Informację o tym, że Huawei będzie mógł współpracować z Qualcommem, można odebrać jako koło ratunkowe dla chińskiej firmy. Ja myślę, że to jednak niedźwiedzia przysługa.
Jeżeli chodzi o sytuację Huwaei, to w tym momencie warto przygotować się na to, w której będą do nas docierały sprzeczne informacje, a niepewne przecieki będą codziennością. Dlatego oficjalne potwierdzenie jednej ze stron konfliktu jest w tym wypadku na wagę złota. I takie potwierdzenie dziś otrzymaliśmy. Jest to istotna kwestia, ponieważ, zależnie jak patrzeć, może ona zwiastować albo pewne drgnięcie w patowej sytuacji Huawei, bądź też - stanowić potwierdzenie, że Stany Zjednoczone chcą wyłączyć firmę z technologicznego wyścigu. O co chodzi? O procesory, a konkretnie - o to, że Huawei będzie mógł używać w swoich telefonach SoC Qualcommu.
Na czym polega problem Huawei?
W sierpniu Stany Zjednoczone przeprowadziły bardzo udany zamach na chińską technologię procesorów mobilnych. W telegraficznym skrócie - największy producent procesorów mobilnych, chińskie TSMC, u którego układy produkują wszyscy, korzysta z amerykańskich technologii. Dlatego też władze Stanów mogą decydować, z kim firma może współpracować, a z kim nie. Cztery miesiące temu wydano rozporządzenie, które uniemożliwia TSMC współpracę właśnie z Huawei, pod groźbą sankcji. Niestety, ale w tym momencie żaden inny zakład oprócz TSMC nie posiada możliwości by produkować procesory mobilne na takim poziomie zaawansowania. O ile zamówienie na tegoroczne Kiriny 9000 zostało już po części zrealizowane (choć zapasy mają nie być tak duże, jakby sobie firma życzyła), o tyle jakakolwiek dalsza przyszłość Huawei bez procesorów rysuje się w skrajnie czarnych barwach. Jeżeli zapasy się wyczerpią, firma zostanie praktycznie bez SoC, a więc bez telefonów. I tu właśnie wchodzi Qualcomm.
Huawei ze Snapragonem, ale bez 5G i pod pełną kontrolą USA
Jak się dowiedzieliśmy dziś, amerykańskie przedsiębiorstwo uzyskało możliwość współpracy z Huaweiem. Ocena tej decyzji może być dwojaka. Jeżeli jesteśmy optymistami, możemy powiedzieć, że jest to pierwszy krok do poluzowania relacji na linii Huawei - rząd USA. Jednak dużo bardziej prawdopodobne jest dla mnie, że jest to ostatni zabieg odchodzącej administracji, aby dodatkowo pognębić firmę. Dlaczego? Ano dlatego, że po pierwsze, jest to uderzenie w jej finanse (zakładam że gotowe SoC będą droższe, Qualcomm będzie mógł zawołać za nie dowolną kwotę), a po drugie - będzie to sposób na kontrolowanie sprzedaży Huawei i upewnienie się, że nigdy nie odrodzi się na rynku. Licencja na współprace dotyczy bowiem "pewnych" produktów i jestem pewien, że dla administracji będzie to narzędzie do kontroli nad tym, by do Chin nie trafiły przypadkiem flagowe moduły. Ba, z tego, co wiadomo, póki co możliwa jest tylko współpraca pod kątem procesorów, które nie wspierają 5G. Patrząc, że dziś wszystkie najmocniejsze flagowe oraz średniopółkowe jednostki mają już 5G, jest jasne, że licencje na sprzedaż będą uzyskiwały wyłącznie tańsze i słabsze SoC.
Innymi słowy - kroplówka, którą zafundowało USA Huaweiowi ma utrzymać firmę przy życiu, ale jednocześnie ma ona zapewnić, że pacjent nigdy nie wróci do pełni sił. Jak dla mnie - okrutne, choć genialne rozegranie, na które Huawei, chcąc nie chcąc, musi przystać. Jedyną szansą dla firmy jest to, że kolejny prezydent, nawet jeżeli nie przepada za Chinami, będzie mniej skłonny łamać wszystkie przepisy o wolnym handlu naraz.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu