Felietony

Zaczynam rozumieć na czym polega fenomen Sonosa

Kamil Pieczonka
Zaczynam rozumieć na czym polega fenomen Sonosa
25

Sonos kojarzył mi się głównie z głośnikami, które owszem miały sporo fajnych możliwości i podobno generowały świetny dźwięk, ale kosztowały zdecydowanie za dużo na tle konkurencji. Pech chciał, że mój domowy zestaw audio Philips Fidelio E5 wyzionął ducha i trzeba było go czymś zastąpić, a że akurat była dobra promocja na Sonosa...

Sonos sronos, o co tyle zachwytów?

Czytając w internecie opinie na temat głośników Sonosa miałem wrażenie, że ich właściciele to jakaś sekta. Wszędzie gdzie nie spojrzysz to przeważająca liczba opinii jest bardzo pozytywna, a oceny w różnych rankingach są niemal maksymalne. Głośniki chwalą też recenzenci, w tym mój redakcyjny kolega Konrad Kozłowski, który zawsze z entuzjazmem wita każdy nowy produkt tej firmy, łącznie z lampkami z Ikei ;-). Podejrzewałbym marketing szeptany i sponsorowane komentarze, ale było jednak tego trochę za dużo. Byłem w tej komfortowej sytuacji, że mój obecny system audio spełniał swoją rolę, miał Bluetooth i Spotify Connect, miał HDMI do podłączenia TV i wsparcie dla standardu Dolby Digital, więc nie czułem potrzeby zmiany. Aż do czasu gdy zaczęły się problemy z trzaskami i uruchomieniem głośników. Po żmudnych poszukiwaniach na forach audio/video okazało się, że podobne zachowanie obserwuje wiele osób, a lekarstwa nie ma. Podejrzany jest chip na płycie głównej, a producent nie ma części zamiennych.

Powrót do głośników wbudowany w telewizorze to była katorga, której nie miałem zamiaru kontynuować. Na rynku brakuje mi trochę takich prostych zestawów jakim był Fidelio E5, teraz królują soundbary albo bardziej zaawansowane rozwiązania z amplitunerem i dedykowanymi głośnikami. Nie mam jednak miejsca na tyle urządzeń i potrzebuje coś w miarę kompaktowego. Jednocześnie miałem średnie doświadczenia z soundbarami i nawet Samsung HW-Q990B za 5000 PLN nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Owszem do filmów był bardzo fajny, ale głośnik basowy zajmował dużo miejsca i często dominował nad resztą, a przy słuchaniu muzyki czegoś tu brakowało. I tak doszedłem do wniosku, że zaryzykuje z Sonosem, a że akurat na "Black Friday" dawali solidne 20% zniżki to lepszego argumentu nie potrzebowałem.

Sonos Beam Gen 2 - średniak, ale z charakterem

Wybór padł na Sonos Beam 2. generacji z racji faktu, że obsługuje już kodek Dolby Atmos i pozwala w przyszłości na rozbudowę np. o głośnik niskotonowy albo satelity do dźwięku przestrzennego. Za 1749 PLN to całkiem niezła propozycja, choć nadal biorąc pod uwagę wielkość samego głośnika, raczej z górnej półki cenowej w tym segmencie. Standardowa cena (2199 PLN) jest jednak jeszcze mniej atrakcyjna, a ktoś ten soundbar kupuje, choć szczerze powiedziawszy wygląda na to, że znacznie droższy Arc jest popularniejszy. Szybko zrozumiałem jednak jaką ścieżką podąża firma, a widać to szczególnie czytając jej bardzo ciekawą historię na oficjalnej stronie. Sonos od swoich pierwszych produktów stawia na jakość i prostotę działania. I to widać również w przypadku Beam'a.

Pudełko zabezpieczone jest plombą podobną do tej jaką Apple stosuje na pudełkach iPhone'a. Swoją drogą jeden z dystrybutorów z tego powodu zastrzega, że po jej zerwaniu nie można zwrócić głośnika, co wydaje mi się niezgodne z prawem, ale to temat na inny artykuł. W środku nie znalazłem wiele, był głośnik, przewód zasilania, HDMI oraz przejściówka z HDMI->wejście optyczne, jeśli telewizor nie ma ARC albo nie chcecie z niego korzystać. Niestety w pakiecie nie ma uchwytu do powieszenia na ścianie. Jest dostępny jako dodatkowe akcesorium, ale za logo Sonosa trzeba zapłacić ~300 złotych, czyli znowu drogo. Na szczęście z pomocą przychodzi Amazon i udało mi się kupić uchwyt za połowę tej ceny, tej samej jakości, a może nawet lepszy bo odsuwający mocniej głośnik od ściany co jak widać było konieczne z racji listwy, w której mam schowane przewody. Po godzinie głośnik już wisiał, mogłem zatem przystąpić do testów.

Konfiguracja z aplikacją Sonosa na smartfonie jest bajecznie prosta, wystarczy podłączyć głośnik do zasilania i postępować wedle instrukcji na ekranie. Na iOS można też go skalibrować, co pewnie warto zrobić jeśli macie taką możliwość. Po 5 minutach konfiguracji, ustawieniu nazwy i połączeniu ze Spotify, można cieszyć się muzyką i filmami. I musze przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony. Nie spodziewałem się wiele po tym soundbarze, mój zestaw Philipsa grał naprawdę bardzo dobrze, ale Sonos Beam wcale wyraźnie nie odstaje. Spodziewałem się, że będzie kulał szczególnie po stronie niskich tonów. Nie jest jednak źle, owszem w filmach czasami przydałoby się mocniejsze "kopnięcie", ale jak mi faktycznie zacznie tego brakować, to na następnej promocji kupię Sub-Mini. Choć chyba najpierw go przetestuje, bo nie oszukujmy się, też tani nie jest. W filmach sporą zaletą jest wzmocnienie dialogów, gdy mamy dźwięk przestrzenny to kanał centralny jest wyraźniejszy, a w polskich produkcjach to spora zaleta.

Jeśli zaś chodzi o muzykę to jestem pod sporym wrażeniem tego jaki dźwięk dostarcza Beam. Tutaj mi naprawdę niczego nie brakuje pod względem jakości czy głośności, jest bardzo poprawnie. Nie ma co prawda fajerwerków, ale nie czuje niedosytu, który miałem w przypadku soundbara Samsunga czy wcześniej Sharpa. Widać wyraźnie, że Sonos przykłada sporą uwagę do muzyki w swoich głośnikach. O doskonałej współpracy z aplikacją, wsparciu Apple Air Play i integracji np. ze Spotify nie trzeba nawet wspominać. To po prostu działa, odpalam aplikację w telefonie/na komputerze, klikam głośnik i po 3 sekundach gra muzyka, prościej się nie da. Wkurzyła mnie tylko jedna rzecz. W Polsce nie da się połączyć głośnika z asystentem Google, nie jest to może wielki problem jeśli obok stoi Nest Hub, ale kurczę, naprawdę?

Zaczynam rozumieć "sektę" Sonosa

Miało być kilka zdań, a wyszła prawie recenzja. Wracając jednak do tytułu tego artykułu, teraz już lepiej rozumiem na czym polega fenomen Sonosa. Szczególnie na zachodzie, bo tam ceny nie są tak oderwane od naszych możliwości jak w Polsce. Te głośniki przede wszystkim działają, bez problemów, bez kabli, bez konieczności skomplikowanej konfiguracji. W dodatku grają bardzo dobrze i dają sporą elastyczność. Teraz kupiłem soundbar, za rok może dokupię Sub-Mini, a jak będę chciał lepszy dźwięk przestrzenny to powieszę sobie na ścianach dwa Symfoniski z Ikei, które mogą służyć też jako półki. To świetna sprawa i spore przywiązanie do ekosystemu, ale trudno jest mieć im to za złe. Co jeszcze ważniejsze będą mieć pewnie lepsze wsparcie, bo dywizja sprzętów audio sygnowana logiem Philipsa przechodziła w ostatnim czasie z jednych rąk do innych i stąd biorą się problemy z dostępnością części. Mam nadzieje, że pod tym względem Sonos wypadnie lepiej, bo naprawdę zaczął mi się podobać pomysł rozbudowy tego systemu.

Nie twierdze jednak, że to najlepszy wybór. Na rynku nie brakuje ciekawych urządzeń, trudno jednak na podstawie opinii w internecie ocenić ich możliwości. Często polecany jest chociażby soundbar Yamaha YAS-209, który kosztuje ~1500 PLN i dostępny jest z dedykowanym głośnikiem niskotonowym. Brakuje mu jednak wsparcia chociażby dla Dolby Atmos, a także dla Apple Air Play. Gdy zaczynamy patrzeć na nieco lepsze soundbary, to okazuje się, że są też coraz droższe. Sonos całkiem nieźle się w ten rynek wpasował i również z tego będzie wynikała jego coraz większa popularność. Jest też jednym z nielicznych sprzętów dostępnych w białym kolorze, a to był warunek żony, więc sami rozumiecie... ;-).

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu