialogi bywają niezgrabne, a główna historia traci impet, gdy wiele wątków gubi się w morzu przeróżnych aktywności. Innym irytującym elementem są nieustanne rozmowy radiowe podczas jazdy motocyklem, które potrafią popsuć radość z eksploracji. Mechanika naprawy i paliwa motocykla na początku gry jest wręcz męcząca, a mechaniki skradania i walka wręcz są niezgrabne. Broń łamie się regularnie, co może frustrować. Gra rozwija skrzydła dopiero po 10-20 godzinach, gdy Deacon zyskuje lepsze umiejętności i ekwipunek. To trochę za długo, by wmawiać sobie, że “później będzie lepiej”. Mimo to…
To sytuacja, w której nie ma jednej dobrej decyzji
"Days Gone: Remastered" to zdecydowanie najlepszy sposób na doświadczenie tej gry. Jeśli masz PS5, ulepszenie jest warte swojej ceny. Dzięki niemu cieszysz się płynnymi 60 klatkami, choć w trybie Performance oprawa wizualna jest nieco słabsza niż w wersji z PS4. Wybierając Fidelity Mode dysponujemy poprawioną grafiką i oświetleniem, a niezależnie od trybu także świetnym wykorzystaniem DualSense oraz nowymi trybami gry, które wydłużają zabawę. To kompletne doświadczenie, które - co najważniejsze - naprawia większość technicznych bolączek oryginału. Uważam jednak, że nie stracisz ogromnej frajdy, uruchamiając wersję z PS4, jeśli taką posiadasz, a jeszcze jej nie włączyłeś. Co prawda, będziesz będzie trzeba wtedy zmierzyć się z gorszą płynnością i mniej dopracowaną grafiką, ale rdzeń gry, jej świat i unikalne hordy Freakerów, nadal dostarczą mnóstwo emocji - pomiędzy zwykłą wersją a remasterem nie ma aż takiej przepaści.
To jednak nadal trochę dziwne, że na konsolach musimy dokonywać wyboru między oprawą wizualną a wydajnością gry. Na PC jest opcja swobodnego skalowania ustawień, by znaleźć idealny balans, ale w przypadku konsoli wolałbym tego uniknąć i nie być nawet świadomym dodatkowych opcji. Maksymalna optymalizacja powinna pozwalać na jeden, konkretny tryb pracy gry, który oferuje wszystkie możliwości techniczne. Ale cóż, dożyliśmy takich czasów i trzeba się z tym pogodzić.
Zrzuty ekranu z porównaniami pochodzą z materiału Digital Foundry.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu