Gry

Recenzja Metro Awakening. Takiej gry na VR jeszcze nie było

Tomasz Popielarczyk
Recenzja Metro Awakening. Takiej gry na VR jeszcze nie było
Reklama

Wydawać by się mogło, że nowa odsłona serii Metro na VR będzie jedynie małym i niewiele znaczącym spin-offem. Jest jednak zupełnie inaczej. 

Bazująca na twórczości Dimitrija Głuchowskiego seria gier Metro ma fantastyczny dorobek. Ostatnia odsłona o podtytule Exodus była wręcz znakomitym doświadczeniem. Kwestią czasu było zatem pojawienie się kolejnej odsłony. I tu zaskoczenie, bo Metro Awakening to gra na gogle wirtualnej rzeczywistości.

Reklama

Niech Was to jednak nie zwiedzie!

Nie mamy bowiem do czynienia z półproduktem ani skromnym spin-offem niewnoszącym nic do całej serii. Wręcz przeciwnie w tworzeniu gry brał udział sam Głuchowski i tym samym opowiedziana tutaj historia jest kanoniczna dla całej serii.

Całość rozgrywa się w 2028 roku, a więc na kilka lat przed wydarzeniami z Metro 2033. Wcielamy się w doktora Sedara, którego żona nie może pogodzić się ze śmiercią syna. W związku z czym dręczą ją coraz silniejsze halucynacje. Pewnego dnia opuszczamy siedlisko w celu znalezienia dla niej leków. Wkrótce okazuje się, że nasza ukochana niespodziewanie zniknęła. Sedar wyrusza zatem za nią, do tuneli metra pełnych przemytników, potworów i nie tylko.


Może się wydawać, że to dość sztampowa opowieść o poszukiwaniu ukochanej. W gruncie rzeczy jednak historia z czasem nabiera głębi. Zresztą cała warstwa narracyjna Metro Awakening jest zaskakująco wręcz rozbudowana. Twórcy zadbali o detale i wręcz doskonale odwzorowali klimat towarzyszący poprzednim grom.

Jest tutaj dosłownie wszystko to, co kojarzy nam się z serią. Ciasne, zdewastowane korytarze, przypominające śmietniska prowizoryczne obozy, drezyny, mnóstwo pajęczyn i skute lodem pustostany na powierzchni. Przejście całej produkcji zajmuje ok. 7-8 godzin, a więc całkiem przyzwoicie jak na grę VR.


Klaustrofobicznie i przerażająco

Za produkcją stoi studio Vertigo Games – znane dotąd głównie z serii Arizona Sunshine, gdzie głównie eliminowaliśmy hordy zombiaków. Ku mojemu zaskoczeniu, sporo elementów i mechanik udało się zaadaptować na potrzeby Metro. Mam tutaj na myśli m.in. mechanikę strzelania i przeładowywania.

Reklama

Ta jest bowiem znakomita. Przeładowywanie broni wymaga usunięcia starego magazynka, włożenia nowego i odciągnięcie blokady. Podczas samego strzelania często natomiast będziemy musieli używać obu dłoni, aby mierzyć celniej.


Reklama

Arsenał nie jest rozbudowany, bo mamy tu łącznie pięć broni – w tym m.in. kultowego AK-47, strzelbę oraz kuszę do cichej eliminacji. Gra nie narzuca nam bowiem określonego stylu zabawy. Możemy być jak John Rambo (co nie będzie proste), ale też możemy finezyjnie przemykać za plecami wrogów, eliminując ich po cichu. Tu do dyspozycji oddano nam jeszcze jedną mechanikę polegającą na ogłuszaniu wrogów za pomocą uderzenia od tyłu. Niestety wymaga ona pewnych poprawek, bo bywa nieintuicyjna i zawodna. Stąd o wiele łatwiej było mi po prostu robić często rozróbę.

Choć strzelania i walki w Metro Awakening nie brakuje, całość generalnie ma bardziej charakter powieści grozy. Szczególnie da się to nam we znaki podczas etapów, gdzie będziemy musieli stawić czoła zmutowanym Nosolisom czy ogromnym pająkom. Te ostatnie zresztą są szczególnie nieprzyjemne, bo potrafią wejść na głowę głównemu bohaterowi. Nie muszę chyba dodawać, jakie wrażenie wywołuje to w goglach VR. Twórcy wręcz przygotowali komunikat, dla osób z arachnofobią. Doświadczenie tego może być bowiem dla nich nie do zniesienia.


Mocnym elementem Metro Awakening jest również system ekwipunku. Przypomina to mocno tradycyjne gry z serii. Pajęczyny będziemy spalać zapalniczką, latarkę ładować za pomocą pokrętła, a w wybranych sytuacjach korzystać z maski gazowej zużywającej filtry. Twórcy nawet zadbali o jej zachodzenie parą, co będzie wymagało od nas co chwila przecierania. Poziom immersji jest wręcz fenomenalny.

Z drugiej strony brakuje mi trochę konwsekwencji, jeżeli chodzi o interakcję ze światem zewnętrznym. Większość elementów jest bowiem tutaj jedynie ozdobą. Większości szafek czy pojemników nie da się otworzyć ani przesunąć. Jedynie mały odsetek elementów pozwala nam na wchodzenie w jakąkolwiek interakcję. Szkoda, że na tym polu gra nie oferuje więcej.

Reklama


Gra wyszła na wszystkie popularne platformy VR. Oczywiście najlepiej będzie prezentowała się na PS VR oraz PC. Ja grałem na Meta Quest 3, gdzie jednak nie odczułem za bardzo kompromisów związanych z jakością oprawy. Całość prezentowała się bardzo przyjemnie dla oka, a przede wszystkim – dzięki intensywnej grze świateł oraz mnogości detali – klimatycznie i przekonującą (żeby nie napisać – przytłaczająco).

Wisienką na torcie jest obłędne wręcz udźwiękowienie. Zdecydowanie polecam grę ze słuchawkami na uszach, żeby wyłapać wszystkie detale, jak trzaskający czujnik geigera, przytłumione odgłosy potworów w tle. Zresztą sam voice acting również zasługuje na uznanie.


Must have dla VR-owych świrów

Metro Awakening to bez wątpienia jedna z najlepszych produkcji VR, jakie wyszły w tym roku (a może i kiedykolwiek). Nie jest to pusta strzelanka nastawiona na efektowność. To rozbudowana, głęboka powieść grozy z przytłaczającym klimatem i rozbudowaną mechaniką. Jednocześnie to również pełnowartościowa odsłona cyklu Metro. Dla fanów VR, a także miłośników twórczości Głuchowskiego jest to tym samym pozycja obowiązkowa.

Metro Awakening VR
plusy
  • Fantastycznie odwzorowany klimat z książek (i poprzednich gier)
  • Świetne strzelanie i ciekawe bronie
  • Bardzo udane przeniesienie mechanik z tradycyjnych gier do VR
  • Przyzwoita długość gry
minusy
  • Poziom interakcji ze światem mógłby być większy
  • Niedopracowanie skradanie i cicha eliminacja przeciwników

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama