Microsoft zarabia na rynku komputerowym, Apple na rynku mobilnym. Obydwaj potentaci w swojej branży mogą pozwolić sobie na jednolitą i niezmienną poli...
Polityka prywatności Google - Ładnie ubrana w słowa inwigilacja
Ci z Was, którzy śledzili moje dotychczasowe wpisy...
Microsoft zarabia na rynku komputerowym, Apple na rynku mobilnym. Obydwaj potentaci w swojej branży mogą pozwolić sobie na jednolitą i niezmienną politykę prywatności, którą akceptujemy raz, kupując ich produkty, często nieświadomi nawet jej istnienia. Google zarabia na nas. Na naszych przyzwyczajeniach, upodobaniach i preferencjach. Bardzo wrażliwa i delikatna sfera no i oczywiście zmienna. Za każdym razem, gdy Google wprowadza, nazwijmy to, przełomowe zmiany w swoich usługach, dokonuje też zmian w polityce prywatności.
Nie inaczej jest teraz. Przyznamy chyba wszyscy, iż taką istotną zmianą było wprowadzenie wyszukiwania społecznościowego. Google, nową politykę prywatności tłumaczy jej ujednoliceniem i uproszczeniem w odbiorze wśród użytkowników.
W rzeczywistości to nic innego jak regulamin korzystania z usług, które systematycznie Google wprowadza do oferty, które też systematycznie powiększają zakres zainteresowania nami, użytkownikami, na których w końcu chce zarabiać jeszcze więcej. Regulamin ten, będziemy musieli zaakceptować już 1 marca lub zrezygnować z usług Google.
Oczywiście nowa forma, zarówno Polityki prywatności jak i Warunków korzystania z usług, podana została w ładnej, przejrzystej formie. Nie wygląda to już tak jak we wcześniejszych wersjach, w stylu wypunktowanej ustawy, tylko dogłębnie i zrozumiale opisane zasady. Wrażliwe dla użytkowników fragmenty zostały pogrubione, istotne dla Google napisane dużymi literami.
Nie ulega wątpliwości, że coraz więcej zostawiamy w sieci informacji o sobie. Musimy mieć świadomość, że te dane nie tylko mają nam ułatwić korzystanie z Internetu, jak przekonuje nas do tego Google, ale służą też jego działalności zarobkowej. Pamiętajmy też, iż mamy też znaczny wpływ, na udostępnianie tych informacji. Może nie wszystkie, ale część z nich możemy zablokować, zwłaszcza te najbardziej istotne dla nas.
Google udostępniając takie dokumenty, zabezpiecza własną działalność i nie jest to działalność charytatywna. Naszą rolą jest dbanie o swoją prywatność. Oczywiście możemy jeszcze protestować czy wnioskować o formę, w jakiej chcemy korzystać z jego usług. Google przecież słucha.
Chcemy pseudonimów? Podobno nadają wartości naszym wpisom internetowym. Proszę, mamy pseudonimy, ale jako dodatek. Osobiście jestem zwolennikiem podpisywania się z imienia i nazwiska, brania tym samym odpowiedzialności za głoszone treści, jednak powyższy ruch Google uświadomił mi, że Google nie ustąpi w swoich dążeniach do totalnej inwigilacji i wydobycia od nas jak największej ilości danych. Twierdzi, w powyższych dokumentach, iż ich nie sprzedaje osobom trzecim, ale zarabia na nich.
Dzięki informacjom uzyskanym od użytkowników (np. podczas tworzenia konta Google) udoskonalamy te usługi – wyświetlamy bardziej adekwatne wyniki wyszukiwania i trafniejsze reklamy, ułatwiamy kontakty ze znajomymi oraz oferujemy szybsze i prostsze sposoby udostępniania treści.
Google od zawsze charakteryzowało się ładnym ubieraniem i "ukrywaniem" swoich interesów w korzyściach użytkowników swoich usług. Wiem, że są one darmowe i jasną sprawą jest chęć i potrzeba czerpania z nich zarobku, ale rośnie ona w niebezpiecznym kierunku. My nadal tak samo, jak kilka lat temu, chcemy korzystać z tych usług, tyle, że Google chce w zamian coraz więcej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu