Felietony

Nowe testy teoretyczne na prawo jazdy: Co tam umiejętności! Niech żyje cwaniactwo

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

235

Nowe - stare testy na prawo jazdy. Od kilku lat już mamy do czynienia z nową formułą testów, których zdanie uprawnia nas do prowadzenia pojazdem. Miało być trudniej? Jest trudniej. I to o kilka rzędów wielkości. Jest dobrze? Guzik dobrze. Nie wiem, czy rzeczywiście dobre intencje przyświecały osobom, które tę zmianę wprowadziły, ale efekt jest taki, że nie ma żadnego. Egzamin zdać jest trudniej. I to właściwie tyle.

Z tematem jestem wręcz na bieżąco, bo... dopiero teraz zdaję test na prawo jazdy kat. B. Toteż przede mną "część pierwsza", jak to ujął mój instruktor gnębienia kierowcy. Jak ten już zda egzaminy, włoży w to sporo pieniędzy, przed nim okres uważania na fotoradary i "misiaczków". Pouczenie to dzisiaj rzadkość, do wyrobienia są pewne normy, które spełnić trzeba. A normy oznaczają właśnie kary pieniężne, przecież budżet musi się jakoś dopiąć.

Żeby papier w ogóle otrzymać - należy zdać egzamin teoretyczny, a następnie praktyczny. Praktyczny nie bada realnych umiejętności - sprawdza jedynie, czy jesteśmy w stanie egzamin zdać. I znowu powołuję się na zdanie mojego instruktora. Podobnie twierdzą kierowcy, którzy takowy egzamin zdawali, a następnie uczyli się jeździć - samemu. Bez instruktora, bez egzaminów, z papierem - już w kieszeni. Teoria, kiedyś łatwiejsza, do "wykucia na pamięć", dzisiaj jest dużo trudniejsza. Tak trudna, że 1/3 zdających wychodzi z sali egzaminacyjnej "z tarczą". Reszta uiszcza ponownie 30 złotych i podchodzi do egzaminu po raz drugi, trzeci... a nawet i czwarty.

Jak wygląda egzamin teoretyczny? 20 pytań, w których możemy odpowiedzieć: "TAK" lub "NIE". Plus 12 pytań "specjalistycznych", w których mamy trzy możliwe odpowiedzi i oczywiście tylko jedna jest poprawna. Formuła pytań? Grafiki, stopklatki, na których trzeba naprawdę uważać, by nie przegapić czegoś bardzo istotnego. Czasami w pierwszych dwóch sekundach filmu widać znak, który przesądza o tym, jak należy odpowiedzieć na pytanie. Rozwiązanie świetne, bo uczy patrzenia na obowiązujące nas znaki. Czas, w którym możemy udzielić odpowiedzi na pytanie jest limitowany, a ponadto - do tych, w których mieliśmy wątpliwości, powrócić nie możemy.

W puli wszystkich pytań znajduje się 2000 pozycji. Toteż - nie ma możliwości szybkiego nauczenia się ich na pamięć, ale jest to możliwe. Spodziewałem się, że przemyślenie sytuacji przedstawianej w pytaniu, znając przepisy ruchu drogowego, znaki, definicje potrzebne do odpowiedniego kierowania pojazdem - wystarczą. Guzik prawda. Pytania - o ile już nie ma tych dotyczących wymiarów tablicy rejestracyjnej, to czasami zaskakują - dopiero przy okazji ich rozwiązywania w Internecie dowiedziałem się, jak objawia się uszkodzona tarcza sprzęgła. Nie mam nic do tych dotyczących pierwszej pomocy, bo znajomość tego zagadnienia jest naprawdę potrzebna. Nawet, jeżeli uważacie, że na drodze nic Wam się nie zdarzy, może przyjść (odpukuję!) taki dzień, w którym prawidłowo udzielona pierwsza pomoc może uratować kogoś Wam bliskiego.

Mam jednak zastrzeżenia do dwóch kwestii - w niektórych pytaniach materiały wideo są niskiej jakości. Toteż - w przypadku, gdy chcemy ocenić, czy w miejscu, gdzie hipotetycznie moglibyśmy skręcić - na przykład w lewo znajduje się linia ciągła, czy też przerywana. Ta ostatnia pozwala nam na taki skręt. Ciągła, takiego skrętu zabrania. Czas nie działał na moją korzyść, a jakoś odpowiedzieć było trzeba. Pikseloza nie pomagała, machnąłem, że skręcę. A nuż będzie przerywana. Jaka była? Ciągła. Świetnie. Pytanie w plecy.

Zastrzeżenia mam również do pytań, w których pytania dotyczą "szybkiej reakcji" kierowcy. Czy w tej sytuacji powinieneś się zatrzymać? Kilkusekundowy film wcale nie oddaje w stu procentach sytuacji na drodze. Kierowca - biorąc pod uwagę swoje umiejętności, może podjąć próbę zatrzymania pojazdu, jeżeli uważa to za słuszne. Obowiązuje go zasada ograniczonego zaufania - musi zachować szczególną ostrożność. Jak na razie - zatrzymywałbym się przy każdej niebezpiecznej według mnie sytuacji. Potrącenie pieszego, czy trzaśnięcie komuś dzwona nie jest ani fajne, ani bezpieczne.

Toteż - logika czasem nie ma zastosowania w tych pytaniach. Lepiej nie myśleć - przepis jest przepis i trzymać się go należy. A jeżeli nie przepisu, to warto sobie zapamiętać odpowiedzi na pytania. To da się zrobić - znalazłem w Internecie stronę, której linkować nie będę. Za dostęp do bazy pytań zapłaciłem równowartość paczki fajek. Rozwiązuję, myślę, a jeżeli się mylę - czytam uzasadnienie. W tej formie nauka idzie dużo, dużo szybciej.

A egzaminy w Polsce nie są tanie. 30 złotych teoria. Praktyka - 140. Doliczcie do tego koszt kursu na prawo jazdy. Potem wyrobienie papieru w urzędzie, kolejna stówka do odstrzału z portfela. Niektórzy teorię zdają dopiero za trzecim razem. Praktyka? Podobnie. Dodatkowe godziny jazdy z instruktorem to około 50 złotych za godzinę. Koszty są ogromne. A efekty?

Efekty żadne. Dzisiaj siedząc w tarnobrzeskim WORD-dzie słyszałem o tych pytaniach (i o egzaminie), że jest "poje***y". Że nie uczy wcale jeździć, że to kompletna farsa i otrzepywanie podatników z kasy. Czy prawda? Trochę prawda. Nijak nie przekłada się to na bezpieczeństwo na drodze, kultura jazdy w Polsce nie stoi na szczególnie wysokim poziomie, a egzaminatorzy są naprawdę surowi. Nie mniej niż obecna teoria. W warunkach, gdzie ustala się normy dla mandatów, tworzenie takich barier dla przyszłych kierowców to kpina.

Co na koniec? Cóż - prawo jazdy to genialny biznes dla państwa i dla WORD-ów. Egzaminu teoretycznego nie zdałem, odrobinę na własne życzenie. Odrobina stresu spowodowała, że jedno pytanie dzieliło mnie od progu, który by mnie zadowolił. Tego jestem pewien. Reszty nieprawidłowych odpowiedzi nie znam, bo... system zaciął się podczas generowania raportu dla mnie i się wyłączył. Odpuściłem sobie. Zły mogę być jedynie na siebie, chociaż egzamin bez winy nie jest. Serio, nie poczuję się po jego zdaniu mądrzejszy. Jeździć nauczę się dopiero na drodze. Egzamin zaś jak na nasze warunki jest za trudny i za mało efektywny. Jeżeli ma nastąpić konkretny odsiew kandydatów, którzy będą płacić i płacić - ok. W tym jest super. Ale, jeżeli mamy jeździć bezpieczniej... nie. Bo w końcu i tak ktoś to wykuje "na blachę"...

Albo zapłaci 1000 dolarów na Ukrainie i będzie mieć papier na wszystkie kategorie. W Polsce wystarczy go tylko zalegalizować.

Grafika: 1, 2, 3

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

prawo jazdyhot