Co się stanie, jeżeli za chwilę wszyscy producenci smartfonów zaczną wrzucać do swojego oprogramowania reklamy? Nic. I to jest straszne.
Reklamy są dziś wszędzie. Doszło do tego, że dziś bez AdBlocka ciężko wyobrazić sobie używanie przeglądarki (np. na YouTube), a przeglądanie internetu na mobile jest dużo mniej przyjemne niż kiedyś. Zatrzęsienie reklam w sieci zaczyna przypominać najgorsze czasy reklamy outdoorowych, kiedy na budynkach w miastach był baner na banerze. I o ile reklamy nie zazwyczaj są piękne, to zarówno w sieci jak i w rzeczywistości możemy sobie z nimi jakoś radzić. W internecie mamy do tego specjalne narzędzia, a w rzeczywistości - możemy po prostu nie zwracać na bilboardy uwagi (oczywiście - do pewnego stopnia). Takie reklamy nazwałbym "pasywnymi" - da się je pominąć i o ile radości nie wzbudzają, o tyle nie psują też za wiele.
Jest też jednak drugi typ reklam, które aktywnie walczą o naszą uwagę, zabierając nasz czas i najczęściej - psując nam humor. Tutaj mamy wszelkiego rodzaju telemarketing oraz np. reklamy w YouTube przed i w trakcie trwania filmu. I znowu, tutaj można próbować bronić to tym, że przecież dostajemy jakieś treści "za darmo" więc musimy opłacić je naszym czasem, przyglądając się reklamom. Okej, rozumiem. Niestety, na tym ewolucja reklam się nie skończyła i marketingowcy zobaczyli, że mogą pchnąć granicę jeszcze dalej. Dlatego dziś mamy bardzo często sytuację, w której
Zapłaciliśmy za dany produkt, a zamiast niego mamy aktywny bliboard reklamowy w naszej kieszeni
Niech ktoś mi wytłumaczy, w jaki przedziwny sposób znaleźliśmy się w rzeczywistości, w której mamy w kieszeni smartfon warty kilka tysięcy złotych i zamiast być naszym osobistym urządzeniem, w którym sami decydujemy o tym, co chcemy zobaczyć, a co nie, jest on przedłużeniem kampanii reklamowej producenta, przez które jesteśmy zachęcani do zakupu kolejnych dóbr. Praktyka taka jest dla mnie nieakceptowalna nawet w przypadku tanich urządzeń (takie tanie tablety sprzedaje chociażby Amazon, aby ludzie mogli jeszcze częściej korzystać z jego usług), a już na pewno nie w drogich telefonach. Co więcej, producenci bardzo mocno starają się zrobić na nas takie wrażenie, że serwowane reklamy nie są reklamami.
Xiaomi zostało już złapane za rękę z reklamami pojawiającymi się w momencie pobrania aplikacji z Google Store, ale takich zakamuflowanych promocji jest więcej. Huawei swego czasu reklamował Booking.com poprzez tapety w systemie, wiele urządzeń podczas ustawiania początkowego wyświetla tzw."proponowane aplikacje", a w niektórych przypadkach (np. w smartfonach Samsunga) niektórych aplikacji (np. Facebooka) nie da się odinstalować. Innymi słowy - tak, drogi konsumencie, to jest twoje urządzenie, za które zapłaciłeś pełną cenę, ale my wykorzystamy je, by jeszcze na Tobie zarobić.
Straszne jest to, że ludzie się na to godzą
Temat reklam, czy to w smartfonach, czy w jakichkolwiek innych urządzeniach elektronicznych, które kupiliśmy, wraca jak bumerang, ponieważ producenci zdają się nie reagować na głosy sprzeciwu ze strony swoich fanów. Wszystko dlatego, że jak w przypadku prawie każdej dziedziny związanej z technologią, realną opozycję do negatywnych praktyk producentów przejawia bardzo mały odsetek kupujących. Reszta albo nie zwraca na to uwagi, albo, jeżeli w końcu zacznie im to przeszkadzać, zorientują się, że są w sytuacji, w której takie praktyki stosuje większość producentów, a więc - negatywna praktyka stała się kolejnym standardem.
Tak było z wieloma rzeczami, których producenci najpierw próbowali po cichu, by sprawdzić, jak zadziała to na sprzedaż - wymienne baterie, usuwanie gniazda jack czy ładowarek z zestawu. A niestety - w przypadku systemów operacyjnych takich jak Android miejsca na wciśnięcie reklam jest naprawdę dużo - od tapet i propozycji aplikacji i bloatware'u, przez pasek powiadomień, wnętrza samych aplikacji, aż po bezpośrednie interferowanie z tym, co robi użytkownik (czyli np. reklamy podczas instalowania programów ze sklepu). I oczywiście - reklamy w smartfonach to nie jest rzecz, za którą warto umierać czy rozdzierać szat jak Rejtan na obrazie Matejki. W końcu, jak trafnie zauważył Paweł - jeżeli wszyscy producenci będą stosować takie zabiegi, to co zrobię? Obrażę się na życie i nie kupię smartfona? No przecież wiadomo, że tak się nie stanie, bo generalnie taki zabieg w dzisiejszych czasach (a do tego w zawodzie taki jak mój) praktycznie społeczne samobójstwo.
Dlatego moja frustracja na takie praktyki jest tym większa. Mam wrażenie, że producenci wiedzą, że jeżeli tylko liczba urządzeń z daną "wadą" na rynku przekroczy pewną masę krytyczną, to dana rzecz przestanie być brana pod uwagę przy wyborze urządzenia i finalnie, ich działania na szkodę użytkownika nie odbiją się negatywnie na sprzedaży.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu