Siedemnaście dni po starcie z indyjskiego Satish Dhawan Space Centre wydarzyło się coś, co zdecydowało o wartości całej misji tego konkretnego sprzętu. Antena o średnicy 12 metrów rozłożyła się w przestrzeni niczym gigantyczny kwiat... lub jak kto woli: parasol. NISAR – wspólne dziecko NASA i ISRO – przeszedł właśnie moment, który odróżnia pełnoprawny projekt od zalążka. Wydarzyła się chwila, w której satelita przestaje być zbiorem podzespołów, a staje się narzędziem do realnej pracy.

Na pierwszy rzut oka to "tylko" kawał złoconej siatki, rozpiętej na kompozytowych żebrach. Waży 64 kilogramy, a jej zadanie to kierowanie i odbiór mikrofal z dwóch radarów – L-band i S-band. Pierwszy potrafi penetrować gęste lasy, chmury i śnieg, drugi jest bardziej czuły na lekką roślinność i wilgoć. W połączeniu tworzą system, który widzi niemal wszystko.
Naukowcy dostają w ten sposób dane o ruchu lodowców, deformacjach gruntu po trzęsieniach ziemi, aktywności wulkanów czy stanie mokradeł. Z dokładnością do kilku centymetrów. Te dane są ogromnie ważne nie tylko dla nauki – rolnicy, inżynierowie czy służby kryzysowe mogą podejmować na ich podstawie decyzje, które realnie chronią życie i zasoby.
Mechanika rozkwitu
Proces uruchomiono 9 sierpnia. Najpierw rozkładał się wysięgnik – 9 metrów długości, rozwijany powoli, przegub po przegubie. Ten etap trwał kilka dni i wymagał nieustannego monitorowania z Ziemi. Cztery dni później przyszła kolej na właściwe widowisko: odpalono małe ładunki pirotechniczne, zwolniono blokady i antena zaczęła "rozkwitać". Trwało to 37 minut. Najpierw napięcie zgromadzone w sprężystych elementach, potem praca silników i kabli.
Z kompaktowego dysku o średnicy 60 cm powstała struktura wielkości autobusu. Każdy ruch miał znaczenie – gdyby mechanizm się zaciął, misja straciłaby jakikolwiek sens. Fakt, że całość przebiegła zgodnie z planem, pokazuje owocne lata przygotowań i testów.
SAR, czyli jak oszukać fizykę
Bez radaru z aperturą syntetyczną trzeba by było zbudować antenę długą na 19 kilometrów, żeby uzyskać podobną rozdzielczość. NISAR radzi sobie inaczej: łączy kolejne echa radarowe i zbiera w symulowaną, ogromną soczewkę. Takim trikiem uzyskuje się obrazy o pikselach 10-metrowych i możliwość śledzenia zmian w czasie. Interferometria pozwoli zestawiać kolejne zdjęcia i tworzyć trójwymiarowe animacje – jak film o tym, jak Ziemia oddycha, zapada się czy rośnie.
To narzędzie pozwoli np. rejestrować tempo topnienia lodowców na Grenlandii, obserwować powstawanie osuwisk czy mierzyć, jak wulkan "puchnie" przed erupcją. Dane naukowe zamienią się w mapy ryzyka, które można udostępniać rządom i społecznościom naukowym: i nie tylko.
Dziedzictwo i współpraca
To nie pierwszy raz, kiedy NASA używa SAR-ów. Już w latach 70. powstał Seasat, a w latach 90. Magellan mapował Wenus. Ale NISAR to skala nieporównywalna – najdoskonalszy radar, jaki kiedykolwiek trafił na orbitę. Co więcej, to projekt dwustronny: Amerykanie dostarczyli radar L-band, Hindusi – S-band i platformę satelitarną. Wspólne operacje po starcie prowadzi sieć stacji naziemnych ISRO.
Całość misji to też piękny symbol partnerstwa technologicznego, co w ostatnich latach przybrało na znaczeniu – Indie stają się jednym z kluczowych graczy w eksploracji kosmosu. W tle jest też geopolityka: dane z NISAR mają charakter globalny, ale jednocześnie budują prestiż obu agencji.
Po co to wszystko?
Ziemia zmienia się szybciej, niż przywykliśmy myśleć. Katastrofy naturalne, infrastruktura, rolnictwo – wszystko zależy od danych. Satelita będzie śledził nie tylko dramatyczne wydarzenia, ale i codzienną gospodarkę: jak wilgoć rozkłada się w glebie, jak lasy radzą sobie po pożarach, jak rozwijają się tereny zalewowe.
Czytaj również: Chcą osadzić „radar” na orbicie. Będzie pilnował Ziemi
Dane z NISAR mają trafiać nie tylko do naukowców, ale i do decydentów, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo ludzi i żywność na stole. W czasach kryzysów klimatycznych i energetycznych dostęp do takich informacji staje się walutą strategiczną. A to znaczy, że parasol rozwinięty w sierpniowy poranek nad Ziemią stanie się jednym z najważniejszych narzędzi obserwacyjnych tej dekady.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu