Wywiady

"Jestem tą szczęściarą, która w roku 97 zagościła" - rozmawiamy z Magdaleną Różczką z okazji premiery "Rojst 97"

Konrad Kozłowski
"Jestem tą szczęściarą, która w roku 97 zagościła" - rozmawiamy z Magdaleną Różczką z okazji premiery "Rojst 97"
Reklama

W "Rojst 97" wracają znani bohaterowie, ale na czele obsady znalazła się Magdalena Różczka, która wciela się w Annę Jas. Nowa postać przewodzi śledztwu, które od środka rozrywa struktury miasteczka, do którego trafiła tylko na miesiąc. Rozmawialiśmy z aktorką przed premierą "Rojst 97" na Netflix, na która następuje właśnie dzisiaj.

Bardzo mile wspominam “Oficera”, to wciąż jeden z moich ulubionych polskich seriali. A właśnie w nim wcielała się pani w policjantkę. Czy w przypadku “Rojst’97” w pani głowie pojawiły się takie pozytywne myśli: znów będę mogła to zrobić?

Reklama

Bardzo. Wydaje mi się, że to jakaś pętla, bo to było tak dawno i można powiedzieć, że to był mój debiut. Bardzo ważny i wspominany do dzisiaj. Widzowie często wracają do tego serialu i pamiętają. I nawet na samym początku zastanawiałam się, jak to jest, że drugi raz w życiu będę policjantką, czy to przywoła moje wspomnienia. Okazuje się, że minęło tyle lat i jest to tak diametralnie różniąca się rola, że sierżant Anna Jass jest zupełnie inną osobą niż Aldona w Oficerze.

Dlatego zapytam, jaka jest Anna? My ją w czasie seansu oglądamy z pewnego dystansu, staramy się poznać dzięki fabule i pani grze, ale to bardzo skryta postać. Czy taki był zamysł na Annę Jass?

Tak, bo Anna Jass jest najbardziej introwertyczną osobą, jaką poznałam w życiu. To jest dziewczyna, która wszystko ma w środku i rzadko pokazuje emocje i to co myśli, więc jest taką zagadką.

Czy dołączając do obsady miała Pani za sobą seans “Rojsta”, 1. sezonu?

Oczywiście, widziałam.

I jak wrażenia?

Widziałam go tyle razy, że znam już na pamięć, więc wrażenia wspaniałe. Bardzo mi się podobało.

Na takie zamknięcie historii liczyliśmy. 2. sezon „Rojst 97” uratował serial – recenzja


Gdy kręcono Rojst’97, odniosłem wrażenie, że starano się powiększyć ten świat, pokazać go nieco inaczej - z jednej strony mniej tajemniczo, ale z drugiej też bliżej widza, by to wszystko było bardziej namacalne, w mniejszym stopniu zawieszone w tej sferze psychologicznej. Czy podobne wrażenie odczuwano na planie?

“Rojst’97” jest bardzo osadzony w lipcu 97 roku. Myśmy mieli wrażenie na ulicach, które były dekoracją, że to niemożliwe, by była to scenografia. To musiało się tu wydarzyć. Mieliśmy takie sytuacje, że pewna kobieta mieszkająca w tej miejscowości, która nie wychodziła przez pewien czas z domu, zakrzyknęła “Co się stało? Ola Boga! Czy była powódź?”. Robiło to ogromne wrażenie, szczególnie dla tych osób, które pamiętają rok 97 i te miejsca, gdzie była powódź, tak to później wszystko wyglądało.

Reklama

Do tego roku 97. chciałbym nawiązać, bo wspominając dziś ten okres nawet za nim tęsknię. Czy mając szansę niejako przenieść się w czasie do tej epoki, czy po jej wykorzystaniu tli się ochota powrotu do lat 90.?

We mnie tej chęci nie ma, bo już tę podróż w czasie odbyłam, jestem tą szczęściarą, która w roku 97 zagościła. Było to poruszające i wzruszające dla nas wszystkich przeżycie, dla tych, którzy byli w tamtym okresie dziećmi albo nastolatkami. Wszystko dokładnie pamiętamy, więc wspomnienia odżyły. Wszystko, domy, mieszkania, wyglądało wtedy zupełnie inaczej. Choć mnie się na początku wydawało, że to było tak niedawno, jakby wczoraj, a jednak minęła jakaś epoka, bo wszystko jest zupełnie inne.

Czy ma Pani za sobą seans choćby jednego odcinka w całości?

Finalnej wersji nie widziałam, ale widziałam wersję zmontowaną w całości, ale jeszcze bez czołówki, bez smaczków, które później się pojawiły, na przykład muzyka pojawiająca się dokładnie tam, gdzie ma być. Muszę powiedzieć, że już bez tych smaczków, nieukończone robiło wrażenie.

Reklama

Wyjątkowy powrót na Podlasie, który zaskakuje. Kruk – 2.sezon – recenzja


A czy efekt był taki, jaki sobie wyobrażaliście na planie?

Pierwszy raz w życiu coś przerosło moje oczekiwania. Być może jest tak, że spełniło to oczekiwania reżysera, który wiedział jak to ma wyglądać od początku do końca, natomiast aktorzy raczej inaczej pracują, skupiamy się na sobie i partnerach, a całość wygląda tak, że zdarzyło mi się wciągnąć i choć chciałam zobaczyć jeden odcinek, to zarwałam noc i obejrzałam je wszystkie. Niesamowicie przeżyłam to, łącznie ze łzami w oczach, byłam trochę rozczarowana że już się skończyło, tak jakby to była obca mi produkcja, o której nie wiem nic.

Biorąc pod uwagę trendy Netfliksa, to jak dużym zasięgiem dysponuje platforma, a także to co dzieje się na rynku serialowo-filmowym. Z dnia na dzień produkcje europejskie z Francji, Niemiec czy Hiszpanii stają się globalnymi hitami. Czy biorąc udział w projekcie Netfliksa aktor myśli dzisiaj inaczej? Ze świadomością, że dotrze do nowych widzów robi coś inaczej?

Zadano mi pytanie o to, co robi aktor, a przecież wszyscy jesteśmy różni, więc mogę powiedzieć o tym, jak ja do tej roli podchodziłam. Tak samo jak do każdej innej, czyli zależało mi na tym, by zrobić bardzo dobrą rolę w świetnym projekcie. Na etapie pracy raczej zastanawiam się, co zdarzyło się w dzieciństwie Anny Jass, aniżeli na efekcie końcowym i kto to będzie oglądał.

Chciałbym zapytać o potencjał, wizję, szansę na kontynuację tej historii. Czy została na tyle domknięta, że nie ma w niej nic więcej do opowiedzenia?

Na razie skupiamy się raczej na “Rojst’97” jako takim 6-odcinkowym filmie, który jest wartością samą w sobie. Nie ma takiej potrzeby, żeby myśleć, że widz będzie tęsknił za tym, co będzie dalej, ani obawy przed tym, żeby widz zastanawiał się, co było wcześniej. To jest naprawdę świetny produkt sam w sobie, a jako aktorka zawsze sobie myślę, że jak nam coś wyjdzie dobrze, to mamy nadzieję, że będzie jeszcze kolejna przygoda za rok albo dwa.

Reklama

Mnogość nowych tytułów w lipcu na Netflix. Znamy wszystkie premiery!

"Rojst 97" od dzisiaj obejrzycie na Netflix.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama