Felietony

Pixel Watch nadchodzi, czyli dlaczego nikt nie chce konkurować z Apple?

Krzysztof Kurdyła

...

Reklama

Jedną z rzeczy, których nie mogę zrozumieć, jest chaotyczne podejście Google, Sony, Samsunga i innych dużych graczy do budowy własnych ekosystemów usługowo-sprzętowych. Historia z Pixel Watchem jest tu tylko jednym z przykładów.

Google bez pomysłu

Zacznijmy od Pixel Watcha, w sieci pojawiły się właśnie doniesienia mówiące o tym, że w 2022 r. na rynku zadebiutować ma pierwszy zegarek samodzielnie zbudowany przez Google. Na razie wypłynęła kodowa nazwa „Rohan” oraz informacja, że ma być bezpośrednią konkurencją dla Apple Watcha.

Reklama

Co ciekawe, plotka mówi, że zegarek przygotowało Google zupełnie samodzielnie, nie korzystając z pomocy kupionego za ciężkie pieniądze Fitbita. Mnie akurat zupełnie to nie zaskakuje, w podejściu Google do sprzętu trudno szukać logiki.

W Polsce i wielu innych krajach wciąż nie ma oficjalnej dystrybucji smartfonów ani słuchawek Pixel, Chromebooki i tablety są kompletnie niepowiązane z linią Pixel i pochowane po kątach rynku edukacyjnego (a poza Stanami są w ogóle egzotyką).

Urządzenia Chromecast mają swoją renomę, ale również nie tworzą z niczym spójnej całości. I tak można bez końca. Teraz dojdzie do tego Pixel Watch wewnętrznie konkurujący z Fitbitami... Wszystko to w warunkach, gdy Google trzyma w ręku rozwój systemów operacyjnych, ma rozbudowane usługi i własną, potężną infrastrurkturę chmurową.

Sony bez otoczki

Podobne podejście prezentuje mój ulubiony producent smartfonów z Androidem, czyli Sony. Xperie mają swój styl, są bardzo drogie, ale ich integracja z reszta sprzętu Sony jest taka sobie. Trochę się to ostatnio poprawiło, szczególnie w kontekście Playstation czy aparatów fotograficznych, ale tylko trochę. Sony nie ma swojego smart watcha (kiedyś produkowali różne potworki), nie wykorzystuje potencjału popularności telewizorów i innych popularnych urządzeń.

Przy czym pisząc o ekosystemie nie chodzi o to, żeby pojawiła się lepsza czy gorsza apka do obsługi danego sprzętu. Chodzi o głęboką integrację na poziomie systemów, która pozwoliłaby poczuć magię ekosystemu, o której często pisze się w kontekście Apple.

Przykładowy pomysł, oglądam na Xperii film i gestem przerzucam obraz na TV (coś jak w serialu „The Expanse”). Owszem, wymagałoby to zapewne dodania jakichś czujników, napisania specjalnego oprogramowana, ale mówimy tu o budowaniu ekosystemu klasy premium.

Jedynie Huawei swego czasu kombinował w tym stylu, choćby z możliwością przerzucania zdjęć przez dotykanie jednego urządzenia drugim. Ale Trump poza Chinami Huaweia załatwić, więc dziś to tylko przykład anegdotyczny.

Reklama

Rozmycie Samsunga

Jeszcze bardziej zaskakująco wygląda rzecz u Samsunga, który swoich urządzeń ma chyba za dużo. Mieszając budżetowce z premium, wszystko się jakoś rozmywa, a i dopracowanie integracji przy tylu urządzeniach różnej klasy jest po prostu niemożliwe.

W ich przypadku powinno się chyba pozostawić submarkę Galaxy, z długim wsparciem, z głębszą integracją urządzeń, jako produkt premium. Średniaki i budżetowce powinny być wyraźnie oddzielone, nie Samsung Galaxy A52, tylko po prostu Samsung A52. Kupując coś z Galaxy w nazwie klient wiedziałby, że wchodzi na wyższy poziom...

Reklama

Większość urządzeń Apple nie jest dziś sama w sobie szczególnie wyjątkowa, ich interfejs użytkownika jest od lat psuty, w wielu miejscach prymitywizm rozwiązań mocno razi. Ale posiadając kilka urządzeń, gładka współpraca pomiędzy nimi, łatwość zarządzania robi ogromne wrażenie. Ciężko z tego ekosystemu powrócić do zatomizowanego świata Androida i Windows. Mam wrażenie, że nadchodzący Pixel Watch też tego nie zmieni.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama