Pierwsze kuszenie Chrystusa powinno być filmem okropnym, obrazoburczym i skandalicznym. Niestety nic z tego.
"Pierwsze kuszenie Chrystusa" jest skandalicznie... nijakie. Ale żeby zaraz go zakazywać?
Słyszeliście o filmie, który kilka dni temu pojawił się na Netfliksie? Śledzę dość uważnie to, co wychodzi na serwisach VOD i tytuł obił mi się o uszy, ale błyskawicznie wyrzuciłam go z pamięci, bo z opisu wydawał mi się kompletnie średni i nijaki. O filmie przypomniał mi nasz wiceprezes Rady Ministrów i minister nauki i szkolnictwa wyższego - Jarosław Gowin. Wystosował bowiem apel do prezesa Netfliksa o usunięcie Pierwszego kuszenia Chrystusa z platformy, nazywając produkcję bluźnierczą. Powstała nawet petycja, która w tym momencie ma 1479886 podpisów na 2000000 oczekiwanych.
Jednak i to umknęło mi z pamięci. Po raz trzeci film się w niej odrodził dzięki Brazylii. Tamtejszy sąd nakazał władzom serwisu Netflix usunięcie tytułu ze swojej biblioteki. Sąd argumentował, że "prawo do wolności słowa nie jest absolutne" i w tym przypadku "narusza honor milionów katolików”. Decyzja ma charakter tymczasowy i dotyczy dostępności filmu tylko na terytorium Brazylii. To już mnie przekonało. Obejrzałam to bluźniercze dzieło i... chciałbym żeby to samo zrobili wszyscy jego przeciwnicy. Trudno mi uwierzyć, że można obejrzeć film od początku do końca i wciąż mieć o nim podobne zdanie. Trwa tylko 45 minut, to nie tak dużo, na pewno wszyscy znaleźliby czas. Niestety, okazało się też, że moje przewidywania sprzed obejrzenia były trafne. Film jest po prostu mocno średni.
Skupmy się na oburzeniu Gowina, bo łatwiej jest rozumować na temat własnego poletka. W apelu znalazło się kilka zarzutów. Pierwszym z nich jest rzekome przedstawianie Jezusa jako homoseksualistę. Ale w samym filmie to nie do końca tak wygląda. Owszem, Jezus przychodzi do domu z nieznanym rodzinie mężczyzną. Przez zmieszanie Jezusa i lekko zniewieściałe zachowanie Orlando (bo tak się nazywa kolega) możemy pomyśleć, że są parą. Możemy też pomyśleć, że po prostu są znajomymi, a Jezus jest zagubiony i nie do końca wie, jak powiedzieć rodzicom, że odnalazł nową drogę życia. Chce się zająć żonglerką. W pewnym momencie Jezus decyduje, że na nowej drodze życia (w 30. urodziny oficjalnie zostaje synem Boga) chce mieć 12 mężczyzn do pomocy. Bóg nawet sugeruje mu, że może wybrać też kobiety, ale Jezus jest nieugięty. Ale żeby od razu pomyśleć sobie, że to kwestia ciągot seksualnych? Chyba nie o to chodziło w apostolskiej przyjaźni, prawda? No i na domiar wszystkiego Orlando szybko okazuje się nie być homoseksualistą. Jego roli bardzo łatwo domyślić się już na początku filmu, to wcale nie jest wielki suspens i zaskoczenie. Więc gdzie ten cały bluźnierczy homoseksualizm?
Netflix najmocniej stawia na… samego siebie
Na tym argumentacja się nie kończy. Wadą jest też pokazanie apostołów jako alkoholików. Problem w tym, że tego również tam nie zauważyłam. Nie dość, że całej dwunastki na imprezie zwyczajnie nie ma, to przez większość filmu nie ma nawet żadnego alkoholu. No i Dziewica Maryja jako kobieta rozwiązła. Owszem, w Pierwszym kuszeniu Chrystusa pojawia się postać, którą możemy uznać za prostytutkę, ale nie jest nią Maryja. Kobieta nawet oburza się na propozycję dołączenia do zawodu. To Bóg flirtuje z Maryją, ona bardzo chce zachować wierność wobec Józefa i jej się to udaje. Jest dobrą żoną i kochającą matką. To raczej dobry przykład, prawda?
Czy to koniec „lepszego Netflixa”? Blokady coraz trudniejsze do obejścia
Jedyne, co można zarzucić filmowi to jego marne wykonanie. Nie jest to nic niezwykłego ani odkrywczego. Taka sobie rozryweczka. Nie wszystkim przypasuje zawarte tam poczucie humoru. Najogólniej mogłabym je przyrównać do Monty Pythona. Nie jest to doskonała kopia, ot tacy spadkobiercy jakich wielu. Żarty to kwestia gustu, dla mnie były okej, choć większość z nich miała bardzo przewidywalną pointę. Ale to nie jest powód do oburzenia. Żaden z powodów nie powinien być brany na poważnie, bo zwyczajnie nie zgadza się z tym, co jest pokazane na ekranie. Oczywiście wielkie oburzenie pomogło filmowi. Pewnie przeszedłby bez echa, a tak? Obejrzy go dużo więcej osób, aby dowiedzieć się, o co ta cała afera. Nie poczułam się w żaden sposób dotknięta tą produkcją i nie rozumiem, dlaczego ktoś miałby zabraniać mi jej oglądać.
(Nie)pierwsza afera Chrystusa
Gdybym odnalazła na Netfliksie coś, co by mnie obraziło, przerwałabym oglądanie i nie wróciłabym do tej produkcji. Jeśli ubodłoby mnie to do żywego, może nawet zrezygnowałabym z subskrypcji witryny, póki dany film by się na niej znajdował. Ale skoro coś dotyka mnie, czemu mam zabraniać oglądać tego innym? Skoro coś obraża moje uczucia, to nie powinnam chcieć, abyście nie oglądali tego wy. To przecież wasza sprawa i wasza ocena. Przypomina mi to raczej obrażanie się dzieciaków w przedszkolu. Zrozumiałabym, gdyby dzieci niszczyły sobie nawzajem zabawki, które im nie pasują albo kichały kolegom do groszku, którego same na obiad nie lubią. Dzieci to dzieci, można im wszystko wytłumaczyć i wiele zrozumieć. Ale dorośli ludzie? No błagam.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu