Testy słuchawek

Recenzja Jabra Elite 10. Kiedyś nazwałbym je fenomenalnymi...

Tomasz Popielarczyk
Recenzja Jabra Elite 10. Kiedyś nazwałbym je fenomenalnymi...
0

Jabra to jedna z głównych marek tworzących słuchawki True Wireless (TWS). W ciągu ostatnich lat firma sukcesywnie rozbudowywała swoje portfolio o nowe modele z różnych segmentów cenowych. Ostatnio skupiała się głównie z tych niższych. W końcu jednak doczekaliśmy się nowego flagowca. Czy Jabra Elite 10 z sukcesem powalczą o pozycję na tym już tak bardzo nasyconym rynku?

Jabra Elite 10 to model z górnej półki, co sugeruje chociażby cena – 999 zł. Tym samym model ten ma rywalizować m.in. z Apple Airpods, Technics EAH-AZ60M2, Huawei Freebuds Pro 3 czy Sennheiserami Momentum TWS 3. Niedaleko leżą od nich też Sony WF-1000XM5 i Technics EAH-AZ80E, do których musimy dopłacić 200 zł. Wybór jest zatem relatywnie duży.

Przy czym wiele oczywiście tutaj zależy od posiadanego telefonu, z którym będziemy używać naszych słuchawek. I tu do gry wchodzą kodeki. Sony już od dawna stawia na dźwięk Hi-Res oraz LDAC, którego obsługę znajdziemy tylko w Androidzie. Natomiast Apple Airpods, jak łatwo się domyślić bazują na dobrze znanym stratnym kodeku AAC. I do tego grona zaliczają się też opisywane Jabry, w których próżno szukać chociażby obsługi popularnego w świecie Androida qualcommowego aptX HD.

I to mój pierwszy zarzut w kierunku tych słuchawek. Jabra od zawsze bazowała na AAC. Wydawać by się mogło, że to słuszny kierunek, patrząc ile zdołali wycisnąć z tego kodeka inżynierowie Apple. Niestety Jabra to nie Apple i rezultaty wykorzystania tej technologii są tutaj co najwyżej przeciętne, jeżeli zestawimy je z konkurencją. Jeszcze kilka lat temu pewnie byłbym zachwycony, ale rynek poszedł naprzód, a wraz z nim oczekiwania klientów.

Oczywiście to wcale nie znaczy, że Jabra Elite 10 są złe. Otóż nie – mają sporo do zaoferowania.

Konstrukcja i ergonomia

W pudełku otrzymujemy podstawowy zestaw akcesoriów: króciutki kabelek USB-A – USB-C oraz trzy pary końcówek o różnych rozmiarach. Czwarty rozmiar – średni – umieszczono już na samych słuchawkach, a te standardowo włożono do zgrabnego etui. W polskiej dysrybucji znajdziemy 3 wersje kolorystyczne – czarną błyszczącą, tytanową oraz kremową.

Samo etui nie odstaje od współczesnych standardów. Ma kształt łódki – mocno zaokrąglonej na spodzie i płaskiej z wierzchu. Nie zabrakło tutaj złącza USB-C oraz diody informującej o stanie naładowania baterii (a nawet 2 diod – drugą zobaczymy po otwarciu wieka). Etui posiada certyfikat IP54, co czyni je odpornym na deszcz i pyłki, a także wspiera ładowanie bezprzewodowe Qi. Ogólnie rzecz biorąc wykonano je bardzo przyzwoicie.

Kształt słuchawek Jabra Elite 10 mocno przypomina inne modele z serii Elite. To sprawdzona kompaktowa konstrukcja, która dobrze trzyma się w uchu i jest lekka (5,7 g), a przy tym bardzo wygodna. Prawdę mówiąc to jedne z najwygodniejszych słuchawek, jakie w ostatnim czasie miałem okazję nosić. Producent zastosował tutaj nieco inne końcówki, które nie wchodzą tak głęboko w kanał słuchowy. Mają tym samym nieco inny profil i kształt – lekko spłaszczony. Nie wpływa to negatywnie na komfort i ergonomię, jednak zdecydowanie mniej skutecznie tłumi w sposób pasywny odgłosy otoczenia. Warto tutaj na pewno poeksperymentować z poszczególnymi rozmiarami końcówek, żeby jak najlepiej dopasować je do swojego ucha.

Konstrukcja każdej ze słuchawek jest zbita i solidna. Zastosowano tutaj gumową powłokę, która ma chronić wnętrze przed potem i deszczem (słuchawki mają certyfikat IP57 – dla porównania większość konkurencji ma tutaj zaledwie IPX4). Tu i ówdzie w oczy rzucają się stosunkowo duże maskownice mikrofonów (dwie od zewnątrz i jedna wewnątrz). Nie zabrakło oczywiście pinów do ładowania oraz czujników zbliżeniowych wykrywających zdejmowanie i zakładanie słuchawek.

Duża błyszcząca poweirzchnia od zewnątrz to tak naprawdę fizyczne przyciski, z których Jabra nadal nie rezygnuje (i chwała im za to!). Pojedyncze kliknięcie w lewą słuchawkę przełącza tryb ANC, ale też służy do odbierania połączeń. Dwukrotne wciśnięcie kończy połączenia, a długie przytrzymanie odpowiada za ściszanie. W przypadku prawej słuchawki pojedyncze wciśnięcie wstrzymuje i wznawia odtwarzanie i również służy do odbierania połączeń. Klikając dwukrotnie możemy kończyć połączenia lub przełączać odtwarzanie o jeden utwór do przodu, a przytrzymując – podgłaszamy.

Co istotne w aplikacji możemy nieco zmodyfikować ten schemat tak, aby bardziej odpowiadał naszym preferencjom. Ogólnie jednak  trzeba przyznać, że sterowanie jest tutaj dość intuicyjne i bardzo wygodne – a przynajmniej nie oznacza frustrującej walki z niedziałającymi panelami dotykowymi.

Możliwości i oprogramowanie

Sercem Jabra Elite 10 są dynamiczne przetworniki 10 mm obsługujące częstotliwości od 20 Hz do 20 kHz. Za łączność odpowiada moduł Bluetooth 5.3 ze wsparciem dla Fast Pair i Swift Pair. Sympatyczną nowością jest obsługa Bluetooth Multipoint, co pozwala na jednoczesne połączenie z dwoma urządzeniami.

Jak już zdążyłem wspomnieć słuchawki obsługują kodeki SBC oraz AAC. W przyszłości mają otrzymać też wsparcie dla LC3 oraz LC3plus (ten ostatni ma oferować zbliżoną jakość do LDAC) poprzez aktualizację oprogramowania. Niemniej nie do końca wiadomo, kiedy ta przyszłość nastąpi.

W rezultacie brzmienie Jabra Elite 10 mnie niestety nie zachwyciło. O ile dół pasma jest przyjemny, ciepły i wyrazisty, to góra lubi ostro syczeć, wywołując nieprzyjemne grymasy na twarzy. Najbardziej zrównoważony pod tym względem jest środek, ale brakuje mu szczegółowości. Tak jak zawsze byłem zachwycony brzmieniem topowych modeli Jabry, tak tutaj czuję lekkie rozczarowanie. Przy czym nie zrozumcie mnie źle – one grają przyzwoicie, ale nie na tyle, by rywalizować z konkurencją w tej półce cenowej. Częściowo da się to zrekompensować za pomocą korektora wbudowanego w aplikację – ale tylko częściowo.

Sytuacji nie ratuje nawet wsparcie dla Dolby Atmos i dźwięk przestrzenny, który wykrywa ruchy głowy i ma tworzyć wokół nas wirtualną scenę. Niektóre utwory – szczególnie te elektroniczne rzeczywiście brzmią w tym trybie lepiej, ale inne są mdłe i płaskie. Co gorsza, system miewa problemy z wykrywaniem ruchów. Zdarzało się, że, idąc chodnikiem, po skręceniu w lewo grała mi tylko prawa słuchawka, bo algorytm myślał, że po prostu przekręciłem głowę.

Na tym tle bardzo pozytywnie wypada jakość rozmów – mikrofony bardzo sprawnie odcinają dźwięki otoczenia i wyłapują nasz głos, co czyni nas dobrze słyszalnymi dla rozmówców. W niektórych sytuacjach występują tu drobne zniekształcenia, ale czuć, że mikrofony w czasie rzeczywistym dostosowują się do otoczenia i szybko nadrabiają zaległości. W przeszłości bywało z tym w Jabrach różnie – tutaj jest dobrze.

Solidne mikrofony dają nadzieję na dobrze działający ANC. I tutaj Jabra odrobiła pracę domową, stosując najbardziej zaawansowany dotąd aktywny system redukcji dźwięków otoczenia. Radzi on sobie z praktycznie każdym hałasem – niezależnie od tego, czy jest to ruchliwa ulica, rozmowy w restauracji czy buczący klimatyzator. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że pod tym względem Jabra mocno zbliżyła się do mistrzów, jakimi dotąd były Bose i Sony. Szkoda tylko, że w aplikacji nie możemy regulować poziomu redukcji, a jedynie ją włączać i wyłączać.

Skoro o aplikacji mowa to nie uległa ona większym przeobrażeniom na przestrzeni ostatnich lat. Mamy tutaj kilka predefiniowanych presetów oraz korektor. Nie zabrakło szeregu funkcji konfiguracji i personalizacji, a także mechanizmu do lokalizowania słuchawek. Za pomocą aplikacji zarządzamy też funkcją Spotify Tap oraz asystentami głosowymi.

Pod względem czasu pracy na baterii Jabra Elite 10 nie wyróżniają się szczególnie pozytywnie na tle konkurencji. Przy włączonym ANC mamy 7 godzin słuchania (niespełna 9 przy wyłączonym). W połączeniu z akumulatorem z etui daje to nam łącznie 27 godzin (36 bez ANC). Prawdopodobnie każdemu to wystarczy do pełni szczęścia, ale znowu – są słuchawki TWS, które oferują więcej na tym polu.

Podsumowanie

Mam wrażenie, że Jabra Elite 10 będą zyskiwać z każdą kolejną aktualizacją oprogramowania. Na chwilę obecną sporo tutaj jest do zrobienia – szczególnie w kwestii brzmienia i działania tak szumnie reklamowanego Dolby Atmos. Niewykluczone, że drugie życie w ten model tchnęłoby obiecane wsparcie dla nowych kodeków – ale to raczej melodia przyszłości

Z całą pewnością największym atutem Elite 10 jest konstrukcja i ergonomia. To świetnie wykonane słuchawki z fizycznymi (!) przyciskami, certyfikatem IP54, które można nosić godzinami w uszach bez poczucia dyskomfortu. Są bardzo wygodne i dobrze trzymają się ucha, więc powinny też doskonale się sprawdzić podczas uprawiania sportów. Choć tutaj pewnie brylował będzie nieco tańszy model Elite 8, gdzie słuchawki mają IP68 – co czyni je naprawdę wyjątkową propozycją.

Do plusów trzeba też na pewno zaliczyć świetny ANC, który wreszcie dogonił rynkową czołówkę (choć jej nie przegonił – póki co). Słuchawki mają też w zasadzie wszystko, co niezbędne w kwestii łączności (z fast pair i multipoint na czele).

W cenie 999 zł Jabra Elite 10 mogą mieć ciężko przebić się na rynku. Trzeba jednak przyznać, że mają kilka atutów, których nie znajdziemy u konkurencji. Jabra też niejednokrotnie pokazała, że długo wspiera swoje produkty, wypuszczając liczne aktualizacje oprogramowania – jest to na pewno argument, który może przemawiać za wyborem właśnie słuchawek tej marki.

Jabra Elite 10
plusy
  • Bardzo wygodne
  • Fizyczne, w pełni konfigurowalne przyciski
  • IP54
  • Świetnie działający ANC
  • Wsparcie dla nowoczesnych standardów łączności
minusy
  • Ciągle na kodeku AAC
  • Obsługa Dolby Atmos wymaga poprawy
  • W tej kategorii cenowej trochę odstają od konkurentów

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu