Gry

Recenzja Diablo IV. Tak ogromnego i tak mrocznego Diablo jeszcze nie było!

Tomasz Popielarczyk
Recenzja Diablo IV. Tak ogromnego i tak mrocznego Diablo jeszcze nie było!
6

Diablo IV nie wymyśla koła na nowo i nie rozwija gatunku we właściwie żaden szczególny sposób. Jest to jednak zarazem odsłona serii zrobiona z ogromnym rozmachem, która wręcz przytłacza rozmiarami świata i imponuje zawartością. Czy to jednak wystarczy, żeby oddać kolejny raz duszę (pieniądze) Blizzardowi?

W zasadzie bardzo trudno i podejść do recenzji Diablo IV jako całości, bo… nie jestem w staniem tej całości w dalszym ciągu ocenić. Po 40 godzinach spędzonych z grą nadal skrywa ona przede mną parę tajemnic. Udostępniony przedpremierowo build nie pozwalał mi dobrze sprawdzić multiplayera (w tym gry w co-opie) ani też odpowiednio dobrze ocenić zwartości endgame – a ta przecież jest tutaj kluczowa. Niniejszy artykuł będzie w związku z tym jeszcze kilkukrotnie aktualizowany.

Sanktuarium jest wreszcie takim, jakim być powinno

Wiernym fanom serii nie trzeba przypominać, że akcja Diablo rozgrywa się w świecie Sanktuarium. Jednak sposób jego przedstawienia dość znacząco się zmieniał na przestrzeni lat. W dwójce było to smutne, nieprzyjemne i ponure miejsce. Diablo III uczyniło je jednak zaskakująco barwnym, kreskówkowym i momentami nijakim, co spotkało się z odpowiednią krytyką.

W czwórce można odnieść wrażenie, wracamy do korzeni. Od mroku robi się tutaj gęsto, a ciężki, gotycki klimat wdziera się z każdej strony. Już po kilku godzinach łatwo odnieść wrażenie, że nic przyjemnego i miłego nas tutaj nie czeka. Poza hordami demonów i stworów najróżniejszej maści na nasze życie czyhają też inni ludzie. A wszystko to skąpane w tysiącach odcieni szarości tylko czasem zabarwionej lekko brudną bielą, zielenią, czerwienią… Diablo IV naprawdę dobrze tym razem wygląda. Od strony wizualnej niektóre lokacje ocierają się o majstersztyk – są tak dobrze zaprojektowane i dopieszczone graficznie.

Nie mogę zbyt wiele pisać o fabule Diablo IV, bo na informacje te jest osobne embargo datowane na 2 czerwca. Akcja rozgrywa się na długo po wydarzeniach z trójki. Tym razem przyjdzie nam się zmierzyć z Córą Nienawiści – Lilith. Szybko jednak okaże się, że nie wszystko, co się wydaje na pierwszy rzut oka oczywiste, jest takim.

Historia kryje kilka solidnych zwrotów akcji, a jest przy tym odpowiednio dynamiczna, wciągająca i oczywiście okraszona fenomenalnymi przerywnikami filmowymi, z którymi Blizzard słynie. Szkoda, tylko, że jest ich stosunkowo niewiele - znacznie częściej oglądamy cutscenki realizowane na silniku gry, które już prezentują się dużo mniej efektownie.

Wcielamy się w rolę bohatera – przedstawiciela jednej z pięciu klas: barbarzyńcę, druida, nekromantę, łotra lub czarodzieja. Każda z postaci występuje w wersji męskiej i żeńskiej. Każdą też możemy dość mocno spersonalizować pod własnym kątem. Choć nie ma co ukrywać – zbyt często nie będziemy oglądać twarzy swojej postaci z bliska (niemniej dzieje się to częściej niż w trójce).

Każda z klas to oczywiście mocno odmienny sposób rozgrywki i zupełnie inny zestaw umiejętności. Nekromanta, wzorem poprzednich odsłon, prowadzi na bój armie nieumarłych. Czarodziej włada żywiołami. Barbarzyńca… mocno bije, druid potrafi zmieniać swoją formę, a Łotr potrafi efektywnie trzymać wrogów na dystans. Widać tutaj, że twórcy nie wymyślali koła na nowo i postawili na sprawdzoną, znaną z poprzednich odsłon ekipę.

Oczywiście to wyżej to duże uproszczenie, bo każdą z klas da się rozwijać na kilka różnych sposobów, tworząc swój własny siejący zniszczenie build. Co ważne, możemy to robić metodą prób i błędów, bo gra pozwala nam (w zamian za złoto) oduczać się umiejętności i wybierać inne. Co więcej, po osiągnięciu 50 poziomu możemy odblokowywać specjalizacje i dalej rozwijać naszą postać.

Ile tu jest do zrobienia!

Podczas zabawy nie będziemy tylko biegać za Lilith. Świat Sanktuarium w Diablo IV jest przeogromny – jak nigdy dotąd. Twórcy po raz pierwszy w serii uczynili go w pełni otwartym, oddając nam do dyspozycji pięć różnych stref klimatycznych. Znajdziemy tutaj miasta, miasteczka i wioski, w których nie tylko będziemy handlować przedmiotami, ale też wykonywać zadania poboczne. A tych są tutaj dziesiątki (jeśli nie setki). Każde z zadań ma swój własny voice acting, co zasługuje na duże uznanie. Co jednak szczególnie istotne, nie są to jedynie zlecenia typu – idź, zabij, przynieś. Czasem przyjdzie nam trochę pokombinować, a nawet spotkamy się z niebanalnymi zwrotami akcji. Niemniej nie liczcie na questy ze złożonością na poziomie Wiedźmina 3 – to nie ten gatunek.

Oprócz wykonywania zadań pobocznych możemy eksplorować opcjonalne lochy (łącznie jest ich tutaj ponad 120!), piwnice oraz twierdze. Lokacje te są bardzo zróżnicowane i zamieszkałe przez różne typy potworów. A to ciągle nie wszystko, bo podczas eksploracji natrafimy też na wydarzenia publiczne, w ramach których trzeba pokonać jakiegoś potwora, odprawić rytuał, wytrzymać fale atakujących demonów i wiele, wiele innych. Pomysł wydaje się trochę kalką analogicznego mechanizmu z Destiny 2 i świetnie się tutaj sprawdza.

Całość dopełnia system reputacji - dla każdej krainy na mapie zbieramy osobno punkty, za które otrzymujemy dodatkowe sloty na mikstury leczenia, punkty umiejętności, złoto i inne nagrody. Zachęca to tym samym do eksploracji, bo bez odpowiednio dużej liczby potionów trudno pokonać tych najbardziej wymagających przeciwników.

Walka w Diablo IV z grubsza wygląda tak samo, jak w trójce… z grubsza. Otóż diabeł tkwi w szczegółach. Twórcy tym razem przebudowali cały system w taki sposób, aby wymagał od gracza większej mobilności. Zabrano jednak znany z poprzedniej części system turlania się, zastępując go umiejętnością klasowego uniku odnawianą co 5 sekund. Przebudowano też system mikstur, których teraz jednocześnie możemy przenosić znacznie mniej, ale za to – wypadają niemal na każdym kroku.

To wszystko sprawia, że zamiast klikać do upadłego (wciskać przycisk ataku), musimy lawirować po polu bitwy, zbierać mikstury, używać umiejętności w odpowiednich momentach… Gameplay stawia spory nacisk na umiejętności, co jest dobrą wiadomością z punktu widzenia powtarzalności rozgrywki.

Eliminowanie hord potworów przyniesie naszej postaci punkty doświadczenia i oczywiście nowe przedmioty. Tymi, jak zawsze zresztą, Diablo IV nas zalewa z każdej strony. Tradycyjnie wyposażenie różni się kolorem (rzadkością) i tym samym bonusami, które da naszej postaci. Ku mojemu rozczarowaniu jednak, przebudowano system plecaka w taki sposób, by każdy przedmiot zajmował teraz dokładnie tyle samo miejsca – to krok wstecz. O wiele bardziej realistycznym i zmuszającym do kombinowania było poprzednie rozwiązanie.

Przedmioty możemy ulepszać za zbierane po drodze surowce i materiały, a w niektórych nawet umieszczać kamienie szlachetne (tak jak w poprzednich częściach gry). Legendarne artefakty możemy natomiast rozbudowywać o nowe aspekty. Tu system jest bardzo interesujący, bo aspekty można wyciągać z przedmiotów i umieszczać je w innych. Można też zdobywać aspekty wielorazowego użytku w opcjonalnych podziemiach. Generalnie prawdziwa zabawa z lootem zaczyna się dopiero na wyższych poziomach trudności po przejściu gry i zdobyciu 50 poziomu. Wówczas otrzymujemy też dostęp do bardziej zaawansowanych ulepszeń mikstur i nie tylko.

Blizzard zgodnie z duchem czasu uruchomił wewnątrz gry również sklepik z kosmetycznymi przedmiotami do personalizacji naszej postaci. Można zatem zostawić w Diablo IV tyle pieniędzy, ile dusza zapragnie. A ceny są zabójcze - koszt jednego setu skórek na każdą część ciała przekracza nawet sto złotych.

Pewnym problemem jest tutaj skalowanie poziomów przeciwników, które sprawia, że ten rozwój naszego bohatera wydaje się taki... bezsensowny. Bo skoro z każdym moim poziomem rośnie poziom stworów, to tak jakbym się wcale nie rozwijał tylko zwiększał numerek przy imieniu bohatera (i czasem dostawał nowego skilla).. To trochę kradnie satysfakcję płynącą z wbijania kolejnych leveli.

Prawdziwy potencjał Diablo IV kryje oczywiście po ukończeniu głównego wątku fabularnego. Wówczas otwiera się przed nami cała zawartość endgame. Początkowo są to areny do PVP, system zleceń, koszmarne lochy dla najbardziej wytrwałych. Generalnie endgame już na starcie ma sporo do zaoferowania, co dobrze wróży na przyszłość. Szczególnie, że Blizzard owinął cały ten etap zabawny zgrabnie pod względem fabularnym.

I tutaj Blizzard zapowiada mnóstwo atrakcji – począwszy od popularnych ostatnimi czasy battlepassów (oczywiście dodatkowo płatnych), przez sezony i specjalne wydarzenia, a na aktualizacjach z dodatkową zawartością skończywszy. Gra ma też otrzymać kolejne dodatki fabularne. Ten aspekt jednak łatwiej będzie ocenić dopiero po premierze – bo obietnice to jedno, a ich realizacja drugie.

Podobnie zresztą sprawy się mają z multiplayerem. Pod tym względem Diablo IV ma pełnymi garściami czerpać z gatunku MMO. Nie zabrakło jednak znanego z poprzedniej odsłony kanapowego multiplayera na konsolach, co mnie osobiście bardzo cieszy. O innych aspektach rozgrywki wieloosobowej napiszę jednak w późniejszym czasie.

Teraz wypada jedynie wspomnieć, że jest to gra wymagająca ciągłego bycia online - a więc bez dostępu do sieci nie pogracie. Ma to związek z tym że po ukończeniu fabuły w naszym świecie gry będą się pojawiać też inni gracze. Tym sposobem Diablo IV przeobrazi się bardziej w produkcję stricte wieloosobową. Osobiście myślę, że Blizzard mógłby dodać jednak tutaj opcję zabawy offline - nie każdy jest fanem wieloosobowych mechanik.

Diablo IV – hit?

Jak dotąd Diablo IV zdecydowanie nie dało mi powodów do narzekania. Owszem, jest to pod wieloma względami rozwinięcie dobrze ogranych już mechanik i pomysłów. Wiele z nich jednak przebudowano w taki sposób, aby stworzyły solidny fundament pod wieloletnie wsparcie i rozwój tej produkcji. W połączeniu z ogromnym i zróżnicowanym światem daje to wspaniały grunt do realizowania gry – usługi (do czego twórcy niewątpliwie dążą).

Jednocześnie jednak jeżeli nie interesują Was ta cała otoczka związana z endgame, trybem wieloosobowym itd., a chcecie jedynie starego, dobrego i mrocznego Diablo – również znajdziecie tutaj coś dla siebie. Historia została napisana porządnie, ma zwroty akcji i dobrze trzyma w napięciu. Jeżeli nawet Diablo IV ma być dla Was jednorazową przygodą na te 20-30 godzin, doskonale spełni swoje zadanie.

Jeżeli jednak liczycie na więcej, czeka tutaj na Was kilka znaków zapytania. Zawartość endgame na start wygląda przyzwoicie, ale nie wiemy, jak duże piętno na grze odcisną mikropłatności... Trudno też powiedzieć, jak szybko wkradnie się tutaj monotonia. Diablo IV nie rewolucjonizuje przecież gatunku i jest pod wieloma względami mocno wtórne. Czy to wystarczy, żeby zbudować wierną społeczność graczy spędzających przy tej produkcji tysiące godzin? Pewnie tak, choć osobiście raczej nie będę jedną z tych osób.

Diablo IV
plusy
  • Fenomenalny, mroczny i gęsty klimat przypominający trochę jedynkę
  • Ogromny świat wypełniony setkami aktywności
  • Bardzo satysfkacjonujący gameplay
  • Świetna oprawa
  • Solidna zawartość endgame już na starcie
minusy
  • Strach pomyśleć, co będzie po uruchomieniu sklepu i mikropłatności...
  • Trochę jednak monotonne, bo znowu gramy w to samo
  • Skalowanie przeciwników odbiera przyjemność z levelowania
  • Gra tylko online

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu