Felietony

Blue Origin to żadna konkurencja dla SpaceX, Musk powinien bardziej bać się Boeinga

Kamil Pieczonka
Blue Origin to żadna konkurencja dla SpaceX, Musk powinien bardziej bać się Boeinga
15

Jestem zbyt młody aby pamiętać czasy zimnej wojny i rywalizację o dominację w kosmosie pomiędzy Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednocznymi. Do dzisiaj jednak w opinii wielu obserwatorów, były to najlepsze czasy dla rozwoju technologii kosmicznych. To wtedy między innymi człowiek stanął na Księżycu, a w przestrzeń kosmiczną latał wahadłowcami.

Dzisiaj jednym środkiem transportu dla ludzi na orbitę okołoziemską (a właściwie to tylko na Międzynarodową Stację Kosmiczną) jest wiekowy, radziecki Sojuz. Innej opcji przynajmniej jeszcze do końca przyszłego roku nie będzie. Nie oznacza to jednak, że obecne czasy są stracone, można by nawet pokusić się o opinię, że w ostatnim czasie sytuacja jest całkiem niezła, szczególnie za sprawą jednej, bardzo medialnej firmy, jaką jest SpaceX.

SpaceX i Blue Origin mają wiele wspólnego, ale inne cele

SpaceX i Blue Origin bardzo często są ze sobą zestawiane w kontekście podboju kosmosu. Jednak pomimo, że na pierwszy rzut oka przedstawiają się bardzo podobnie, to ich cele są diametralnie różne. Cechy wspólne obu spółek są dosyć oczywiste. Na czele obu stoją bardzo charyzmatyczni miliarderzy, których marzenia związały się z kosmosem, a dzięki swoim środkom, mogą je realizować. Podobna jest też koncepcja oszczędnościowa, czyli odzyskiwanie głównego modułu napędowego. Na tym jednak koniec podobieństw.

SpaceX od wielu lat działa już w pełni komercyjnie, rakieta Falcon 9 została sprawdzona w bojach już wielokrotnie, a to pozwala zarabiać na rozwój kolejnych projektów. Tych także nie brakuje, począwszy od Falcona Heavy, przez projekt BFR, a skończywszy na ogromnej sieci satelitów, które mają dostarczyć nam internet na całym świecie, niezależnie od lokalizacji. Czasami odnoszę nawet wrażenie, że Elon Musk próbuje chwytać jednocześnie zbyt wiele srok za ogon i bardzo ryzykuje, pomimo tego, że już nie musi.

źródło: Blue Origin

Blue Origin natomiast nie ma w tej chwili ambicji podboju kosmosu. Firma finansowana w 100% z kieszeni najbogatszego człowiek na Ziemi, Jeffa Bezosa, zasilana jest co roku kwotą około 1 mld USD i nie musi na siebie zarabiać. Nawet gdy zacznie to robić, nie będą to typowe misje kosmiczne, a tylko tzw. turystyka kosmiczna. Taki jest plan na ten rok, obecnie używana rakieta, New Shepard ma w najbliższych miesiącach wynieść na wysokość ponad 100 km pierwszych astronautów w załogowej kapsule. Jak wszystko się powiedzie, to niedługo potem Jeff Bezos będzie oferował tego typu przeloty wszystkim, którzy są w stanie za to zapłacić.

Prawdziwa zabawa zacznie się po 2020 roku

To jednak dopiero początek, bo kolejna rakieta Blue Origin - New Glenn, będzie wyposażona w znacznie mocniejsze silniki, dzięki którym jej możliwości będą większe niż Falcona 9. Co więcej firma jest bardzo pewna swego, bo już ma podpisane pierwsze kontrakty na wyniesienie ładunków w kosmos, które mają być zrealizowane do 2022 roku (Eutelsat). Wtedy będziemy mogli powiedzieć, że Blue Origin rywalizuje na równi ze SpaceX. Pytanie tylko, w którym miejscu będzie wtedy firma Elona Muska?

źrodło: Blue Origin

Na ten moment SpaceX ma bardzo dobrą passę, ale też musi sprostać ogromnym oczekiwaniom. Co więcej nawet jeśli nie rywalizuje z Blue Origin, to z pewnością rywalizuje z Boeingiem o to, kto pierwszy zapewni transport ludzi na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Pierwsza potyczka będzie miała miejsce już w połowie roku. Wtedy właśnie Boeing ma zamiar wykonać pierwsze faktyczne testy kapsuły CST-100 Startliner i na dzień dzisiejszy wygląda na to, że może wyprzedzić w tym SpaceX. Crew Dragon SpaceX też ma zostać przetestowany w sierpniu 2018.

Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę fakt, że Elon Musk już desygnował kilka zespołów inżynierów do prac nad projektem BFR, to istotne jest pytanie czy firma poradzi sobie z równoległym prowadzeniem tylu dużych zadań. Dodajmy też do tego, że w tle są jeszcze załogowe loty na Marsa i... aż strach pomyśleć gdzie będziemy za 10 lat. Mam nadzieję, że już przynajmniej w drodze na Czerwoną Planetę.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu