Każdy używa smartfona inaczej. Dla jednych kluczowe są zdjęcia, dla innych wydajność. Ale żadna z tych rzeczy nie obejdzie się bez baterii.
Szybkie ładowanie czy długo działająca bateria… Już wiem, co jest dla mnie ważniejsze
Czy tego chcemy czy nie, na przestrzeni ostatnich lat smartfony stały się centrum zarządzania naszym życiem. I nie chodzi tu o jakieś uzależnienie, a po prostu o zwykłą wygodę. Dzięki aplikacjom bankowym w zasadzie nie odpalam już strony banku na komputerze. O fizycznej wizycie w oddziale nie wspominając, mówiąc szczerze nawet nie wiem, gdzie mój bank ma jakąś placówkę.
Zdjęcia? Oczywiście jakość fotografii zrobionych dobrym aparatem jest wciąż nieporównywalna do tego, co uzyskujemy z matrycy w telefonie. Co jednak nie przeszkadza przytłaczającej większości z nas używać właśnie ich do dokumentowania swojego życia. Wpływ na to ma też oczywiście to, co z tymi fotografiami potem robimy – czyli wygoda dzielenia się nimi z innymi i wrzucanie ich na portale społecznościowe.
Dokumenty? Tu również możemy mieć wszystko smartfonie – dowód, prawo jazdy… Centrum sterowania domem? Telewizor? Zamiast niego są różne serwisy z serialami, wydarzeniami sportowymi… Radio – też w komórce. Przykłady można mnożyć.
Nagła śmierć
To wszystko jednak może nam się skończyć w jednej chwili. Gdy padnie nam bateria. W takim momencie jesteśmy w nazwijmy to oględnie, czarnej dziurze. I okazuje się, że wszystkie zdobycze oraz udogodnienia cyfrowego świata nie przydadzą się nam do niczego. Dlatego tak ważne jest, by smartfon miał dobre ogniwo. Albo by szybko móc go naładować.
Najlepiej oczywiście byłoby mieć jedno i drugie. Na razie jest jednak tak: smartfony ze średniej półki mają najczęściej baterię o pojemności 5000 mAh i średniej szybkości ładowanie (ok. 30W). Półka najwyższa ma ładowanie bardzo szybkie czyli ładowarki od 80W w górę, ale baterie nieco mniejsze. Oczywiście od tej reguły są wyjątki, ale z grubsza można przyjąć takie właśnie założenia.
Jeśli mamy smartfon średniopółkowy, zazwyczaj energii starcza nam na dzień do dwóch. Ale robienie zdjęć jest chyba drugą oprócz grania rzeczą, która wysysa z naszego urządzenia zapasy energii. Więc jeśli jesteśmy na wakacjach i chcemy to udokumentować na licznych fotografiach, z dużą dozą pewności możemy założyć, że telefon będziemy musieli podładować tego samego dnia wieczorem. Jeśli zaś mamy smartfon z najwyższej półki, to tego, że nie dotrwa on do wieczora – możemy być pewni. Tym bardziej, że o wiele chętniej sięgamy po telefon jeśli wiemy, że zrobione nim zdjęcia będą topowe.
Kawa na ratunek
Będąc na ostatnim wyjeździe mogłem sprawdzić to w praktyce. Zdjęcia robiłem dwoma urządzeniami flagowym i średniopółkowym. Ten drugi telefon wytrzymywał mi do wieczora, pierwszy – nie. Ale ponieważ jakość fotografii była oczywiście na korzyść tego pierwszego – po niego sięgałem częściej. I bateria padała mi w ciągu dnia. Właśnie w takich sytuacjach doceniłem szybkie ładowanie.
Oczywiście – minusem jest to, że trzeba mieć przy sobie ładowarkę. Ale plusem to, że wystarczała szybka kawa, by telefon znowu zaczął działać. Rekordowa 150 W ładowarka napełni go od zera do 100 proc. w nieco ponad kwadrans. Ładowarka 120W potrzebuje do tego 6,7 minut więcej. 80 W to kolejne 6,7 minut do pełna, ale umówmy się, mniej więcej 60 proc. w 15 minut to też wynik który spokojnie mnie zadawala. I właśnie tak było w moim przypadku.
Wielcy się nie spieszą
O takich wynikach użytkownicy dwóch wiodących smartfonowych marek, czyli Apple i Samsung, mogą tylko pomarzyć. Im zostaje powerbank i kabelek, bo szybkość ładowania rzędu 25W w kryzysowej sytuacji nie na wiele się przydaje.
Zresztą zastanawiające jest to, że obie te firmy nie inwestują w szybkie ładowanie. Apple pewnie woli zarabiać na swoich powerbankach. Ale o tym jaka jest ich skuteczność pisał Patryk Koncewicz.
Samsung z kolei pewnie z tyłu głowy ma wciąż aferę z samozapłonem baterii w Galaxy Note 7, co skończyło się na wycofaniu wszystkich urządzeń z rynku. Choć trzeba firmie oddać, że w niektórych flagowcach moc ładowania wzrosła do 45W. Co prawda o ładowarkę trzeba zatroszczyć się już samemu (podobnie jak i u Apple), ale zawsze coś.
Jednak na naładowanie obu urządzeń jedna kawa by nie wystarczyła. Dwie również. Potrzebny byłby obiad z deserem i to przy założeniu, że obsługa specjalnie by się nie śpieszyła. Tymczasem w moim przypadku kawa w fast foodzie idealnie staczała na podładowanie urządzenia tak, bym mógł znów wyruszyć na fotograficzne łowy.
Reasumując
Tak, noszenie ze sobą ładowarki nie jest specjalnie wygodne. Ale na wakacjach zawsze mamy jakiś plecak, torbę z dokumentami i butelką wody. Więc dorzucenie kostki nie jest problemem. I nie jest to wielka cena za komfort błyskawicznego naładowania telefonu. Mówiąc szczerze będę miał spory problem z powrotem do swojego prywatnego smartfona. Robi śliczne fotki, ale dość szybko się rozładowuje. A ładuje się jak ślimak…
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu