Felietony

Szybkie ładowanie w smartfonie - wyjaśniamy galimatias standardów

Krzysztof Rojek
Szybkie ładowanie w smartfonie - wyjaśniamy galimatias standardów
Reklama

65, 120 czy 240 W? Moc ładowania w ostatnim czasie wzrosła niebotycznie. Czym różnią się poszczególne ładowarki i jak szybkie ładowani wpływa na smartfony?

Wybierając smartfon jeszcze kilka lat temu w kwestii ładowania martwiliśmy się o jedną tylko rzecz - czy będzie miał już złącze USB-C, czy jeszcze microUSB. Jeżeli miał nowe - wszystko było pięknie, bo i tak każda ładowarka pasowała do każdego telefonu, a jeżeli nie mieliśmy żadnej pod ręką, to nawet najtańszy model z marketu również się sprawdzał. Nie było to jednak rozwiązanie idealne - nawet małe baterie ładowały się bowiem bardzo długo i praktycznie każdy musiał zostawiać telefon do naładowania na noc.

Reklama

Polecamy na Geekweek: Najpierw kup nowy telefon, potem sprzedaj stary. Nigdy na odwrót

To jednak się zmieniło kiedy zaczęły rosnąć prędkości ładowania. Najpierw smartfony ładowały się z mocą 10, potem - 15 W, by z kolejnymi latami gwałtownie przyspieszyć i dziś osiągać zawrotną moc nawet 240 W. Oczywiście, im więcej tym (teoretycznie) lepiej, ale szybkie ładowanie to też wiele zamieszania, nieścisłości i nawet problemów, z którymi muszą mierzyć się dzisiejsi klienci. To o co chodzi z tym szybkim ładowaniem?

Ładowarka ładowarce nierówna - każdy ma własny standard

W każdej recenzji smartfona zawsze podana jest moc ładowania i zapewne zauważyliście, że często moc tych ładowarek powtarza się bądź jest do siebie zbliżona. Mamy więc ładowanie 33 W, 65-68 W, 100 W czy 150 W. Niestety, nie jest tak, że możemy tych ładowarek używać ze sobą wymiennie. Wszystko przez to, że przy wyższych prędkościach ładowarka i bateria muszą się "porozumieć", żeby upewnić się, że prąd dostarczony przez ładowarkę nie uszkodzi ogniwa. Każdy z producentów ma trochę inny pomysł, w jaki sposób taki "handshake" ma działać, dlatego na rynku obowiązuje dziś bardzo dużo niekompatybilnych ze sobą standardów.

Oczywiście - niektóre standardy są popularniejsze niż inne. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych jest QuickCharge od Qualcommu, na którym bazują rozwiązania kilku mniejszych producentów. Swój standard ma też Mediatek (Turbo Pump) oraz samo USB (USB PD) które służy m.in. do ładowania laptopów i z którego korzystają też takie firmy jak Google czy Apple. Oprócz tego, część korporacji ma własne standardy. Tutaj zdecydowanie trzeba wyróżnić konglomerat Oppo/OnePlus/realme/Vivo, który korzysta z technologii mającej różne nazwy w zależności od marki - SuperVOOC bądź DashCharge i te ładowarki nie będą kompatybilne z żadnymi innymi urządzeniami. Swój, osobny standard, ma tez Xiaomi.

Jest to spory problem, ponieważ, jak wiecie, producenci od dawna do topowych modeli nie dorzucają już ładowarek, co oznacza, że jeżeli zmieniamy smartfon na 90 proc. i tak tę ładowarkę będziemy musieli sobie sami dokupić. Producenci zarabiają więc na nas podwójnie. Co więcej, przy wyższych prędkościach ładowania rzędu 150 W, oprócz odpowiedniej ładowarki konieczny jest też odpowiedni kabel. Oczywiście - nie znaczy to, że ładowarka innego typu nie naładuje naszego smartfona. Naładuje, ale z dużo niższą prędkością.

A właśnie. Czy 240 W naładuje telefon 2x szybciej niż 120?

W telegraficznym skrócie - nie. Oczywiście, 150 czy 240 W świetnie wygląda na sloganach marketingowych i owszem - pozwala naładować telefon do pełna w zaledwie kilka minut, natomiast w tym wypadku na tym niestety zachwyty muszą się skończyć. Im więcej watów w mocy ładowania, tym niestety korzyści dla użytkownika są coraz bardziej znikome. Oczywiście - ładowarki osiągają swoją maksymalną moc ładowania, ale robią to tylko przez chwilę. Najwięcej zalet takie ładowanie ma, kiedy mówimy o ładowani smartfonu z pozycji całkowicie rozładowanej. Natomiast w przypadku ładowania z 20 czy 50 proc. baterii różnice pomiędzy np. 150 W a 240 W ładowaniem są znikome, pomimo, że na papierze wydają się ogromne.

Nie oznacza to że szybsze ładowanie nie jest szybsze - jest, ale powyżej pewnych prędkości różnica w czasie ładowania jest już po prostu tak mała, że przestaje być zauważalna. Ciężko mi sobie wyobrazić użytkownika oraz sytuację, gdzie brak 240 W ładowania zamiast 150 W faktycznie zrobił jakąkolwiek różnicę.

Reklama

A jak z życiem baterii. Czy szybkie ładowanie naprawdę zabija ogniwo?

W kwestii życia ogniwa smartfonu wato pamiętać, że każde ładowanie po jakimś czasie sprawi, że bateria będzie mniej pojemna. Podstawowe pytanie brzmi, czy szybkie ładowanie sprawi, że bateria zdegraduje szybciej. W ogólnym rozrachunku tak, albo raczej - tak powinno być, jednak producenci dziś stosują wiele metod by temu przeciwdziałać. To, co jest zabójcze dla baterii to ciepło, więc firmy stosują takie zabiegi jak chociażby w realme 8, gdzie podzielono baterię na dwa segmenty, żeby nie nagrzewała się tak bardzo w trakcie ładowania.

Dodatkowo - technologia ochrony baterii jest dziś znacznie lepsza niż kiedyś. Dla przykładu - mój LG G8S posiada ładowanie na poziomie zaledwie 18 W, a i tak po 4 latach wymagał wymiany baterii, ponieważ poprzednia nie trzymała nawet kilku chwil na jednym ładowaniu. Ogólnie przyjętym standardem w branży jest degradacja baterii na poziomie 20 proc po 800 cyklach ładowania, a więc "około 2 latach" jeżeli ładowalibyśmy smartfon częściej niż codziennie (co nie jest prawdą w przypadku baterii 5000 mAh).

Reklama

Chodzi mi o to, że wpływ szybkiego ładowania na baterię poznamy (niestety) dopiero po latach i z obecnej perspektywy ciężko jest zweryfikować, czy producenci faktycznie trzymają się swoich zapewnień.

To jakie ładowanie wybrać?

Na pytanie o to, jakie ładowanie jest optymalne dla smartfonu nie ma jednej, jasnej odpowiedzi. Ja natomiast testowałem wiele różnych telefonów i dla mnie optimum pozostaje 60-65 W. Dlaczego? Przede wszystkim, taka moc naładuje telefon w około 20 minut. Czy naprawdę potrzebujemy mocy rzędu 240 W by dodatkowo skrócić ten czas o połowę? Moim zdaniem - niekoniecznie. Po prostu w tym momencie potencjalne wady przewyższają korzyści. Wadami jest tu oczywiście skrócenie czasu życia ogniwa i utrata energii, która zamiast trafić do baterii zostanie zamieniona w ciepło.

Jednocześnie, jeżeli jesteśmy wiernymi fanami jednej marki, warto rozejrzeć się, czy inne smarfony nie oferują szybszego ładowania. Dla przykładu, flagowy Galaxy S23 czy iPhone 14 wciąż oferują ślamazarną moc ładowania na poziomie 25 i 15 W. Dlaczego? Cóż, tego nikt nie wie - być może te firmy po prostu czują się na tyle pewnie, że nie kwapią się do zmiany.

A wy - jaką moc ładowania wy preferujecie?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama