Rower elektryczny, który nie wygląda jak elektryk? Sharp BK-RS08-ES Milano to pod wieloma względami nietypowy i wyjątkowy jednoślad. Czy warto się nim zainteresować?
Recenzja Sharp BK-RS08-ES Milano. Niech Was nie zwiedzie ta smukła konstrukcja

Może trudno mówić jeszcze o jakimś boomie na rowery elektryczne (o ile kiedykolwiek będziemy mogli), to nie sposób nie zauważyć znacznego natężenia ofert w ostatnim czasie. Mało tego, w segment ten wchodzą marki, które dotąd raczej z elektrykami się nie kojarzyły. Sharp to doskonały tego przykład. Kurier dostarczający mi paczkę, widząc logo na kartonie sam ze zdziwieniem pytał: „To Sharp robi rowery?”.
Owszem robi i będzie robił jeszcze więcej, bo już zapowiedział całą gamę elektrycznych jednośladów. BK-RS08-ES Milano, określany zresztą przez producenta jako „rower hybrydowy” to jedno z pierwszych podejść firmy w tej kategorii na europejskim rynku. Czy udane?
Elektryk, który nie przypomina elektryka
Jak przystało na rower „z internetu” Sharp przyjeżdża w dużym kartonowym pudle. Częściowo jest złożony – pozostaje przykręcenie kierownicy, założenie koła oraz siodełka (+ montaż dołączonych do zestawu akcesoriów: stopki, błotników, lampek, pedałów i dzwonka). Całość zajmuje ok. 45 minut – włączając to usunięcie wszystkich folii i pianek, których jest tutaj cała masa.
Srebrna aluminiowa rama waży 19 kg, co jest całkiem niezłym wynikiem jak na elektryka Rower jest sprzedawany jedynie w rozmiarze 21” z kołami 28” – ma to odpowiadać mężczyznom o wzrośnie od 170 do 190 cm i maksymalnej wadze do 120 kg. Target jest zatem dość konkretny (żeby nie powiedzieć zawężony).
W oczy rzuca się tutaj smukłość całej konstrukcji. Milano niczym nie przypomina elektryków z grubymi ramami, w których upchnięto baterie. Tu dolna rura swoją średnicą właściwie nie odstaje praktycznie od tych spotykanych w klasycznych (napędzanych jedynie siłą mięśni) konstrukcjach.
Nietypowym aspektem tego roweru jest na pewno modułowa konstrukcja. Pozwala to na dobrą sprawę rozłożyć całą ramę na kawałki. Z jednej strony brzmi to ciekawie, ale z drugiej budzi pewien niepokój – czy te połączenia przetrwają próbę czasu i nie zaczną się po kilku tysiącach kilometrów chybotać czy skrzypieć. Tego oczywiście nie sposób sprawdzić, póki co.
Brązowe opony 700C ×28C Kenda są tutaj ciekawym akcentem. Ich grubość dość jasno sugeruje, do jakich celów ten rower został przeznaczony. Nie mamy tutaj zresztą też żadnej amortyzacji na przednim widelcu. A jedyne sprężyny to te zastosowanie pod siodełkiem – i powiedzmy sobie szczerze, bardziej wyglądają niż działają. Zastosowane hamulce tarczowe Tekro HD-M285 to też budżetowe rozwiązanie – idealne do rekreacyjnej jazdy.
Unikatową cechą Milano jest zastosowanie karbonowego paska zamiast łańcucha. Nie jest to rozwiązanie nowe, bo już od jakiegoś czasu stosują je niektórzy producenci. Pasek ma kilka przewag nad tradycyjnym łańcuchem: nie wymaga smarowania, ciszej pracuje, a przy tym jest kilkukrotnie bardziej wytrzymały. Ten zastosowany tutaj teoretycznie powinien nam wystarczyć na 30 tys. kilometrów. Oczywiście wymiana będzie się wiązała z wyższym kosztem niż w przypadku standardowego łańcucha. No i nie tak łatwo to zrobić, bo konieczne jest rozłączenie ramy (ale w tym akurat ten rower jest dobry).
Napęd opiera się na 250-watowym silniku wbudowanym w jednorzędową kasetę. Nie mamy zatem tutaj przerzutek, a jedynie sterowane elektronicznie stopnie wspomagania – łącznie 5. Te przełączamy za pomocą przycisków – ulokowanych tuż obok lewej manetki. Natomiast po środku w kierownicę wbudowano kolorowy wyświetlacz, który informuje nas o parametrach jazdy, a także stanie baterii. Przy czym ta ostatnia informacja jest względna – uzależniona od „biegu” na którym jedziemy. Im jest on wyższy tym procent na ekranie staje się niższy. Trochę to mało intuicyjne.
Rower posiada również aplikację mobilną (a jakże!) – a właściwie łączy się z apką Sharp Live wykorzystywaną przez producenta również do obsługi innych urządzeń z łącznością Bluetooth (i nie tylko). Niestety funkcjonalność tego rozwiązania jest bardzo ograniczona i sprowadza się właściwie do gromadzenia informacji o przejazdach oraz ustawienia domyślnego trybu wspomagania, jaki ma być aktywny tuż po włączeniu roweru.
Dołączony do zestawu zasilacz do typowa, duża czarna kostka, którą znamy m.in. z gamingowych laptopów (raczej tych bardziej łakomych na energię.). Naładowanie baterii 7 Ah 36 V zajmuje 2,5 godziny.
Maksymalnie na pełnym akumulatorze zrobimy 80 km. Jednak wiele tutaj zależy od trasy, a także samego użytkownika. U mnie było to zazwyczaj zaledwie 50-60 km – osoba lżejsza prawdopodobnie zdołałaby uzyskać deklarowany przez producenta wynik.
Wygodnie, ale tylko na równym (nie mylić z płaskim)
Jak się na Sharpie BK-RS08-ES jeździ? Doświadczenie jest porównywalne z większością rowerów elektrycznych. Przy czym silnik jest wbudowany w tylne koło, więc mamy tutaj trochę wrażenie, jakby ktoś nas z tyłu popychał. Czy to dobrze czy źle? Nie wiem – mi osobiście nie robiło różnicy.
Aktywacja elektrycznego wspomagania oczywiście odbywa się dopiero podczas ruchu pedałami, a więc rower „nie jeździ sam”. Mamy tutaj co prawda tryb prowadzenia z prędkością 5 km/h, który wymaga trzymania przycisku na kierownicy, ale to tyle. Oczywiście samo wspomaganie jest odcinane przy 25 km/h – zgodnie z obowiązującymi przepisami.
Jak już wspomniałem, to fantastyczny rower do miasta… i właściwie tylko do miasta. Jakiekolwiek próby jeżdżenia nim po lesie czy polnych dróżkach były koszmarem. Brak amortyzacji i cieniutkie opony zupełnie eliminują ten rower, jeżeli chodzi o zastosowanie poza miastem. Owszem da się przejechać, ale, jakby to powiedział mój dziadek, można pogubić w trakcie plomby.
Jest to zatem typowo rekreacyjny sprzęt – stworzony, by dojeżdżać na nim do pracy, na siłownię czy gdziekolwiek tam, gdzie prowadzi równa, najlepiej asfaltowa ścieżka.
Równa oczywiście nie znaczy płaska, bo Sharp z górkami i wzniesieniami radzi sobie naprawdę dobrze. Wspomaganie jest wyraźne i czyni jazdę zdecydowanie mniej męczącą już na 2-3 trybie. Oczywiście im cięższy użytkownik tym więcej tej mocy będzie potrzeba, ale to już sobie wyjaśniliśmy.
Rower elektryczny do miasta za 10 tysięcy? Oto i on
Docieramy do największej wady Milano, a jest nim zaporowa cena. Rower wyceniono bowiem na ponad 10 tys. złotych. W tym budżecie na rynku znajdziemy konstrukcje renomowanych marek o znacznie lepszych parametrach. Tym samym trudno właściwie wyjaśnić, dlaczego ktoś miałby decydować się na Sharpa.
I nie zrozumcie mnie źle – to nie jest zły rower. To fajny, miejski jednoślad, który fantastycznie wygląda, dobrze się spisuje podczas jazdy po mieście i ma kilka unikatowych cech, jak karbonowy pasek czy składana rama.
Sęk w tym, że został fatalnie wyceniony i w tym budżecie będzie miał naprawdę trudno, żeby zawalczyć o pozycję na rynku. Może gdyby Sharp miał lata doświadczenia w segmencie rowerów elektrycznych oraz ugruntowaną pozycję i rozpoznawalną (pod tym kątem) markę, byłoby łatwiej przekonać klientów. A tymczasem tak nie jest – Japończycy dopiero się rozkręcają, więc powinni agresywniej powalczyć ceną.
Jeżeli zatem zobaczycie Sharpa BK-RS08-ES Milano w dobrej promocji, może to być propozycja warta rozważenia. Oczywiście zakładając, że jeździcie głównie po mieście (po asfalcie) i nie planujecie rowerowych wypadów w teren.
- Świetnie wygląda i ma bardzo smukłą, modułową konstrukcję
- Wygodne sterowanie
- Pasek zamiast łańcucha
- Bardzo efektywny napęd i niezły zasięg
- Mnogość akcesoriów w zestawie
- To typowo miejski rower, nie sprawdzi się w terenie (tylko czy to wada?)
- Cena jest za wysoka
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu