Gry

Recenzja Epic Mickey: Rebrushed. Zapomniana gra otrzymała nowe życie - i to jakie!

Tomasz Popielarczyk
Recenzja Epic Mickey: Rebrushed. Zapomniana gra otrzymała nowe życie - i to jakie!

To gra z Myszką Miki, która teoretycznie powinna cieszyć głównie najmłodszych. W praktyce to nostalgiczna podróż blisko sto lat wstecz, którą docenią nawet najstarsi fani Disneya.

Moda na remastery ma dwie strony medalu – tę brzydszą i ładniejszą. No bo powiedzmy sobie szczerze, że wiele z tych projektów to bezczelny skok na kasę. Ale jest też mnóstwo perełek – odświeżonych wersji produkcji sprzed lat, które otrzymują zupełnie nowe życie lub… zostają wręcz naprawione i otrzymują drugą szansę na podbicie serc graczy. I to właśnie tym ostatnim przypadkiem jest Epic Mickey: Rebrushed.

Wydany w 2010 roku na konsolę Nintendo Wii Epic Mickey miał trochę pecha, bo musiał rywalizować m.in. ze świetnym Super Mario: Galaxy. Niewykluczone, że to właśnie sprawiło, że gra nigdy nie opuściła jednej platformy. Doczekała się co prawda sequela, który już dystrybuowano szerzej, ale nie był on tak dobry jak pierwowzór.

14 lat później Epic Mickey otrzymuje nowe życie dzięki austriackiego studiu Purple Lamp oraz THQ Nordic. Sam developer, choć nie ma wielkiego dorobku, dotąd był głównie znany z platformówek ze SpongeBobem Kanciastoportym. I to wystarczyło, by powierzyć mu zadanie stworzenia Myszki Miki na miarę 2024 roku. Warto przy tym dodać, że w projekt był zaangażowany też sam Warren Spector, twórca pierwowzoru.

Trochę mrocznie, trochę kolorowo…

Historia w Epic Mickey krąży wokół magicznego pędzla, w którego posiadanie wchodzi tytułowy bohater. Jego ciekawskość i niefrasobliwość sprawiają, że przy okazji niszczy makietę świata projektowanego przez pewnego czarodzieja. Sprawy szybko przybierają nieoczekiwany obrót, bo Miki zostaje wciągnięty do tej magicznej krainy – teraz nazywanej Pustkowiami – i będzie musiał naprawić chaos, który wywołał.



Świat gry jest naprawdę nietypowy. Z jednej strony to kolorowe Disneyowskie realia, jednak przesiąknięte mrokiem i czernią. Co i rusz będziemy trafiali w jaśniejsze scenerie – głównie przypominające historyczne pierwsze animacje z Myszką Miki i nie tylko. Mowa tutaj o produkcjach sprzed prawie 100 lat, więc sama gra jest właściwie pewnym hołdem dla tej klasyki. I muszę przyznać, ze potraktowano ją tutaj z należytym szacunkiem.

W trakcie zabawy natrafimy na wiele kultowych postaci Disneya – w tym również tych zapomnianych, które nigdy nie zdobyły takiej popularności jak Myszka Miki, Kaczor Donald i inni. Kluczową rolę w całym tym bałaganie odegra Królik Oswald, jedna z pierwszych kreacji Disneya – szybko odsunięta na bok i zastąpiona przez Mikiego.


Prościej się chyba nie da

Rozgrywka jest relatywnie prosta – jak to w platformówkach przyjdzie nam rozwiązywać mniej lub bardziej złożone zagadki, skakać po poziomach, pokonywać przeciwników i zbierać różnego rodzaju znajdźki. Przez cały czas Miki dzierży wspomniany magiczny pędzel, z którego możemy strzelać strumieniami farby lub rozcieńczalnika. Ta pierwsza będzie wypełniała puste kontury na mapach, tworząc nowe przejścia, pomosty i ściany. Rozcieńczalnik natomiast działa odwrotnie – wymazuje przedmioty.

Ten dualizm w grze jest widoczny na wielu płaszczyznach i odnosi się też do prostego, nieco dziwnego systemu moralności. Otóż wykonując różne zadania będziemy mogli użyć zarówno farby jak i rozcieńczalnika. Farbą np. naprawimy jakąś maszynerię, co uszczęśliwi NPC-ów, a rozcieńczalnikiem je zniszczymy, uzyskując w ten sposób dostęp do ukrytych skarbów. Analogiczne wybory czekają nas również podczas walk z przeciwnikami oraz bossami.


Przez większość czasu obserwujemy rozgrywkę zza pleców bohatera, ale jest ona przeplatana etapami, gdzie poziomy zaprojektowano w 2D. Kamera patrzy wtedy na Mikiego z boku. Dotyczy to przede wszystkim tych nawiązań do historycznych, czarno-białych animacji Disneya sprzed lat.

Niestety sama mechanika zabawy nie ulega większym zmianom od początku do samego końca. Gra nas zatem właściwie niczym nie zaskoczy w trakcie. Nawet same questy poboczne są tutaj robione na jedno kopyto. I przez to też przy dłuższych sesjach może robić się lekko nużąco. Tym samym Epic Mickey: Rebrushed odstaje trochę od dzisiejszych standardów, gdzie platformówki stają się naprawdę widowiskowe i nieprzewidywalne w swojej konstrukcji.


Twórcy podkreślają, ze właściwie wszystkie assety w grze zostały zaprojektowane na nowo, aby uczynić oprawę wizualną współczesną. I to się faktycznie daje odczuć, bo gra jest naprawdę ładna i estetyczna. Zadbano też o mnóstwo nowych animacji, dzięki czemu główny bohater otrzymał też szereg nowych ruchów, jak sprint czy uniki. Naprawiono też największą bolączkę pierwowzoru, a więc pracę kamery, która teraz jest nienaganna.

Dla kogo jest ta gra? W sumie mam wątpliwości…

Z jednej strony Epic Mickey: Rebrushed to przyjemna i prosta platformówka dla dzieciaków. Z drugiej to hołd dla całej twórczości Disneya i nawiązanie do klasyków sprzed blisko stu lat (czego dzieciaki zwyczajnie nie docenią). W związku z czym mam spory dysonans, bo nie do końca wiem, dla kogo może być to gra. Może najbezpieczniej byłoby napisać, że dla wszystkich?


Jako remaster nowy Epic Mickey broni się, moim zdaniem, na właściwie każdym gruncie. Grafika została solidnie odświeżona, rozgrywka uwspółcześniona, a całość rozbudowana na tyle, by oferować najlepsze możliwe doświadczenie. Gdyby jednak ta produkcja miała dziś swoją premierę, mocno odstawałaby od najnowszych hitów gatunku. Czy to jednak duży problem? Nie wydaje mi się – ja, stary koń, bawiłem się przy tej produkcji wybornie.

 

Epic Mickey: Rebrushed (Steam Deck)
plusy
  • To naprawdę solidne odświeżenie oryginału z ogromem potrzebnych poprawek
  • Ogrom smaczków dla fanów Disneya
  • Gameplay wciąż daje mnóstwo radości...
minusy
  • ... choć w sumie nie zaskakuje dziś niczym odkrywczym
  • Trochę zbyt łatwa i nieskomplikowana

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu