Coraz ciekawiej robi się wokół opłaty audiowizualnej. Temat wisiał w powietrzu przez kilka lat i nikt nie chciał się za niego zabrać "na serio", ale t...
Coraz ciekawiej robi się wokół opłaty audiowizualnej. Temat wisiał w powietrzu przez kilka lat i nikt nie chciał się za niego zabrać "na serio", ale to się zmienia - przybywa pomysłów, nie brakuje też woli politycznej, by dokonać "remontu" w systemie funkcjonowania i finansowania mediów publicznych. Swoje zdanie na ten temat wyraziła także Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Głęboko sięga ona do naszych kieszeni...
Pisałem już w poprzednich tygodniach, że nowa władza szykuje się do zmian: abonament ma zostać zlikwidowany, wprowadzona zostanie opłata audiowizualna. Ustawa medialna jest ponoć opracowywana w pocie czoła i niedługo może zacząć obowiązywać. Oczywiście, jak każda ustawa, musi pokonać ścieżkę prawną, ale przy obecnym układzie sił w Parlamencie wydaje się pewne, że zaproponowane zmiany przejdą i zaczną funkcjonować. Opłata miałaby wynieść 10 złotych miesięcznie. Prawdopodobnie od gospodarstwa domowego. Może się okazać, że to niewiele - wystarczy przywołać propozycje KRRiT:
KRRiT postuluje ustalenie opłaty na poziomie 8 zł od osoby. Jak zaznaczono w raporcie na media powinien płacić każdy dorosły obywatel "zdolny do ponoszenia obciążeń finansowych". Dodano, że definicję takiego płatnika trzeba napisać od zera, bo nie może to być np. każdy podatnik. Jednocześnie jednak sama baza danych osób płacących na media, powinna być zaciągnięta z ministerstwa finansów. Płacić powinny także firmy, które osiągają przychód w danym roku podatkowym.[źródło]
Takie rewelacje podaje WP, ale powołuje się na raport dotyczący ewentualnych zmian oraz dzisiejszej sytuacji mediów publicznych, a przygotowany na zamówienie KRRiT. Dokument trafił już do parlamentarzystów, teraz ma być przedstawiany opinii publicznej. Wyliczono, ile pieniędzy potrzebują media publiczne, by mogły sprawnie funkcjonować, ile potrzeba na tzw. misyjność, stwierdzono, że obecne wpływy są zbyt niskie: kiepsko wypada to na tle innych wydatków państwa, kiepsko prezentuje się także na tle innych państw europejskich. A skoro tak, trzeba zmienić system finansowania i "zachęcić" ludzi do płacenia.
Zdecydowane zwiększenie strumienia środków publicznych skierowanych do mediów publicznych oznacza nie tylko uatrakcyjnienie ich programu. Środki te będą oddziaływały na gospodarkę,
w szczególności na rynek producentów audiowizualnych, rynek nadawania i nowych technologii, a także będą miały pozytywny wpływ na rynek pracy. Symulację takich efektów KRRiT przedstawiła na zakończenie przedkładanego opracowania.[źródło]
Wspomniany raport do krótkich nie należy i można w nim znaleźć naprawdę ciekawe rzeczy. WP zwraca uwagę m.in. na tzw. fundusz jakości:
Urząd chce, aby jednocześnie powstał także „fundusz jakości”. Z funduszy w nim zgromadzonych mogłyby korzystać także media komercyjne, produkując programy misyjne. Dworak zastrzegł jednak, że brać pieniądze mogłyby one dopiero po zaspokojeniu potrzeb mediów publicznych.[źródło]
Reklama
Ciekawe, czy media publiczne chciałyby się podzielić środkami i dopuścić innych do misyjności? Na razie mówi się o tym, że komercyjni nadawcy zrzucą się na państwowe media.
Gdyby udało się przeforsować zmiany zaproponowane przez KRRiT, to do mediów publicznych popłynęłaby rzeka pieniędzy. Miliardy złotych w każdym roku. Najciekawsze jest to, że nadal nie mówi się tu o wyjściu z rynku reklamowego, lecz o ograniczeniu liczby reklam w tym podmiocie.
Pocieszająca jest to, że mówimy o propozycjach KRRiT - wydaje się mało prawdopodobne, by władza skorzystała z tej pomocy. Zespół opracowujący nową ustawę ma własną wizję i pewnie nie będzie się posiłkował opinią ciała, którego władzę i tak chce ograniczać. Marne, ale jednak pocieszenie. Pozostaje liczyć na to, że rozmiar parapodatku (bo tak trzeba do tej sprawy podchodzić) jednak nie doprowadzi większości społeczeństwa do palpitacji serca...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu