Świat

Budowlańcy, strzeżcie się! Roboty idą po Waszą pracę

Maciej Sikorski
Budowlańcy, strzeżcie się! Roboty idą po Waszą pracę
Reklama

Tematu rozwoju robotyki ciąg dalszy. Tym razem będzie jednak krótko, chciałbym przede wszystkim pokazać film z robotem-murarzem przy pracy. Takie maszyny zabiorą zatrudnienie setkom tysięcy ludzi. Czy dadzą etat innym? Możliwe. Pytanie, czy ta druga grupa będzie równie duża?

Robot układający cegły - napisałbym, że nic lepszego dzisiaj nie zobaczycie, ale wieczorem jest premiera flagowca Samsunga, może Koreańczycy zachwycą świat. Do tego czasu warto jednak zainteresować się firmą Construction Robotics i jej produktami. Do wczoraj nie zaprzątała ona mojej świadomości. Aż zobaczyłem to:

Reklama

SAM, czyli Semi-Automated Mason w ciągu jednego dnia pracy potrafi położyć 3 tysiące cegieł. Kilka razy więcej, niż murarz (no chyba, że tym murarzem jest Mateusz Birkut, który akurat bije rekord). Matematyka jest prosta: maszyna radzi sobie znacznie lepiej, niż żywy murarz. Jeden taki automat sprawia, że można zwolnić kilku ludzi. Ta myśl zgrała się z doniesieniami na temat rozwoju robotyzacji w USA. Z badań wynika, że jeden robot lokalnie odbierał pracę ponad sześciu osobom. Patrzę jeszcze raz na mechanicznego murarza i stwierdzam, że jego tempo pracy faktycznie może prowadzić do mocnej redukcji etatów.

Ale czy SAM jest samowystarczalny? Nie - potrzebny jest pracownik dostarczający cegły na taśmę, kolejna osoba musi zbierać z muru niepotrzebną zaprawę. Pojawia się też miejsce dla mechanika, osoby, która będzie nadzorować wyczyny takich robotów. Kilka osób pracuje z urządzeniem. Widać przepływ pracowników od jednego zajęcia do innego. Jednocześnie zacząłem się zastanawiać nad skomplikowanymi zadaniami w wykonaniu tej maszyny: widzimy, jak stawia prosty mur. Ale jak sobie radzi z bardziej wymagającymi konstrukcjami? Będzie w stanie wybudować róg, zrobić miejsce na okno czy drzwi?

W tym momencie doszedłem do wniosku, że SAM jest jeszcze w powijakach i nie ma sensu straszyć nim murarzy - upłynie dużo wody (zaprawy), nim takie roboty staną się codziennością. Zwłaszcza, że nie są one rozdawane: swoje kosztują i firmom nie musi się opłacać inwestycja tego typu. Zawsze może się okazać, że taniej jest np. zatrudnić tanią siłę roboczą z innego państwa. Na Zachodzie Polaka, w Polsce Ukraińców. Tak to dzisiaj wygląda.

Mógłbym zakończyć tym quasi optymistycznym stwierdzeniem, ale dorzucę jeszcze jeden film, też pochodzi od amerykańskiego producenta robotów budowlanych. Widać na nim poprawę działania maszyn. Rok różnicy, a przyspieszenie działania poważne - widać, jak szybko roboty są poprawiane, jak przebiega usprawnianie ich pracy. Nie można wykluczać, że za kilka lat maszyna nauczy się wszystkich tajników murarki i będzie w stanie wykonać nawet skomplikowane zadania. Co wtedy? Nadal trzeba będzie liczyć na to, że ludzka praca będzie tańsza? I czy powstawanie nowych miejsc pracy rzeczywiście zrekompensuje likwidację etatów powiązaną z upowszechnianiem SAMa?

Ten mechaniczny murarz to jedynie przykład - podobne maszyny pojawiają się praktycznie w każdym biznesie: od gastronomii, przez fabryki, po transport i ochronę. Nierzadko przyjmują zupełnie inną formę, ale to nie ma większego znaczenia: ważne, że zdobywają czyjś etat. Czy należy się przed tym bronić za wszelką cenę i wieszczyć armagedon? Nie. Trzeba jednak podjąć dyskusję na temat zmian - wicepremier Morawiecki mówił wczoraj o opodatkowaniu robotów, na tym polu nie jest odosobniony. Słuszny kierunek? Możliwe. Decyzji nie można jednak podejmować w oparciu o "wydaje mi się", stwierdzenie, że "jakoś to będzie" też jest kiepskim rozwiązaniem. Sprawę trzeba już uznawać za pilną: SAM nadciąga z cegłami, a za nim ciągnie masa innych maszyn...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama