Kieszonkowe urządzenia stają się ostatnio modne. W ten trend wpisuje się linia miniaturowych projektorów PicoPix. W moje ręce trafił model 3610 napędz...
Kieszonkowe urządzenia stają się ostatnio modne. W ten trend wpisuje się linia miniaturowych projektorów PicoPix. W moje ręce trafił model 3610 napędzany przez system Android. Co taki gadżet potrafi i czy może pełnić rolę domowego centrum multimedialnego? A może stać go na więcej?
PicoPix 3610 to czołowy przedstawiciel nowej generacji kieszonkowych projektorów marki Philips. Głównym atutem urządzenia ma być oczywiście mobilność. Z tego też powodu, producent zadbał o tak bogaty zestaw dodatków w pudełku. Znajdziemy tutaj pokrowiec, kabelki USB – Mini USB oraz HDMI - Mini HDMI, ładowarkę sieciową z wymiennymi końcówkami (brytyjska i europejska w zestawie), a także pilot zdalnego sterowania. Zapowiada się naprawdę nieźle.
Wygląd i wykonanie
Projektor wykonano bardzo solidnie, mimo że wykorzystano do tego celu plastik. Konstrukcja ma wymiary 105 x 105 x 31,5 mm i waży jedynie 284 gramy. To naprawdę niewiele. Testowany PicoPix rozmiarami przypomina trochę kompaktowy aparat, a więc noszenie go ze sobą nie powinno nastręczać żadnych trudności.
Na spodzie umieszczono gwint dla statywu, a także złącze stacji dokującej. Tylna krawędź kryje natomiast złącze ładowania, porty Mini USB i Mini HDMI, gniazdo słuchawkowe 3,5 mm oraz slot na karty SD oraz MMC. To nie wszystko. Na lewej krawędzi dodatkowo znajdziemy pełnowymiarowy port USB, a na prawej złącze A/V. Obraz możemy zatem przesyłać na naprawdę wiele sposobów.
Wierzch obudowy zostały wykonany z błyszczącego, lakierowanego plastiku, który lub odciski palców. Umieszczono tutaj gładzik z trzema dotykowymi przyciskami (niestety bez podświetlenia): home, menu i back. Sam gładzik służy do sterowania kursorem oraz przewijania i nawigowania po menu (tutaj szczególną rolę odgrywają jego krawędzie). Nie jest to może najwygodniejszy sposób, ale trudno o lepszy model sterowania. Tuż obok znajdziemy też rolkę do regulacji ostrości.
Spód i boki konstrukcji zostały wyposażone w otwory wentylacyjne, które mają pozwalać na efektywną cyrkulację powietrza. Umieszczony tutaj wentylator działa praktycznie bez przerwy, ale to najwyraźniej za mało, bo obudowa PicoPixa podczas odtwarzania bardzo mocno się nagrzewa.
Warto wspomnieć też o suwaku zasilania, który umieszczono na prawej krawędzi obudowy. Tuż obok niego znajdziemy diodę informującą o stanie baterii i aktywnym ładowaniu, a także ukryty w miniaturowej dziurce guzik resetowania.
Osobny akapit warto poświęcić dołączonemu do zestawu pilotowi, który bardzo dobrze spełnia swoje zadanie. Przyciski mają wyraźny skok, a całość kompaktowe wymiary, co dobrze komponuje się z mobilnością samego projektora. Szkoda tylko, że pilot nie wspiera w żaden sposób wprowadzania tekstu.
Możliwości i jakość obrazu
Jeżeli spodziewacie się ostrego jak żyleta obrazu i olśniewającej jakości, to muszę Was rozczarować. PicoPix nie jest raczej sprzętem tej kategorii. Mobilność ma swoją cenę i dlatego możemy tutaj liczyć jedynie na rozdzielczość 854 x 480 px. Sama lampa ma natomiast moc 100 lumenów, co w dobrze naświetlonych pomieszczeniach okazuje się niewystarczające. Co istotne, na baterii projektor działa z mocą 60 lumenów i nie możemy tego w żaden sposób zmienić. Do tego dochodzi jeszcze dość przeciętny współczynnik kontrastu 1000 : 1. Cóż, to chyba jasne, że PicoPix 3610 nie olśniewa na tym polu. Maksymalnie obraz może mieć przekątną 120 cali, ale już przy 40-50 calach zobaczymy rozmazane i niewyraźne napisy, więc lepiej tych wartości nie przekraczać.
PicoPix nadrabia jednak pod innymi względami. Choć zastosowany tutaj system Android ma archaiczną wersję 2.3.1 to i tak oferuje możliwości nieporównywalnie większe od innych projektorów. Możemy m.in. skorzystać z aplikacji YouTube, przeglądarki www czy klienta e-mail. Swobodnie też zainstalujemy inne programy – ale tylko z nośników pamięci, bo projektor nie ma dostępu do sklepu Play.
Niewątpliwym atutem urządzenia jest na pewno wbudowany moduł WiFi z obsługą technologii DLNA. Pozwala to strumieniować pliki wideo bezprzewodowo i właściwie całkowicie zrezygnować z kabli. Chyba nie muszę wspominać, jakie to wygodne, prawda? Warto też dodać, że dzięki dedykowanej aplikacji możemy też wykorzystać naszego smartfona lub tablet do obsługiwania PicoPixa.
Projektor radzi sobie z naprawdę dużą liczbą formatów wideo (.avi: MPEG4, Xvid, H.264; .mov: MPEG4, Xvid, H.263, H.264; .mp4: MPEG4, Xvid, H.263, H.264; .mkv: MPEG4, Xvid, H.264; .flv: Sorenson spark; .3gp: MJPEG, MPEG4, Xvid, H.263, H.264; .webm: VP8), plikami graficznymi (JPEG, BMP, PNG, GIF, TIFF), a także dokumentami Office’a. Mamy zatem gwarancje, że umieszczając, którąkolwiek z wymienionych wyżej pozycji w pamięci urządzenia (mamy do dyspozycji 4 GB przestrzeni), uruchomimy ją bez potrzeby uciekania się do smartfon,a tabletu czy laptopa. To samo tyczy się plików na przenośnych nośnikach USB oraz kartach SD/MMC. Odtwarzaniu w ten sposób sprzyja wbudowany głośnik o mocy 1 W. Nie oczekujcie jednak od niego cudów, bo gra dość cicho i słabo.
Wbudowana w PicoPIxa 3610 bateria pozwala na blisko 2 godziny odtwarzania. To za mało, żeby w pełni cieszyć się odtwarzaniem pełnometrażowych filmów. Co gorsza czas ten skraca się o połowę podczas korzystania ze strumieniowania DLNA. To efekt zastosowania ogniwa o stosunkowo niewielkiej pojemności 1800 mAh. Pozostaje pytanie, czy rozmiary obudowy pozwoliłyby wbudować tutaj większy akumulator. Byłoby to jak najbardziej mile widziane.
Podsumowanie
Philips PicoPix 3610 na wielu polach jest bezkonkurencyjny. Zastosowanie Androida otworzyło całkowicie nowe możliwości przed urządzeniem tej kategorii. Odnoszę jednak wrażenie, że producent poszedł na niepotrzebne kompromisy. Fajnie byłoby tutaj zobaczyć system z linii 4.X. Jeszcze fajniejszym dodatkiem byłaby rozdzielczość HD oraz znacznie wydajniejsza bateria.
Niestety póki co kupując projektor PicoPix 3610 musimy się zgodzić na pewne kompromisy. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia z naprawdę wyjątkowym sprzętem. Widać, że w tym kierunku podążają też inni producenci (pamiętacie opisywanego przeze mnie ZTE z targów CES?). Android w tym przypadku sprawdza się nieźle i otwiera szereg nowych możliwości. W przypadku PicoPixa nie jest to może aż tak bardzo widoczne, ale jeżeli producent będzie udoskonalał swój produkt, to z czasem będzie. A wówczas każdy zechce mieć taki gadżet.
Problemem może być niestety cena. Dziś za PicoPixa zapłacimy ok. 1700 złotych, co jest kwotą niemalże zaporową. Alternatyw jednak póki co brak, więc pozostaje wyczekiwać obniżek i promocji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu