Polska

Pranksterzy, nauczcie się. Nie wszyscy muszą znać się na Waszych żartach

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

Reklama

Stare, polskie przysłowie mówi, że "dobry żart tynfa wart". Rzecz jasna pod warunkiem, że jest on dobry. Najlepsze są te, które wychodzą spontanicznie...

Stare, polskie przysłowie mówi, że "dobry żart tynfa wart". Rzecz jasna pod warunkiem, że jest on dobry. Najlepsze są te, które wychodzą spontanicznie - w kręgu moich znajomych mamy w swojej historii kilka takich sytuacji, gdzie dzisiaj przypominając sobie o nich po prostu zrywamy boki. Youtuberzy lubują się w żartach - publikują je następnie w Internecie i liczą na blichtr i splendor. Sylwester Wardęga natomiast dorobił się blichtru, splendoru, klików, lajków i... kajdanek na rękach.

Reklama

Idą Gwiezdne Wojny, idą...

A Sylwester zechciał udowodnić, że dalej jest w formie. Jestem cały czas pełen podziwu dla jego osiągnięcia na skalę światową. Można powiedzieć, że jego żarty z psem-pająkiem, czy zombiakami były głupie. Ale widzów porwały - dał im to, czego chcieli, nie wydał na to mnóstwa dukatów i zgarnął przy tym coś dla siebie. YouTube to również biznes i dzisiaj ani mnie, ani Was w sumie nie powinno to dziwić. Takie są trendy i nie ma się co o to wykłócać. Pewien jestem również, że Sylwester Wardęga świetnie bawił się przy tworzeniu swoich produkcji i super. Tyle, że ostatnio nieco popłynął.

Przy okazji ogólnoświatowej gorączki spowodowaną premierą nowych Gwiezdnych Wojen, Sylwester wpadł na pomysł żartu tematycznego. YouTuber przebrany za Lorda Vadera "ustawił się" ze swoim kolegą, że "użyje na nim Mocy" i ten poudaje, że to działa. Efekt? Pasażerowie widząc pranka zaalarmowali maszynistę, ten z kolei Straż Ochrony Metra, a ci zrobili to, co musieli. Wardęga powinien liczyć się z tym, że w związku z jego działalnością mogą zostać podjęte pewne działania - Straż Ochrony Metra w tym wypadku kierowała się procedurami. W nich przecież nie ma nic na temat "pranków", trzeba było zastosować ogólne postanowienia.

Jedyną interakcją jaką miałem z pasażerami było selfie z młodym chłopakiem (na jego prośbę). Starszy mężczyzna, którym rzekomo szarpałem, był ze mną, ale co najważniejsze NIE ZDĄŻYŁEM GO JESZCZE DOTKNĄĆ a już pracownik metra chciał mnie wyrzucić z wagonu słowami "Jesteś psychicznie chory, nie można się tak przebierać".
Rzecznik metra twierdzi, że została mi zwrócona uwaga bo zachowywałem się agresywnie w stosunku do innych pasażerów. Czy mówienie operatorowi żeby stanął z prawej strony bo będzie lepszy kadr to "agresywne zachowanie"?
Podczas szarpaniny jednemu z pracowników metra strąciłem czapkę za co grożą mi 2 lata pozbawienia wolności Emotikon grin
Jestem ciekawy jak rzecznik metra wytłumaczy się z tego, że szarpany był także mój operator kamery. On też zagrażał bezpieczeństwu? Strzelał laserem z kamery?
Krzywdzące jest to, że przez kłamstwa rzecznika metra pojawiło się wiele artykułów z nagłówkiem "Wardęga szarpał staruszka". Wiele osób nie sprawdza informacji i przeczytałem już dużo komentarzy o treści, że powinno się mną tak szarpać i mnie pobić skoro nie szanuję starszych ludzi...

Źródło: Oficjalny profil Sylwestra Wardęgi na Facebooku

Jako, że Wardęga nie stosował się do poleceń Straży Ochrony Metra, ta zaalarmowała Policję. I wobec funkcjonariuszy tej formacji prankster również stawiał opór. Halo, Panie Wardęga - prank się skończył, trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny i powiedzieć: "stop!". Tak trudno było zdjąć hełm, powiedzieć przepraszam, wyjaśnić sytuację i uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji? Może i to było możliwe, ale gdyby wziąć pod uwagę to, że cała akcja mogła zostać pociągnięta tak długo przez Wardęgę "dla fejmu", w sumie nie dziwię się, że został ostatecznie skuty. Może o to po prostu chodziło?


O Wardędze było ostatnio trochę cicho. Za cicho, jak na osobę, która wcześniej narobiła ogromnego szumu w social media. Może właśnie taki był zamysł? Efekt jest niesamowity - mówi się o tym, że Wardęga, polski youtuber, prankster, popularny człowiek został zatrzymany przez Policję. Akurat nagrywał film. Pod jego wpisem na Facebooku naklikało się mnóstwo lajków, posypało się wiele komentarzy - znowu coś się dzieje. W swoim wpisie na Facebooku Wardęga rzecz jasna opisał siebie jako ofiarę. Warszawskie Metro na to...

Reklama

Drogi Lordzie Vaderze. Stoimy na straży „jasnej strony mocy” i musimy dbać o warszawską podziemną Galaktykę i jej użytkowników. Pewnie dlatego nasz ogląd sytuacji różni się od Twojego, Drogi Lordzie. To, co dla Ciebie było zaplanowanym żartem, inne osoby odebrały całkiem poważnie. Nasz maszynista nie widział „wapniaka”, ale starszą osobę, pasażera, który kilkakrotnie przewracał się na podłogę i wymagał pomocy. Nasi wartownicy próbowali to z Tobą wyjaśnić. Niestety „ciemna strona mocy” zwyciężyła i potrzebna była interwencja Policji. Mamy nadzieję, że jednak przejdziesz na „jasną stronę mocy” i w przyszłości wspólnie wykorzystamy „Moc” w dobrym celu.

Źródło: Profil na Facebooku: "Metro Warszawskie"

Reklama

Po pierwsze - ktoś za tak fajny komunikat powinien dostać "socialmediowego Nobla". Po drugie - skonfrontowanie ze sobą dwóch różnych relacji zdarzeń w wagonie warszawskiego metra wskazuje na to, że jak napisałem powyżej - pracownicy zachowali się zgodnie z procedurami, youtuber natomiast stawiał opór, czym zmusił funkcjonariuszy Policji do bardziej bezpośrednich działań. Z całej sytuacji zrobiła się mała afera, dzięki której o Sylwestrze Wardędze ponownie zrobiło się głośno. Szczerze? To mimo wcześniejszych żartów, które Wardęga popełniał (a nie do końca jestem fanem akurat takiej sztuki), człowieka poważałem. Tak, wiem - Wardędze nic po poważaniu kogoś takiego jak ja. Już nie chodzi tutaj o to, że youtuber narobił rabanu w wagoniku i postawił na równe nogi pracowników metra i policjantów. To, co stało się potem jest już trochę bardziej obarczone wstydem. Robienie z siebie ofiary nie jest fair - w szczególności wobec pasażerów, którzy mogli wtedy sądzić, iż rzeczywiście dzieje się coś niedobrego. Sam nie wiem, jakbym zareagował, gdyby kimś rzucało po wagoniku jak kukłą. Może i bym to powiązał ze stojącym obok Vaderem. A co z innymi pasażerami? Oni nie muszą się znać na takim żarcie.

O to właśnie chodzi

Dobry żart wymaga odpowiedniego wyważenia, smaku i pewności, że każdy z jego powodu się uśmiechnie. Strażnikom, policjantom do śmiechu nie było. Jak widać - pasażerom również. Wardęga od całej historii odcina kupony. Nie wszyscy mają pogląd na całą sytuację i mogą upatrywać w osobie youtubera ofiarę. Tymczasem nie wygląda to do końca tak, jak przedstawił to Sylwester. Przy całej mojej sympatii do tego człowieka... muszę mu to akurat zapisać jako konkretną wtopę. Ejże, Sylwester, myślałem, że masz nie tylko poczucie humoru, pomysł, ale i również klasę.

Grafika: 1, 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama